Obiad świąteczny. Przy stole zgromadzona cała rodzina. Pierwszemu kęsowi aromatycznej kaczki towarzyszą odgłosy zadowolenia kosztujących. Próbujesz sama i jesteś przekonana, że to najlepsze co w życiu jadłaś. Jednak, kiedy po pewnym czasie wracasz do tego dania, ze smutkiem stwierdzasz, że nie jest to smak, który pamiętasz.
Inna sytuacja. Okazuje się, że bigos, który wyciągasz z lodówki po kilku dniach nadal jest dobry. Zjadasz go w ramach kolacji. I tu spotyka cię zaskoczenie. Niby ten sam bigos, a smakuje o wiele lepiej. Odleżał, przegryzł się i stał się wyrazisty. A jednak mi się udał – myślisz.
Związek miłosny dwojga ludzi może właśnie być jak ta kaczka – do której, gdy wracasz, smakuje gorzej, albo jak ten bigos, im więcej dasz mu czasu, tym ma lepszy smak. Problem w tym, że na początku związku zazwyczaj trudno stwierdzić, z którym daniem masz do czynienia. Relacja początkowo prezentująca się jako jałowa, może w wyniku rozstania nabrać smaku. Może też stać się zupełnie odwrotnie. Znajomość, która pobudza wszystkie zmysły, po rozstaniu traci całe swoje piękno.
Przeterminowana kaczka po portugalsku
Natalia ma 30 lat, mieszka w Warszawie. Jest specjalistką ds. marketingu w międzynarodowym przedsiębiorstwie z branży budowlanej. Dwa lata temu rozstała się definitywnie z chłopakiem, z którym spotykała się od liceum.
– To była nieunikniona decyzja. Nasz związek narodził się w ostatniej klasie liceum i trwał przez wiele lat. Marcin był moją pierwszą miłością. Nasze początki to była sielanka. Nie miałam wątpliwości co do tego, że resztę życia spędzimy razem. On był szarmancki, czuły, dbał o mnie. Pomimo młodego wieku pracował, uczył się i był wzorem odpowiedzialności. Problemy zaczęły się, gdy poszliśmy na studia. Na trzecim roku zaczęłam starać się o możliwość rocznego wyjazdu na Erasmusa do Portugalii. Poinformowałam Marcina dopiero, gdy się zakwalifikowałam, ponieważ jestem przesądna i nie chciałam zapeszać. Wpadł w szał. Powiedział, że nie wyobraża sobie rozłąki na rok. Bał się, że znajdę sobie atrakcyjnego latynosa (jak to ujął), który zawróci mi w głowie i zatrzyma mnie za granicą na stałe. Dla mnie to była kompletna abstrakcja. Nigdy w życiu nie dałam mu najmniejszego powodu do obaw czy zazdrości. Próbowałam go przekonać. Prosiłam, błagałam, ale on postawił mi ultimatum, a ja idiotka byłam w niego tak wpatrzona, że zrezygnowałam z wyjazdu w imię miłości.
Natalia, bez wątpienia miała jednak szczęście do Portugalii. Dwa lata później obroniła pracę magisterską i dostała propozycję rocznego stażu w tym samym mieście, które miała odwiedzić w ramach Erasmusa.
– To była powtórka z rozrywki – mówi Natalia śmiejąc się. – Tym razem jednak wiedziałam że chodzi o całe moje życie zawodowe i wyjechałam. Rozstaliśmy się i dla obojga z nas było to przeżycie druzgoczące. Pierwszy miesiąc na wyjeździe, to był koszmar. Codziennie od nowa pakowałam walizki i chciałam wracać do Marcina. Gdyby nie wsparcie współlokatorki, pewnie bym wróciła i jednocześnie popełniła największy błąd w życiu.
Po rocznym stażu, firma w której pracowała Natalia zaproponowała jej etat w Polsce. Wróciła, wynajęła mieszkanie i zaczęła życie na własny rachunek. I wtedy Marcin pojawił się w jej życiu ponownie.
– Spotykaliśmy się regularnie i dość szybko znów zaczęliśmy być razem. Marcin wprowadził się do mnie. Zapowiadało się super, ale szybko okazało się, że taka odgrzewana miłość to nie to samo. Ten sam mężczyzna, który kiedyś był dla mnie wzorem odpowiedzialności, nagle zaczął wydawać mi się dziecinny i mało ambitny. Pracował jako sprzedawca w sklepie dziecięcym i nie miał aspiracji na nic więcej. Ja szybko z asystentki awansowałam na specjalistkę, poszłam na studia podyplomowe, a on w wolnym czasie oglądał telewizję. Nie mieliśmy o czym rozmawiać. Przestaliśmy uprawiać seks, bo chyba oboje staliśmy się dla siebie nieatrakcyjni. Po niecałym roku rozstaliśmy się. Bez żalu.
Zrozumiałam, że po moim powrocie w naszym związku nigdy już nie było miłości. Powrót do siebie nawzajem był wygodny dla obojga, bo nie wymagał randkowania i poszukiwań, ale czas który spędziliśmy oddzielnie zmienił nas. Dorośliśmy i staliśmy się dla siebie obcy. Marcin nie był tym facetem którego kiedyś kochałam, a ja kobietą, w której on się zakochał. Nie pasowaliśmy już do siebie.
Bigos musi się przegryźć
– Michał zostawił mnie w momencie, gdy postanowiłam zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Na niego – mówi 24-letnia Ania, studentka pedagogiki, od dziecka mieszkająca na przedmieściach Warszawy. – Mój związek trwał prawie cztery lata i był bardzo burzliwy. Oboje z moim chłopakiem mamy ciężkie charaktery. Po maturze ja chciałam od razu mieć wszystko. Męża, pieniądze, życie na poziomie do którego przyzwyczaili mnie rodzice. A on nie mógł mi nic z tych rzeczy zaoferować. Po prostu do tego nie dorósł, ale wcześniej nie potrafiłam tego zrozumieć. Jestem osobą, która nie akceptuje odmowy, porażki ani tego, że cokolwiek może iść nie po mojej myśli. Michał robił wszystko, żeby dopasować się do moich oczekiwań, ale chyba był na to za młody. Przerosła go odpowiedzialność, której od niego wymagałam. I postanowił się ode mnie uwolnić. Zostawił mnie, a po miesiącu związał z inną dziewczyną. Taką, która nie miała wobec niego żadnych oczekiwań. Chciałam wydrapać jej oczy. To był jak cios tytanową patelnią w twarz. Ale otrzeźwiło mnie.
Ania długo walczyła z uczuciem po rozstaniu. Na wiele sposobów. Jednak bigos ciągle siedział w jej głowie.
Najpierw wmawiałam sobie, że Michał był po prostu dupkiem, który odszedł do chudszej i głupszej. Wiadomo, z taką łatwiej żyć. Potem tłumaczyłam sobie, że i tak na mnie nie zasługiwał, więc dobrze się stało. Gdy dowiedziałam się jednak, że on cały czas wypytuje moich znajomych co u mnie, że szuka kontaktu, zrozumiałam, że naprawdę mnie kochał tylko nie wytrzymał presji. Nie łudziłam się, że jeszcze cokolwiek może być między nami, więc zaczęłam żyć swoim życiem. Wybaczyłam mu to, co zrobił i przestałam rozkładać całą sytuację na czynniki pierwsze.
Czasem dobrze jest złapać dystans. Ania i Michał musieli dojrzeć do wspólnego życia.
Kiedy przestałam zupełnie o nim myśleć, wydarzyło się coś dziwnego. Przyśniło mi się, że ma problemy, więc napisałam do niego czy wszystko ok i dokładnie w tym samym momencie dostałam sms o identycznej prawie treści od niego. To był początek nowego rozdziału. On rozstał się z tamtą dziewczyną, zaczęliśmy spotykać się na nowo, choć oboje byliśmy bardzo zachowawczy. Uczucie jednak zwyciężyło. Nie wiem, jak było w jego przypadku, ale wiem, że moje nigdy nie zgasło i choć wydawało mi się, że jestem z niego „wyleczona”, nigdy tak naprawdę nie byłam.
Nie byliśmy razem prawie rok i uważam, że ten czas był zbawienny dla naszej relacji. Ja zrozumiałam, że jedyną osobą, od której mogę oczekiwać spełniania moich zachcianek, jestem ja sama i że nie wolno mi narzucać swojego stylu życia innej osobie. Michał zmienił się nie do poznania, dojrzał, jest rozsądniejszy, lepiej wie, czego chce od życia i konsekwentnie realizuje swoje cele. Nasze role trochę się odwróciły. Nie podejmuję już decyzji za nas obojga i pozwalam Michałowi być tym, który nosi spodnie w naszym związku. Ten układ sprawdza się jak na razie doskonale.
Miłość zakonserwowana
Zarówno historia Natalii jak i Ani pokazuje, że miłość ma wiele twarzy. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy warto dać sobie nawzajem drugą szansę. To zależy od wielu czynników.
Jeżeli związek dwojga ludzi został zbudowany w oparciu o trwały fundament jakim jest przyjaźń i szacunek, jest szansa, że to, co doprowadziło do rozpadu relacji, zostanie podczas separacji przepracowane przez obie strony. Czasami, jak w wypadku Ani, dwoje ludzi spotyka się w niewłaściwym dla siebie momencie. Uczucie, choć ekstremalnie silne, może w takiej sytuacji doprowadzić do katastrofy. Wzajemne oczekiwania, niespełnione obietnice powodują, że prędzej czy później któraś ze stron nie wytrzymuje. Z reguły jest to mężczyzna, bo niestety, badania pokazują, że jest on mniej odporny psychicznie od przedstawicielek płci pięknej. To dlatego kobiety potrafią latami tkwić w toksycznych związkach, które je wyniszczają, a mężczyźni ewakuują się, gdy tylko zaczyna się psuć. Nie chodzi o to, kto kogo kocha bardziej, ale o to, że nasze biedne chłopaki po prostu wypalają się psychicznie o wiele szybciej niż my.
W przypadku Natalii, dość szybko okazało się, że proces dojrzewania i weryfikacji planów życiowych poróżnił ją z jej partnerem. Musimy być świadomi, że w wieku osiemnastu lat jesteśmy zupełnie innymi ludźmi niż w wieku lat trzydziestu. Zmieniamy się z każdym dniem, uczymy, doświadczamy nowych rzeczy i w związku z tym nieustannie ewoluujemy. Możemy próbować zakonserwować miłość na pewnym etapie, ale po czasie zwykle okazuje się że słoik był nieszczelny i jego zawartość zupełnie się zepsuła. Rozstajemy się wtedy bez żalu, co najwyżej z poczuciem zmarnowanych lat, ale i ze świadomością, że nasz partner nigdy nie byłby w stanie dać nam szczęścia.
Osobiście, głęboko wierzę w to, że odgrzewane kotlety mogą smakować równie dobrze, co świeżo usmażone, ale wymaga to ciężkiej pracy kucharza i niemałego talentu. Dlatego nim podejmiesz decyzję o ponownym zejściu się ze swoim byłym partnerem, zastanów się najpierw, czy oboje jesteście dość dojrzali by nie popełniać błędów, które sprowadziły was na manowce. Zastanów się, czy każde z was przebaczyło to co złe i potrafi ruszyć do przodu bez wypominania przeszłości. I jeśli czujesz, że to możliwe, spróbuj.