Go to content

„Krzyczał: Widziałem go przy windzie. Zdradziłaś mnie, su*o!” Życie z patologiczną zazdrością

fot. urbazon/iStock

Wielu moim koleżankom wydaje się, że zazdrość faceta o swoją kobietę jest czymś absolutnie cudownym. Pewnie myślicie, że każdego dnia dzięki temu musiałam czuć się doceniona, zadbana i kocha. Przyrzekam wam, że to jest jakaś bezgraniczna męczarnia. Przyrzekam wam, tego się po prostu nie dało wytrzymać.

Wzięliśmy szybko ślub po trzech tygodniach znajomości. Byłam wtedy na totalnym haju, cudownie zakochana. Myślałam, że to jest szaleństwo miłości i muszę powiedzieć mu natychmiast „tak”. Wkurzała mnie na tamtym etapie mama, która mówiła: „Po co córciu się tak spieszysz? Poczekaj trochę, poobserwuj człowieka, jaki jest naprawdę, poznaj jego rodziców i charakter”. Wtedy myślałam, że moja mama już nie pamięta, co to jest romantyczna miłość. Więc poszłam na żywioł.

Czerwone flagi

Gdybym jednak była wtedy ostrożniejsza, zobaczyłabym kilka czerwonych flag już na początku naszego związku. Pamiętam np. że jak byliśmy razem na wakacjach – on właściwie nie odstępował mnie na krok. Pewnego wieczora był chmurny i naburmuszony, ponieważ podczas wycieczki odłączyłam się tylko na chwilę od grupy i rozmawiałam z piętnaście (!) lat młodszym chłopakiem. Gadaliśmy o nowych trendach w pracy w branży IT. Kompletnie nie traktowałam tego chłopaka w kategoriach romantyczno-erotycznych. Zupełnie nie miałam tego w głowie. Normalna sytuacja bez flirtu, jakich dziesiątki doświadcza każdego miesiąca statystyczna Kowalska. Dziś wiem, że on już wtedy sobie coś ubzdurał. Niczego mi jednak nie tłumaczył, tylko wieczorem chmurzył się i do mnie nie odzywał. Ale to było tylko preludium.

Następnego dnia, kiedy poszłam do wioski położonej trzy kilometry od naszego domku po produkty na śniadanie, on jeszcze spał. Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale kiedy wychodziłam ze sklepu, zobaczyłam, że on stoi za krzakiem i mnie obserwuje. Próbowałam do niego podejść, ale on uciekł. „Co za jakaś dziwaczna sytuacja”, pomyślałam. Nie wiem czemu, ale kiedy wróciłam do domu, nie podjęłam rozmowy. Czułam się totalnie głupio, że go przyłapałam na takiej akcji. A po godzinie to już było tak absurdalne, że sama zaczęłam łapać schizy i przekonywałam siebie, że to niemożliwe, że musiało mi się przewidzieć. On na pewno akurat przechodził tamtędy bo coś chciała załatwić we wsi. Dziś już bym tak tego nie zostawiła i próbowałabym wyjaśnić. To były pierwsze czerwone flagi, które powinnam potraktować jak ostrzeżenia.

Złapała nas chemia

Wiem dziś jeszcze jedno – że jak na początku pojawia się między dwojgiem ludzi szalona chemia – to nie jest najlepsze. Prawdziwa dobra miłość potrzebuje czasu, by wzrastać i się rozwijać. A tak naprawdę szaleństwo miłości może oznaczać kłopoty. Bo wtedy dwoje ludzi „haczy się” na swoich deficytach. Brzmi skomplikowanie, ale jest proste. Ludzie dobierają się w takie kompatybilne duety jak dawca-biorca, kat-ofiara, opiekun i małe dziecko, które kompensuje sobie brak rodzica z dzieciństwa. W sumie konfiguracji może być sporo. Gdy tacy ludzie się spotkają, czują się jak dopełniające się idealnie kompatybilne dwa puzzle. Na początku takiego związku wybucha nieprawdopodobna wprost chemia i kochankom wydaje się, że Pana Boga za nogi złapali. Tak właśnie było między nami. A potem zaczęły się sygnały ostrzegawcze, które ignorowałam, które jakoś przebaczałam. Aż w końcu nastąpiła okropna kumulacja wszystkiego. Wtedy już wiedziałam, że moim partnerem dzieje się coś niedobrego, że coś jest nie tak.

Zazdrość jak choroba

Zazdrość moi drodzy może być jak choroba i  jak ktoś już na nią zachoruje, to ona wcale nie dotyczy tylko obiektu miłości. Taki człowiek ma w głowie wielki lęk. Wprost nieprawdopodobny. On nie ufa światu! I choć to pozornie wygląda na absurdalne, opowiem wam jak było na moim przykładzie.

Mój ukochany po jakimś czasie zaczął mi po kryjomu przeglądać telefon komórkowy. Zażądał też otwarcie hasła do mojego maila i komputera. Powiedział mi, że w dobrym związku ludzie takie rzeczy muszą mieć przed sobą otwarte. Wydawało mi się to logiczne, więc mu dałam wszystkie PIN-y. Wydawało mi się to fair, bo dostałam też wszystkie kody dostępu od niego. Na czym wiec polegała różnica? Ja kompletnie nie czułam potrzeby, by przeglądać jego pocztę, natomiast on spędzał długie godziny, by monitorować, co ja robię w ciągu dnia. Kiedyś odkryłam, że sprawdza nawet, co czytam na moim Kindle. Po prostu widziałam, że ktoś loguje się z innego urządzenia i nadczytuje moje książki. To było już chore!

Jednak na tym się nie skończyło. Mówiłam wam już, że zazdrość jest jak choroba. Dziś już wiem od terapeuty, że to rodzaj urojeń, którymi taki facet zamęcz swoją kobietę. Zdarzało się np. że mój partner wbiegał ma trzecie piętro po schodach z jakimś oszołomieniem w oczach i krzyczał: „Zdradziłaś mnie! Suko, widziałem go na dole, jak wychodził z naszego bloku”. A ja stałam w drzwiach półprzytomna, ponieważ właśnie drzemałam na kanapie i w osłupieniu patrzyłam na niego, bo nie wiedziałam, o czym on do mnie mówi.

Naprawdę chciałam ratować

Pewnie powiecie, że taki związek można było jakoś uratować. To teraz wam powiem, że nie wierzę w to, ponieważ mój mąż był na trzech terapiach. Na jedną chodził sam, na drugą poszliśmy oboje, trzecia to była terapia grupowa. Naprawdę nic mu nie pomogło. Choć faktycznie był moment, kiedy wszystko się na chwilę wyciszyło. To była pandemia, kiedy oboje pracowaliśmy z domu. Niemal nigdzie się wtedy nie chodziło, więc mój ukochany też zachowywał się spokojniej. Ale kiedy wróciliśmy do pracy, ataki zazdrości wybuchły na nowo. 

Postanowiłam się z nim rozstać, kiedy odkryłam, że zamontował mi w telefonie jakąś aplikację śledzącą, jakbym była jego dzieckiem. Oczywiści nie spytał mnie o zgodę.  Kiedy powiedziałam, że przegiął, próbował mi wmówić, że to wszystko dla mojego dobra i bezpieczeństwa. Kiedy go wyśmiałam, zaproponował, bym zgodziła się nie usuwać tej aplikacji, by dla odmiany on czuł się bezpiecznie. „Bez tego dostaję białej gorączki i nie potrafię sobie radzić z emocjami,” krzyczał i błagał. Ta awantura to było dla mnie za dużo. Wyprowadziłam się. Od kilku tygodni mieszkam sama i czuję, że mogę oddychać pierwszy raz od sześciu lat. Od daty naszego ślubu. Poszłam też samodzielnie na terapię i od specjalisty dowiedziałam się, czym jest ta choroba. To Syndrom Otella. Niestety bardzo trudno się go leczy. Dlatego wiem, że niestety, ale podjęłam dobrą decyzję.