Go to content

„Śmierć ojca, diagnoza autyzmu u syna i moja choroba… Miałam wrażenie, że nie ogarniam. Że tonę”

Dlaczego ludzie tkwią latami w niszczących związkach? Przeczytaj, zanim ocenisz
Fot. iStock / swissmediavision

Siedem lat temu zwątpiłam, że mogę jeszcze mieć fajne życie i wpływ na jego jakość i decydować, co jest dobrym wyborem dla mnie, a nie tylko dla innych. Domykałam żałobę po śmierci mojego ojca. Dziesięć lat wcześniej zmarła moja mama. Byłam więc przytłoczona sprawami rodzinnymi i braniem odpowiedzialności za to, że teraz my z bratem musimy opiekować się dziadkami. Do tego doszła diagnoza mojego syna pod kątem zespołu aspergera i wiele innych życiowych wyzwań, w tym problemy ze zdrowiem, opowiada psycholożka Marta Iwanowska Polkowska.

Nagromadzenie tych sytuacji sprawiło, że choć jest silną przedsiębiorczą kobietą, ogarniającą życie, to straciła nadzieję, że kiedyś wszystko będzie dobrze, że odzyska spontaniczność oraz spokój, za którymi tęskniła. Mówi: Miałam wrażenie, że nie ogarniam. Że tonę. Że nie żyję swoim życiem”.

Jak wydobyłaś się z tego wszystkiego? Jak poradziłaś sobie z tak wielkim kryzysem?

Wpadła mi w ręce niezwykle inspirująca książka Rachel Cusk o metaforycznym tytule „PO”, która opowiada o żałobie i o tym, że po niej też jest życie. Czytając, mocno poczułam, że nie chcę się poddać. Wymyśliłam więc na swój użytek hasło, że chcę się nażyć. Puściłam je w świat na moim blogu i zaczęłam obudowywać teoriami psychologicznymi. Z czasem coraz więcej klientek zaczęło zwracać się do mnie… po #nażywanie się i tak hasło zaczęło magnetyzować.

Jest taka metafora, prawdopodobnie autorstwa Stevena D. Wolfa, którą bardzo cenię: „Bo w życiu nie chodzi o to, by przetrwać burzę, trzeba nauczyć się tańczyć w deszczu”. Jak ją rozumieć? Nie mamy wpływu na to, kiedy w naszym życiu pojawi się burza, jak silna będzie i jak długo potrwa, ale mamy wpływ na to, jak na nią zareagujemy. Mamy natomiast wpływ na świadome sięganie po to, co nas wspiera, rozwija i sprawia, że czujemy się po prostu lepiej. Dlatego dla mnie #nażyćsię oznacza przede wszystkim pozwolenie sobie na świadomy wybieranie i decydowanie, jak zareaguję na trudne sytuacje.

Oczywiście nie chodzi tu o tzw. „pudrowanie rzeczywistości” ani o wypieranie negatywnych emocji związanych z tym, co trudne. #Nażyćsię to zgoda na czucie i doświadczanie wszystkiego. Zgoda na to, że każdy z nas czasem ma gorsze chwile, czuje strach, smutek, frustrację, ma ochotę krzyczeć i płakać, choć się tego jednocześnie boi.

Dlaczego zgoda na te emocje jest taka ważna?

Boimy się emocji (i własnych i innych ludzi). Przez całe pokolenia byliśmy uczeni zaprzeczenia temu, że w ogóle coś czujemy. Emocje kojarzą się nam z brakiem profesjonalizmu, z histeryzowaniem, a tymczasem są kwintesencją bycia człowiekiem.

Dlatego ja dziś pozwalam sobie czuć. Gdy jest mi smutno, smucę się. Gdy jestem zła, zauważam i wyrażam moją złość. Ale jednocześnie staram się nie unikać tego, co dobre i sama poszukuję tego, co może mnie karmić spokojem czy radością. Nauczyłam się świadomie wybierać rzeczy i sytuacje, które mnie karmią, tym czego potrzebuję.

Często w swojej pracy spotykam się z opowieściami kobiet, które mówią, że owszem może i spotkały je dziś przyjemne rzeczy, ale tego nie zauważają. Nie zwracają na nie uwagi, nie pozwalają sobie na czucie radości, satysfakcji spełnienia. Wydaje im się, że muszą być sprawcze, skupione na poważnych sprawach, profesjonalne. Że wszystko jest ważniejsze niż radość. A ja chciałabym, żebyśmy wszystkie pozwalały sobie w ciągu zwykłego dnia na chwilę radości, szaleństwa, a może nawet dzikości. Nawet nie wiem, ile razy w swoim gabinecie słyszałam o tęsknocie za spontanicznością. #Nażywanie się jest o tym, byśmy dawały sobie to, za czym w tajemnicy tęsknimy.

Czasem w życiu dopada nas kumulacja nieszczęść i może zdarzyć się tak, że już naprawdę nie chce nam się wstać z łóżka. Co wtedy radzisz: jaki jest pierwszy krok, żeby się z tego otrząsnąć?

Ja bym po pierwsze to zauważyła. Nie wmawiała sobie, że wszystko jest OK, gdy nie jest. A często sobie wmawiamy. Zakładamy maski, pudrujemy nos, zakładamy modne ubrania i udajemy od rana do wieczora. Pod tym wszystkim ukrywamy prawdę o sobie. Nie zauważamy jej.

Zauważyć, to uznać, że mam gorszy okres w życiu i okazać sobie współczucie, bo przecież „nie tylko ja tak mam, a doświadczanie nieszczęść jest częścią bycia człowiekiem”. Każdego z nas, nawet tych najtwardszych, trudna sytuacja może na chwilę „zmieść” z codziennego funkcjonowania. Ważne, by w takim momencie nie „dowalać sobie”, wmawiając „tylko ja idiotka tak mam, inni sobie lepiej radzą”. Przeciwnie, dobrze jest pomyśleć o sobie życzliwie i z czułością. Potraktować siebie przynajmniej tak dobrze, jak traktujemy innych, gdy oni się z czymś zmagają.

Jaki jest drugi krok, który możemy zrobić?

Warto zastanowić się, czego ja w tej sytuacji potrzebuję, gdy czuję, przeżywam, gubię się. Może wsparcia przyjaciela, terapeuty, księdza – po prostu bliskiej osoby? Może wolnego czasu, by poukładać swoje sprawy? Więcej ruchu lub snu, by odzyskać dobrostan fizyczny?

A kiedy już zobaczymy światełko w tunelu, warto zadać sobie pytanie: „OK, czego ta sytuacja próbuje mnie nauczyć?” Bo może dzięki niej coś we mnie wzrasta? Może ona wydarzyła się po to, żeby utwierdzić mnie w przekonaniu, że sobie ze wszystkim poradzę? Albo, że będąc silną mogę też sięgać po wsparcie innych? Może miałam szansę nauczyć się większej wyrozumiałości wobec siebie i bycia mniej perfekcyjną? A może chciałam za dużo, oczekiwałam nierealnego i to sprawiało, że byłam rozgoryczona?

Odnalezienie sensu w nieszczęśliwym wydarzeniu z naszego życia jest tak ważne?

Tak i nie zadzieje się, gdy jeszcze łzy cisną się do oczu. Żałoby, smutku nie można przyśpieszać. To przyśpieszanie zniechęca i frustruje. Ale zawsze można kierować się ciekawością. Nie szukaj sensu na siłę, ale z ciekawością. Z ciekawością zadawaj sobie pytania: „Co sprawiło, że jestem w tej sytuacji?”, „Czego ta ona próbuje mnie nauczyć?”

Na koniec chciałam cię spytać, co wczoraj było dla ciebie tą chwilą wyjątkową?

Wracając z warsztatów, miałam kilka wolnych godzin jadąc autostradą. Robiłam co lubię: słuchałam podcastów i obdzwoniłam bliskie mi osoby. A kiedy wróciłam do domu, cieszyłam się, że moi synowie i mąż na mnie czekali. Mogliśmy chwilę pogadać i zjeść upieczony przez męża ciepły chleb z masłem. To była fantastyczny moment. Prosty, ale tak bardzo karmiący.


Marta Iwanowska-Polkowska – autorka książki „Nażyć się. Nażyć się. Jak zacząć nażywać się od dziś, pamiętać o tym jutro i już nigdy o sobie nie zapomnieć”Jak o sobie mówi coachyca i trenerka, z wykształcenia psycholożka, z powołania towarzyszy innym w odważnym urzeczywistnianiu swojego JA, podejmowaniu śmiałych wyzwań i przechodzeniu przez zmiany z wyrozumiałością dla siebie.

Autorka podcastu „Urzeczywistnij swoje JA”. Prowadzi procesy indywidualne i warsztaty rozwojowe. Jej główne „narzędzia pracy” z innymi to refleksja, uważność, akceptacja i docenianie, zmiana perspektywy, ale też poczucie humoru i zachwyt.

Na stronie ManufakturaRozwoju.pl dzieli się swoimi refleksjami i podcastami.

 

Zobacz także: 32 pomysły, by #nażyćsię i być szczęśliwą według psycholożki Marty Iwanowskiej-Polkowskiej