Kiedyś wszystko było proste i oczywiste.
Koleżanka rozstawała się z partnerem, więc brało się delikwentkę do herbaciarni, fundowało melisę i z pobłażliwością w głosie tłumaczyło, że życie jest za krótkie, by płakać za facetem, a nieszczęśliwym być nie warto.
Wiedziało się wszystko i miało się gotowe recepty. Oczywiste było, że należy się szanować, nie dać sobą poniewierać, a jak mężczyzna zdradzi, to wystawia się walizki za drzwi i cześć.
Pryncypialność była w cenie, bo była czysto teoretyczna.
Nadeszła pora na praktykę i nagle się okazuje, że choćby on osiągnął iście olimpijskie wyniki w długości i częstotliwości skoków w bok, to te walizki mu wynieść za próg bywa ciężko. Bywa, że teoria o życiu zbyt krótkim na płacz, zostaje przykryta rzeczywistością kredytów, zobowiązań, wspólnych lat, rodziny, tych uczuć i sentymentów nieustępliwych.
Na przykład taka ja: w rozstawaniu się niebawem osiągnę mistrzostwo świata, wszak mam wieloletnie już doświadczenie, jakże bogate w emocje!
Jedyne, co dziś wiem na pewno: już niczego nie wiem na pewno. Już nie mam żadnych teorii damsko-męskich, które uważałabym za niepodważalną prawdę.
Słyszałam, że miłość jest prosta i słyszałam, że jest skomplikowana; że jest ślepa, ale także że wszystkie zmysły wyostrza; wszystko wybacza, ale może jednak wypacza? Nie ma recept, nie ma żadnego „powinno się”. Jestem ja i jestem on, ale przede wszystkim ja. I to ja decyduję, czym jest dla mnie miłość, czym jest dla mnie związek. Choćby świat miał mnie za śmieszną i spierał się ze mną, to ja i tak wiem swoje. To ja tu żądzę. Ja, z moimi emocjami, tłumaczeniem sobie samej wszystkiego jak chłop krowie na rowie, z mądrymi książkami i własnymi przemyśleniami na ten temat. Nie będę żyła ani kochała jak moja mama, jak moja siostra, ani nawet jak pani z mięsnego na rogu. Będę po swojemu kochać, rozstawać się, godzić, kłócić. Wybiorę tylko to, co jest DLA MNIE właściwe.
Jedyne, co już wiem na pewno – wszystkie rady o kant stołu rozbił. Nie mów drugiemu, co tobie samej niemiłe.
Już wiem, że nie ma cudzych recept na moją własną miłość. To się, psze pani, samo leczy.