Pewnie każdy z nas ma jakiś swój „typ w miłości”. Zakochujemy się w osobach o kreślonym typie urody albo osobowości. Mamy słabość do wysokich blondynów lub pociąga nas tym „łobuza”. Kiedy nie jesteśmy z nikim związani, chętnie wyobrażamy sobie jak powinien wyglądać nasz wymarzony partner. Ale potem, kiedy dochodzi do nawiązania prawdziwej, głębszej relacji, okazuje się, że ukochany niewiele ma w sobie z tego wyśnionego ideału. Że wariujemy na punkcie kogoś, kto nam się wcześniej nie podobał. Że to nie jest nasz „idealny typ”.
Przez długi czas naukowcy, którzy badali w jaki sposób wybieramy partnera zakładali, że nasze preferencje znajdują jakieś odzwierciedlenie w ostatecznym wyborze – to znaczy, że wchodzimy w związki z osobami, którzy posiadają cechy dla nas atrakcyjne. Aż w końcu psychologowie doszli do wniosku, że nasze pierwotne preferencje mają niewiele wspólnego z naszą miłosną ścieżką. Dlaczego tak się dzieje i dlaczego tak jest lepiej?
Jeśli spytasz przyjaciółkę, która zawsze gustowała w spokojnych blondynach, dlaczego wyszła za mąż za energicznego bruneta, dowiesz się, że to uczucia zmieniają wszystko. I jeszcze, że ważne jest to, kto kogo „wybrał”. Jej historia była prosta. Spotkała mężczyznę, który ujął ją swoim sposobem bycia, ale przede wszystkim swoim stosunkiem do niej – do kobiety, którą pokochał. Jego cechy fizyczne zaczęły być dla niej atrakcyjne w momencie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że on ja kocha i kiedy zrozumiała, że i on staje się dla niej kimś ważnym. Nagle słowa „przystojny mężczyzna” przestały być czymś abstrakcyjnym, a zyskały określoną twarz i cechy charakteru. Zaczęła marzyć o mężczyźnie, na którego wcześniej nie zwracała uwagi, ba który ją drażnił.
To, czego chcesz i to, co dostajesz
Niedawno zespół psychologów przebadał około 750 samotnych osób. Uczestnikom zadano pytanie, jakie cechy powinien mieć ich partner. Pięć miesięcy później skontaktowano się z nimi ponownie. Po tym czasie około jedna trzecia badanych weszła w związek. Pozostali nadal byli samotni. Wszystkich za pytano jeszcze raz o cechy wymarzonego partnera. Zgadnijcie, co się stało?
Wszyscy ci, którzy byli nadal samotni, mówili o tych samych cechach, co za pierwszym razem. Nadal mieli w głowie jakiś idealny obraz osoby, z którą chciałyby być – obraz bardzo konkretny i dość „wymagający”. Ci, którzy byli już z związku, szczęśliwi i zakochani opisywali swoich ukochanych i ukochane, w bardzo ciepłych, emocjonalnych słowach. Nagle okazało się, że cechy, które wydawały się bardzo istotne wcześniej, przestały mieć znaczenie. Że wzrost, kolor włosów, poziom emocjonalności to rzeczy drugorzędne. Bo miłość zmienia perspektywę. Choć mówi się, że jest ślepa, ona otwiera nas na to, czego nie widać „gołym okiem”. Uczucia sprawiają, że chcemy kogoś poznać lepiej, że chcemy zajrzeć głębiej. Że dostrzegamy więcej. I zaczynamy rozumieć, z kim nam jest naprawdę dobrze.
Czy nasze preferencje wpływają na wybór partnera? Może odrobinę. Ale tak naprawdę i tak wybiera serce. I to dobrze, dzięki temu mamy szansę być w miłości szczęśliwi.