Go to content

„Nie, druga osoba nie cierpi tak samo”. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o rozstaniu

Fot. iStock / Gajus

Decyzja o tym, by rozstać się z partnerem nigdy nie przychodzi łatwo. A gdy już ją podejmiemy, to i tak często mamy wątpliwości. Dlaczego tak jest? Po czym poznać, że przestałyśmy kochać partnera albo jak dostrzec, że on przestał kochać nas? Kiedy należy skończyć związek i jak można przygotować się do rozstania?

Czy kobieta, która przygotowuje się do rozstania powinna szukać wsparcia innych kobiet?

To bardzo pomaga. Dla wielu z nas koniec związku to trauma. Można się z tym borykać latami, unikać budowania nowej relacji. Warto szukać kobiet, które przeżyły podobne rzeczy – tylko one mogą nam krok po kroku pokazać jak to jest – jak sobie radzić, na co musimy być przygotowane.

Co pomaga uporać się ze stratą?

Nie u każdej z tych kobiet możemy mówić o „uporaniu się”. Jedne, owszem, są szybko gotowe do nowego życia. Ale są też inne, które muszą pokonać długą drogę, żeby powiedzieć: to już za mną. Ważne, żeby poradzić sobie ze wszystkimi emocjami związanymi z rozstaniem. Zadać sobie pytanie: jakie konkretnie są moje uczucia. Wtedy po raz pierwszy możemy mówić o o żalu, złości, smutku,strachu. Czy wiemy z czym konkretnie nie możemy sobie poradzić? Z poczuciem odrzucenia, przegraną rywalizację z inną kobietą? Wstydem? Czasem warto wyobrazić sobie lustro, w którym widzimy byłego partnera.Roztrzaskajmy to lustro, w wyobraźni, na kawałki. Jest tu i teraz. Co to znaczy? Że już nie jesteśmy w tamtym związku, że to już przeszłość, że to już. To ważne, bo często karmimy się iluzjami – wszystko się uda naprawić, znów będziemy razem. Żyjemy takimi złudzeniami nawet wiedząc o tym, że ich były partner już jest w innym związku.

Czy ktoś kto porzuca cierpi podobnie?

Smutne, ale ktoś, kto podjął decyzję o rozstaniu, jest tego pewny, to raczej już nie cierpi. Oczywiście, są ludzie, którzy odchodzą, bo nie mają wyjścia. Ale wtedy trudno mówić o decyzji, to jest bardziej przymus. Bo co mi pozostaje, jeśli druga strona już nie odpowiada na to, czego ja potrzebuję, odsuwa się? Kto tutaj kogo porzuca nawet jeśli to ja wypowiadam słowo „koniec”. Choć z drugiej strony nawet taką sytuację możemy przeżyć z dumą i poczuciem wpływu – co ułatwia pogodzenie się ze stratą.

Dlaczego zostajemy, choć chcemy rozstania?

Tym, co sprawia, że kobieta nie odchodzi, często jest lęk. On ma, oczywiście, różne podłoże. Czasem zastanawiamy się, co będzie potem i to budzi strach, bo wydaje nam się, że będzie gorzej. Sama zmiana życia też generuje strach – nie jesteśmy na to gotowe. Jest mnóstwo mechanizmów, które zatrzymują kogoś w relacji. Trzeba je powoli poznać, rozbroić jak bombę, dopiero wtedy można mówić o gotowości do rozstania.

Czy dużo jest kobiet, które potrafią się rozstać?

Z pewnością nie, a to pewnie dlatego, że jest niewiele rodzin, które uczą takiego komfortowego funkcjonowania w relacji z mężczyzną. Jesteśmy raczej od dziecka przygotowywane do tego, że może być ciężko, a naszym zadaniem jest to znosić, naprawiać, łagodzić.

Co to znaczy wiedzieć, że związek mnie niszczy? 

A skąd w ogóle wiemy, że czujemy się źle? Jakie ciało daje nam sygnały? Najczęściej to ściśnięty żołądek, drżące ręce, przyspieszony puls, ogólny dyskomfort. Jeżeli kobieta wraca do domu i jest zestresowana, boi się, nie może jeść albo przeciwnie, kompulsywnie się objada, pojawiają się problemy ze snem, jeśli nie może się rozwijać, cieszyć, jest smutna – jest to znak, że ta relacja jest niszcząca. Mąż czy partner nie powinien być źródłem lęku czy frustracji. Jeśli, oczywiście, uznajemy, że właściwa jest definicja związku jako relacji napędzającej do życia, dodającej energii. Że razem możemy zrobić więcej niż samotnie, lepiej zarabiać, może więcej podróżować, mieć dzieci, pasje, seks. Gdy tego nie ma, warto się zastanowić dlaczego tak się dzieje. Może to nie chodzi o partnera, albo nie tylko o niego. Może to ja przestałam kochać?

Czasem myślimy: „Boże, rzucę go, ale co będzie z domem, rodziną?”. Czujemy się winne. Jak sobie z tym poradzić? Co to oznacza?

Zdrowa relacja to taka relacja, w której możemy być sobą, nie musimy udawać, tylko możemy szczerze mówić o tym, co czujemy. I jeśli kobieta zaczyna mieć wątpliwości, to siada z partnerem i mówi: „Nie wiem, co się z nami dzieje, nie wiem co czuję, zróbmy coś z tym”. Wtedy mogą podjąć ileś działań, których celem jest przyjrzenie się temu – mogą rozmawiać, iść na terapię, wyjechać razem czy nawet zdecydować na chwilę rozłąki. Ale to zawsze jest współpraca. Ona mówi, on reaguje. A jeżeli ona w samotności zastanawia, co ma z tym zrobić, czy go kocha czy nie kocha, to chyba nie najlepiej świadczy o  porozumieniu. Potrzeba uchronienia związku przed rozpadem musi być po obu stronach. To bardzo ważne. Jeśli on nie chce walczyć– znaczy, że nie zależy mu tak bardzo jak tobie. Nie myśli. „Co będzie z domem, rodziną”.

A jeśli się boję, że powiem co czuję? Bo on odejdzie?  

I jak to świadczy o tym związku i jego wartości? Inna rzecz, że kobiety często nie chcą dostrzec tego, co mężczyźni im przekazują, nawet niewerbalnie. On się już wycofuje, a ona myśli, że jak będzie miła, to wszystko da się uratować. Godzi się na wszystko, byle tylko on z nią był. Często utrzymujemy więc pozory, że wszystko jest ok. Robimy to i dla siebie, i dla otoczenia. Łatwiej przepłakać noc, a rano z dumnie podniesionym czołem ruszyć do pracy i podtrzymywać iluzję dobrze funkcjonującej rodziny. U większości ludzi jest ta ogromna tęsknota za domem z ogródkiem, dwójką dzieci i kolacjami dla przyjaciół. Bo tak – w obiegowej opinii – wygląda i żyje człowiek, który ma udane życie.

Są kobiety, które w takim związku się nudzą. Chcą silnych emocji, dla nich relacja z mężczyzną to ciągłe przejażdżki z nieba do piekła i z powrotem. Skąd one mają wiedzieć, że powinny podjąć decyzję o rozstaniu skoro wciąż żyją w skrajnych emocjach?

Warto przyjrzeć się relacji z rodzicami. Jeśli tam było zbliżanie i oddalanie, odrzucenie, napięcie, huśtawka – to trudno, żeby ktoś wychowany w takiej atmosferze umiał potem żyć w spokojnym związku. Taka osoba rzeczywiście często mówi „nudzi mnie stabilizacja”. Za tym kryje się lęk przed bliskością. Niestabilny partner jest gwarancją, że nigdy nie będziemy z nim naprawdę. A co za tym idzie – nie zostaniemy odrzuceni. Paradoks polega na tym, że kobiety żyjące z niestabilnym mężczyzną są przecież wciąż odrzucane, ale z drugiej strony mają złudzenie, że nie muszą bać się, że on je odkryje, pozna, zaakceptuje, a potem odtrąci. One też nie będą musiały pokochać go naprawdę – z jego wadami, słabościami. Taka więź jest dla nich odstraszająca. Takie kobiety zakochują się nie tylko w niestabilnych mężczyznach, ale też w takich, z którymi nie mogą się związać: księżach, uczniach, żonatych. I ich związek może ciągnąć się latami. Jak z tego wyjść? Obedrzeć relację z iluzji nieba. Ale to jest trudne. Bo takie kobiety potem – gdy tęsknią, albo gdy on się odzywa – racjonalizują. „Było źle, ale przynajmniej od czasu do czasu miałam ten moment haju, więc i tak mam więcej niż kobiety żyjące w nudnych związkach”. Trzeba dokładnie zobaczyć ten mechanizm, skoncentrować się na sobie, zaobserwować, co nami kieruje, być może skorzystać z pomocy psychoterapeuty. Ważne, żeby zastanowić się, na jakim związku nam zależy, jak chcemy żyć. I na ile partner, z którym jesteśmy, jest w stanie pomóc nam zrealizować ten cel.

Dlaczego tak wiele z nas tak bardzo boi się rozstań?

Bo rozstania generują bardzo dużo trudnych emocji. Wymagają nauczenia się nowych zachowań, uruchomienia siły, energii. Dużo trudniej się rozstać ludziom, którzy nie zostawili sobie w związku pewnej sfery niezależności. I nie chodzi tylko o pieniądze. To często dzieje się wtedy, gdy kobieta oczekuje, że mężczyzna będzie nie tylko partnerem, ale że się nią całkowicie zaopiekuje, wszystko za nią załatwi. To jest oczywiście wygodne. Ale to pułapka, bo przestajemy zaspokajać swoje potrzeby albo je tak bardzo tłumimy, że nie potrafimy ich rozpoznać. A kończy się to depresją, nerwicami.

Jak pokonać strach przed decyzją o rozstaniu?

Trzeba przyjrzeć się temu lękowi. Zadać sobie pytanie: „czego konkretnie się boję”? Załóżmy, że odpowiedź brzmi: samotności. Kiedy będę się czuła samotna? Wieczorami. To co mogę zrobić, żeby te wieczory sobie umilić? Warto też zrozumieć, dlaczego tak bardzo boimy się samotności. Czy to nasz lęk czy na przykład przekazała go nam mama, babcia czy inna ważna osoba. Trzeba oddzielić to co jest moje, od tego, co ktoś mi wpoił. Należy także zaakceptować trudne emocje. Decydując się na rozstanie, decyduję się na swego rodzaju kryzys, ale kryzysy są najbardziej rozwojowymi momentami w życiu, może więc warto podejść do tego z optymizmem.

Na co musimy być przygotowane ?

Nie wymyślajmy różnego rodzaju scenariuszy, emocjonalnie będziemy już je przeżywać, czyli kryzys rozstania będziemy przeżywać dużo dłużej niż on trwa, a potem może okazać się, że czujemy w ogóle inaczej niż przewidywałyśmy.

Możemy nie radzić sobie ze strachem czy jeszcze kiedyś się zakochamy i założymy rodzinę, z obawą przed nową rzeczywistością, w której wszystko będziemy musiały robić same. Warto się zastanowić czy lęk w ogóle nie jest dominującą emocją w naszym życiu. Możemy wchodzić w relacje, bo się boimy. Boimy się być same, a za tym „same” kryje się świadomość, że musimy być teraz odpowiedzialne za swoje życie, że nie ma „my”. Możemy też sobie nie radzić ze społecznym przymusem wychodzenia do ludzi. „Zbierz się, nie można tak siedzieć w czterech ścianach”. A w sumie dlaczego nie? Trzeba słuchać swojego organizmu. Owszem, jesteśmy istotami stadnymi, każda relacja, spotkanie może być budujące, ale samotność jest nam potrzebna do pracy nad sobą, do rozwoju, to nie jest gorszy sposób na życie. Nie mówię o izolacji czy ucieczce. Ważne, żeby po rozstaniu rozmawiać, dzielić się tym, nie stawiać się w roli ofiary – „jestem gorsza, bo mi sie nie powiodło”. Wiele kobiet ma takie myśli i ja bym się przyjrzała, co się za tym kryje. Lęk przed opinią, utratą określonego wizerunku, bo przecież mając partnera jestem atrakcyjniejsza, bo koleżanki przychodzą z mężami, ja też chcę.

Czy warto zaraz po rozstaniu uciec w nowy związek?

Ważne, żeby wykorzystać ten moment po rozstaniu dla siebie, żeby – co się często zdarza – kolejny związek nie był lekarstwem. Na przykład znajdujemy partnera kompletnie innego od poprzedniego i kompulsywnie zaspokajamy potrzeby, których nie zaspokoił tamten. Ale ile tak będziemy się karmić? W nowy związek powinnyśmy wchodzić będąc już świadome tego, czego chcemy w relacji, co same możemy dać, a na to często potrzeba czasu. I dobrze, gdy go mamy, bo dzięki temu potem będziemy szczęśliwsze. I mądrzejsze. I nawet jeśli zauroczymy się kimś, będziemy bardziej racjonalnie na to patrzeć. A słowo rozstanie, nie będzie już budzić tak strasznego niepokoju.


Na podstawie rozmowy Pauliną Kapiec Kałużyńską, psycholog, psychoterapeutą, która prowadzi warsztaty dla kobiet po rozstaniu.