Go to content

„Nie boisz się, że tak samo postąpi kiedyś z tobą? Czujesz ten pat?” Odpowiedź żony na list kochanki

Fot. iStock / vitranc

Przeczytałam list kochanki do żony i nie zrozumiałam hejtu. Chociaż jestem żoną. Żoną zdradzoną. Oto jakaś dziewczyna przyznaje się do romansu z żonatym. Pisze, że on miał ją wszędzie, że pisał, choć żonie robił kawę. Powinnam być wściekła, zła, obruszona. Powinnam ciskać piorunami, nienawidzić.

Nie jestem.

Wiem jakie jest życie. Bardziej myślę, że w układzie kochanka – żona obie cierpią. Obie są oszukiwane. I niezależnie jak potoczy się sytuacja – życie każdej z nich się zmieni. Tylko ludzie nierozumni nie widzą jak ciężko się buduje szczęście na cudzym nieszczęściu, że jeśli on okłamuje żonę prędzej czy później okłamie też kochankę.  Bo życie, to jednak jest czasem matematyka. Są ludzie, którzy walczą o związek bez romansu i inni, którzy w niego uciekają. Bo tak jest łatwiej. Bo bardzo trudno być wiernym. Trudno codziennie brać odpowiedzialność za siebie, za drugą osobą, za życie „razem”.

Tak, to bywa nudne, męczące, i nie ma tego „wszędzie”. Seksu wszędzie, z którego kochanki bywają tak dumne. Z którego wszyscy jesteśmy dumni, gdy przeżywamy swoje początki, uniesienie, romantyczne chwile.

Kochana Kochanko,

Może kochamy tego samego mężczyznę. Mam jednak tę siłę i przewagę nad tobą, że to ja jestem jego pierwszą miłością, urodziłam mu dzieci, to dla mnie umierał – o czym tak pisałaś, że w czasie przeszłym. Jednak pierwsze miłości pamięta się najbardziej, prawda? A teraz zejdźmy trochę na ziemię.

To ja od ponad dziesięciu lat z nim jestem. Wiem, jak budzi się rano, układam mu skarpetki w szafie, wiem jakiej wody toaletowej używa i co lubi jeść na śniadanie – ty masz często takie marzenie, prawda? Odlatujesz z nim w hotelach, ale marzysz, żeby zobaczyć w jakiej piżamie zasypia, jak usypia dzieci i jakie bajki czyta im na dobranoc,  chętnie porozmawiałabyś z jego mamą, siostrą. Marzysz, by porwać go w codzienność, by się do niej wślizgnąć, by nie czekać na telefony od niego, bo przecież wiem, jak bardzo czekasz. Jak nienawidzisz weekendów, świąt, Sylwestrów i ferii. Ale on w weekendy nie odbiera, albo pisze coś ukradkiem. Naprawdę nie zasługujesz na więcej? Tylko ten SMS: „szaleję za tobą?”.

Ale nie będę się wywyższać, bo po co? Czy to chodzi o wygraną, prawdę, bilans? A może o to, by ponosić odpowiedzialność.

Czy jeśli wchodzisz w nasz związek (jednak wciąż związek) nie czujesz, że naruszasz cudzy świat? Jak bardzo on by nie mówił, że jest nieszczęśliwy, smutny, niespełniony. Dlaczego nie powiesz mu po prostu: „Odejdź”. Bez żadnych warunków, lęków, że jednak wybierze mnie. Po co te półśrodki? Kto cię nauczył, że nie możesz chcieć wszystkiego?

To byłaby miara jego miłości do ciebie, prawda? Rzuciłby dla ciebie mnie, zrezygnował z rodziny, z domu, z samochodu, mieszkania. Życie, to jest w końcu wybór.

Ale jeśli by to zrobił – nie miałabyś uczucia, że tak samo postąpi kiedyś z tobą?

Czujesz ten pat? Czy ty wiesz, co wybierasz wybierając romans? Odpowiedziałaś sobie na te pytania?
Jak czujesz się budząc rano, wiedząc, że ktoś kogo kochasz – budzi się obok kogoś innego. Naprawdę wierzysz, że on nie uprawia ze mną seksu, że nie mówi mi czułych słów, że odrzuca mnie każdego dnia tylko ja jestem tak bardzo ślepa. Kochana,… w 90 procentach przypadków on pogrywa nami dwiema. Z głupoty, ze słabości. Ale nie chcę tłumaczyć jego, bo to nie jest ważne. Ważne jesteśmy my. Każda z nas. Czy mamy z miłości to co byśmy chciały?

Nie jestem żoną walczącą. Kiedyś zadzwoniła do mnie przyjaciółka. Podejrzewała męża o zdradę. To dla niej, w środku zimy, stałam przed klubem, gdzie trwało właśnie spotkanie integracyjne męża.

Przyjaciółka dostała histerii, paliłam nerwowo papierosa, mówiłam, żebyśmy jechały, bo to upokarzające. A ona w końcu zobaczyła Tamtą, ubraną w czerwoną sukienkę, szczupłą brunetkę. „Czy ona jest dużo ładniejsza ode mnie”– pytała gorączkowo.

Nie, to moja przyjaciółka była dużo ładniejsza. Ale szpiegowanie, kompleksy, błagania, porównywanie się zawsze obniża naszą wartość, zawsze jesteśmy wtedy brzydsze. Brak siły jest, niestety, słabością.

Pamiętałam o tym, gdy to Ty wtargnęłaś w moje życie. Choć złamałaś mi serce. Okej, on złamał mi je bardziej, bo przecież powinien mnie szanować. Kochałam go, gdy tracił pracę, gdy był biednym studentem,  nie mieliśmy na nasze pierwsze mieszkanie. Gdy go dopingowałam. Miałam prawo się wkur…., że przyszłaś na gotowe. Rodziłam mu dzieci i wychowywałam je, przecież nie tylko dla siebie. To miało być coś naszego. Rodzina. Ale on na to wyrzygał. Może ze słabości, może z szału dla ciebie, bo byłam bardziej niż przeciętna prosząc, by kupił mleko, zapłacił rachunki i coś tam posprzątał. Jeśli znajdziesz receptę jak żyć z kimś iks lat i wciąż nie być przeciętną – zapłacę ci każde pieniądze. Bo przebaczyć ci już nie muszę – przebaczyłam.

Widzisz, nie prosiłam twojego ukochanego  (mojego męża), by został. Czytałam waszą korespondencję i zjechałam miliom pięter w dół. Bo dla ciebie to, co on pisał było wyjątkowe, dla mnie niestety, znajome.

O smutne, gdy czytasz zdania, które cię stworzyły, gdy słuchasz tych samych piosenek – które on dziś oznacza przeznacza innej kobiecie, tobie.  To boli tak, że ciężko się oddycha i nie bardzo można wstać następnego dnia.

Ale to można przeżyć, naprawdę. Uczysz się, że słowa, to tylko słowa. Dlatego uważałabym, gdy on pisze, że „szaleje”. Nie, nie ze złośliwości, uwierz.

I widzisz, mój mąż sprzedał cię w sekundę, płakał, wyznawał, że kocha tylko mnie, chociaż to z tobą w tych hotelowych pokojach (wiesz, że ze mną kiedyś też? Tak, potrafi być wspaniałym kochankiem). I wiem, że nie zawsze tak jest. Ale co z tego? Czy warto być z kimś kto oszukuje?

Czy warto słuchać kogoś, kto szepcze nam do ucha różne słowa, a potem idzie gdzieś i tak naprawdę żaden ten jego świat nie jest prawdziwy.

Współczuje bardzo tobie i współczuje sobie – zasługujemy na kogoś więcej. Nie na faceta, który żyje w kłamstwie. Nie na faceta, którego siłą są słowa. Nie na faceta, który wyprał nam mózgi tak, że my – dwie kobiety – zagryzłybyśmy się nawzajem.

Czy ma sens nasza rywalizacja? Jakie ma znaczenie, która wygra? Którą on bardziej? Zawsze któraś przegra, któraś ma złamane serce.

A przecież gdybyśmy wszystkie, my kobiety, były wobec siebie lojalne nie byłoby romansów. Byłyby ewentualnie rozstania. I ich, mężczyzn – odpowiedzialne – decyzje. My im te decyzje często utrudniamy.

Przemyśl to sobie,

pozdrawiam,
Żona