Go to content

6 lat temu żona zachorowała na raka. Już jest zdrowa, ale nasze życie intymne przestało istnieć

fot. Andrea Piacquadio/Pexels

Próbowałem już wszystkiego. Były romantyczne wyjścia do restauracji, masaże, kąpiele, wyjazdy tylko we dwoje bez dzieci, szantaże i groźby. Myślałam nawet o tym, by wzbudzać u żony zazdrość. Albo o tym, by podstawić jej jakiegoś fantastycznie zbudowanego kolegę. Wszystko po to, by znów miała ochotę na seks. Nic nie działa! Nie działają prośby, byśmy razem poszli do terapeuty lub seksuologa. Nic! Ostatni raz próbowaliśmy się kochać dwa i pół roku temu.

Czuję się bezsilny. Od kiedy żona zachorowała na nowotwór szyjki macicy, czyli od sześciu lat, nasze życie seksualne w zasadzie przestało istnieć. Usłyszałem od niej, że to moja wina. Że to ja ją musiałem zarazić, a to jest bzdura, nigdy jej nie zdradziłem.

Czyja to wina?

Po diagnozie i po operacji byłem bardzo wyrozumiały i cierpliwy. Rozumiałem, że to nie była łatwa operacja i że wymaga długiej rekonwalescencji. Rozumiałem ból żony i przez co najmniej półtora roku w ogóle nie pytałem o seks. Widziałem, że cierpi. Rozmawialiśmy o tym, co się stało, jednak ona nigdy do końca nie przyjęła informacji, że to, wcale nie musi być moja wina. Tak jej powiedział lekarz: „Najprawdopodobniej mąż panią zaraził wirusem HPV” i ona w to uwierzyła. A przecież mogło być inaczej, wirusem mogło się zarazić któreś z nas jeszcze przed ślubem. Dlaczego ona nie chce tego w ogóle wziąć pod uwagę?

Kiedy po półtora roku zacząłem delikatnie pytać żonę, czy może by chciała, ona za każdym razem odpowiadała: „Chcę być zdrowa! Nie chce już seksu z tobą”. Ja wiem, że po operacji ona weszła we wcześniejszą menopauzę i że jej pochwa nie nawilża się jak kiedyś z powodu braku hormonów. Ja to wszystko rozumiem. Ale przecież są na to sposoby! Do dziś nic do niej nie trafia. Żona bez przerwy chodzi po lekarzach i wszystko sobie bada. Ona żyje w jakimś lęku, że ta sytuacja się powtórzy. W zasadzie to ja już nie widzę możliwości poprawy.

Najgorsze jednak jest to, że jakby ktoś spytał mnie, czy kocham ją, to bez zastanowienia odpowiadam: „tak!”. Natomiast jak cofam się wspomnieniami, to dochodzę do wniosku, że już kiedy urodziły się nasze dzieci, było kiepsko w tych sprawach. Żona zawsze spała w łóżku razem z dziećmi, gdy były malutkie. Jednak jeszcze wtedy, na tamtym etapie przed chorobą, mieliśmy jakieś relacje seksualne. Nie za często, ale jednak jakieś były.

Dziś mamy dwa oddzielne łóżka, co oczywiście jest decyzją żony. Jak pytam ją, dlaczego, odpowiada, że nie może koło mnie spać, bo chrapię. Dla mnie to jest jedynie nędzna wymówka.

Najbardziej boli, że muszę prosić o skrawek czułości

Nawet gdy wieczorem razem oglądamy jakiś film, to nie ma dla mnie czułości, bliskości, intymności. Nic już takiego między nami nie zostało. Ona zachowuje się tak, jakby kompletnie nie brała pod uwagę moich potrzeb seksualnych. A ja jestem facetem ledwo po czterdziestce. Naprawdę nie jestem jakiś brzydki czy ułomny. Może mam lekki brzuszek, może trochę się zaniedbałem, ale to tylko dlatego, że ciężko pracuję i sam utrzymuję całą naszą rodzinę. I muszę nadmienić, że na niezłym poziomie, bo niczego nam ani dzieciom nie brakuje.

Kiedy zwierzyłem się bratu, powiedział mi: „Ty Michał głupi jesteś! Powinieneś wziąć sobie jakąś młodą laskę, tylko po to, by mieć z nią seks i sprawa załatwiona”. Ale ja tak nie potrafię. Nie chcę porzucić mojej rodziny, bo naprawdę ich kocham. Wiem, że nie miałbym najmniejszego problemu w tym, by znaleźć sobie kochankę. Zawsze podobałem się kobietom i do dziś się podobam. Widzę, że różne dziewczyny na mnie reagują, zapraszają do siebie do domu na drinka. Ja wiem, co to znaczy i dlatego do tej pory dziękowałem za zaproszenia. Jednak za każdym razem kiedy odmawiam, one stają się bardziej natarczywe. To się im właśnie podoba, bo potem mi mówią: „Ty Michał fajny facet jesteś! Nawet żony nie zdradzisz”.

Ciche przyzwolenie?

Dziś wydaje mi się, że moja żona liczy się z tym, że ja już dłużej tak nie wytrzymam. Zastanawiam się nawet, że może ona daje mi jakieś ciche przyzwolenie na seks poza małżeństwem. Wie przecież, że mam grupę przyjaciół, z którymi chodzę czasem morsować. Wyjeżdżamy też razem, by pochodzić po górach albo pojeździć na nartach. Znajomi wtedy pytają mnie, dlaczego zawsze jestem sam. I co ja im mam powiedzieć?!

Żona nie ma problemu z tym, bym z nimi znikał z domu na kilka dni. Przecież musi zdawać sobie sprawę z tego, że to jest ryzyko, że tam jeżdżą też różne samotne i często bardzo piękne kobiety. Musi mieć świadomość, że ja dostaję od nich propozycje.

Kiedy się pokłócimy, potrafię jej wykrzyczeć: „A ty się nie zastanawiasz, że jak tak dalej pójdzie, to ja cię zdradzę?!”. Wtedy ona odkrzykuje: „To sobie zdradź!”. Nic więcej nie mówi, tylko gdzieś sobie idzie i już nie wraca do tematu. Moja żona ma bardzo silną osobowość. Powiem jednak szczerze, że ja jej nie rozumiem, bo jak niedawno dowiedziała się, że nasi wspólni znajomi rozwodzą się po dwudziestu latach małżeństwa, a ja jechałem na morsowanie, usłyszałem: „Rybko, tylko bądź tam grzeczny!” To jakiś koszmar – pomyślałem. Przyznaję, że z dnia na dzień to ja jednak jestem coraz bliżej tej decyzji o zdradzie.

Dla kogo się tak stroisz?

Był taki moment już po operacji w naszym życiu, że na chwilę wszystko się poprawiło. Żona trafiła przez przypadek do zupełnie innego ginekologa i ten dla odmiany jej powiedział, że ona powinna właśnie teraz uprawiać jak najwięcej seksu, bo wtedy jej ciało przyzwyczai się do miłości i nasze stosunki staną się mniej bolesne. Przez miesiąc po wizycie u tego nowego ginekologa – znów było fajnie. Jak ja się wtedy cieszyłem!

Jednak po kilku tygodniach żona wymyśliła sobie nową chorobę. Powiedziała, że zaczęła krwawić i ginekolog twierdzi, że coś jej tam popękało w środku. Od tego momentu ona już prawie nie pozwoliła mi się do siebie zbliżyć. Albo jest zmęczona, albo w domu są dzieci, albo mówi, że jest tam sucha na dole i już nic z tego nie będzie. Wkurzam się. Przecież jestem facetem dość normalnie obdarzonym przez naturę. Nie czułem, że mogłem zrobić jej krzywdę. Staram się być delikatny.

Moja żona jest bardzo piękną, zgrabną i zadbaną kobietą. Nadal bardzo mi się podoba. To jest taki typ kobiety, co po bułki do sklepu nie pójdzie, jak się nie umaluje. Faceci też się za nią ciągle oglądają. Czasem się jej pytam: „Dla kogo ty się tak ładnie ubierasz? Dla kogo tak stroisz?” A ona na to: „Dla siebie!” O mnie nawet nie pomyślała.

A mi wstyd, bo coraz częściej oglądam się za innymi kobietami. Zwłaszcza jak przychodzi wiosna i dziewczyny zakładają minispódniczki. Głupio mi.

Muszę powiedzieć, że najbardziej uwłacza mi, że ja muszę prosić się o czułość żony. A najgorsze, że jak pójdziemy w gości, to ona mówi wszystkim, że ma najwspanialszego najukochańszego męża pod słońcem i że nigdy by nie zamieniła mnie na żadnego innego. No rzesz cholera, przecież ona dobrze wie, jak mnie uszczęśliwić.

Czy lubię swoje życie?

Tak, dlatego nie wyobrażam sobie, bym z kimś innym od nowa budował swoje życie. Natomiast nasze życie intymne to kompletna porażka. Tylko ta jedna rzecz. Gdyby był seks, mógłbym powiedzieć, że jestem szczęśliwy, że bardzo fartowny ze mnie facet, bo mam troje wspaniałych dzieciaków, duży dom, dwie świetnie działające firmy, śliczną żonę. Powiedziałbym wtedy, że mam wymarzone małżeństwo.