Gdyby zacząć znowu od tego księcia na białym koniu, w którego tak uparcie chcemy wierzyć… Ale dobra, nie ma co wracać do starych i nieprawdziwych bajek. W końcu wiemy, że książę nigdy nie zjawi, a już na pewno nie na białym koniu. Trzeba sobie w końcu to uświadomić i ewentualnie zaakceptować trampki lub mokasyny – co kto lubi, bez konia.
Ale w tę miłość prawdziwą chcemy wierzyć. Mieć pewność, że istnieje i że gdzieś na nas czeka. I choćby miał to być ciemny las usłany krzakami jeżyn (przyszły mi do głowy ze względu na kolce) to my tej miłości będziemy szukać z rękami poranionymi, choćby na kolanach.
A może lepiej dać sobie spokój. Choć na chwilę. Wyłożyć się na słonecznej polanie. Zweryfikować swoje plany i wbić sobie raz na zawsze do głowy, że niektóre rzeczy na temat miłości dalekie są od prawdy i nie ma co się o nie zabijać. Naprawdę.
Pierwsza z nich: miłość wszystko wybaczy
Że niby jak kochamy, to powinniśmy przebaczać wszystko. Zacisnąć zęby i brnąć w tę miłość. Bo jak już w końcu do nas przyszła, to musi być wybaczaniem. A guzik prawda. Bo gdyby tak to odwrócić i powiedzieć: miłość nie powinna stwarzać powodów, dla których trzeba wybaczać? Ha?!? Nie brzmi inaczej i jednak prawdziwiej. Każdy z nas ma w sobie limit wybaczeń i listę rzeczy, które wybaczyć potrafi. Także – można mieć dość wybaczania, co nie znaczy, że przestaliśmy kochać.
Druga fałszywa prawda: miłość to pełna akceptacja
Jasne, że tak. Ale akceptacja osoby, a już niekoniecznie jej zachowań. Możemy go kochać za wiele rzeczy, możemy go kochać także za jego wady. Ale na litość boską nie musimy akceptować tego, że nie pomaga nam w domu, że nie zajmuje się dziećmi, że woli spędzić czas przed telewizorem niż na zabawie z dzieciakami. Akceptacja ma granice. Naprawdę warto o tym pamiętać.
Trzecia z nich: nie ma miłości bez zazdrości
Tak sobie myślę, że w ten banał chyba już nikt nie wierzy. Ale gdyby jednak, to owszem odrobina zazdrości, pokazania, że komuś na nas zależy może być miła, a dla niektórych nawet niezbędna dla potwierdzenia swojej atrakcyjności w oczach ukochanej osoby (co jest w ogóle głupotą, bo o tym same powinniśmy wiedzieć). Ale zazdrość, która nas ogranicza, która kontroluje, która w końcu staje się swojego rodzaju przemocą wobec nas, sprawia, że nie czujemy się w związku bezpiecznie – co to, to nie. To już nie miłość. To chora zaborczość osoby zakompleksionej i niepewnej swojej wartości osoby.
Czwarta: prawdziwie kochamy tylko raz
Taaa, jasne. Fakt, że tę pierwszą miłość pamiętamy najbardziej i najmocniej przeżywamy. Ale w naszym życiu kochamy wiele razy. A co więcej ta miłość się zmienia, tak jak my się zmieniamy. Kochamy drugi raz i trzeci, i znów… Nie czekajmy na tę jedyną, z każdej bierzmy to, co dla nas dobre, co ważne. A bajki włóżmy między książki. Nie ma co czekać, trzeba być uważnym na wszystko, co nas spotyka, na każde uczucie, choćby na początku wydawało się niewarte naszej uwagi.
Piąta niby prawda: miłość romantyczna jest
Że niby kolacje, kwiaty, niespodzianki. Jasne, też są ważne, ale nie one stanowią o istocie miłości. Mogą, ale nie muszą być miłym dodatkiem, jeśli ktoś tak lubi. Ale miłość to wytarcie tyłka dziecku, kiedy ciebie boli głowa. To odkurzenie mieszkania. To zrobienie zakupów, to zrobienie rano kawy. Miłość nie jest romantyczna, miłość jest codzienna i w każdym elemencie dnia możemy ją zobaczyć, a nie czekać na fajerwerki i romantyczną podróż. Cieszmy się z tego, że ona jest i nie oczekujmy od niej spełnienia niewypowiedzianych potrzeb.
I szósta: miłość to namiętność
Ci którzy przeżyli ze sobą 30 lat i więcej wiedzą, że to bzdura. Miłość to przede wszystkim bliskość i intymność. Namiętność wygasa – to naturalne, ba – a nawet wytłumaczalne naukowo. Można ja podsycać, ale nigdy nie będzie taka jak na początku związku. Bo nie. Koniec kropka. I lepiej się z tym pogodzić i skupić się na innych, prawdziwych aspektach miłości, niż rozpaczać i odchodzić, bo brak już iskry, błysku i seksu na stole w kuchni.
Można by jeszcze wymieniać, że nieprawdą jest, iż przeciwieństwa się przyciągają, że nad miłością nie trzeba pracować, bo ona po prostu jest. Ale to już chyba oczywiste oczywistości.
Listę takich „niby prawd” warto sobie wydrukować i powiesić na lodówce, by czasami na nią zerknąć i pomyśleć: „Cholera ja to mam szczęście, kocham prawdziwie i jestem kochana”. Albo… przestać czekać na tego księcia 😉