(…) Wymiotowała coraz częściej. Najwięcej w nocy, bo wtedy niby się ucząc pochłaniała czekolady, kisiele, stosy kanapek, skrzydełka z KFC z frytkami i majonezem. Przez moment czuła się błogo. Potem biegła pędem do łazienki, by szybko i sprawnie zagłuszyć wyrzuty, i pozbyć się problemu. Nawet chłopak jej na początku nie wiedział, co się z nią dzieje. Widział, że jest blada, chudnie i tyje. Chciał pomóc. To on pierwszy wypowiedział to wstrętne słowo na b. Jego siostra chorowała. Doskonale znał problem. Wyśmiała go więc i zerwała. Nie będzie jej wmawiał, że jest chora. Zerwanie uczciła w McDonald’s w galerii handlowej. Znała już tamtejsze toalety. Wiedziała, która spłuczka jest głośniejsza, która kabina rzadziej wybierana. Miała wszystko dokładnie zaplanowane. Dwie minuty. Tyle zajmowało jej pozbycie się balastu. Nawet mama się nie orientowała. Jej bladość przypisywała ogromnej ilości nauki.
Bywały miesiące, że wymiotowała mniej. Szczególnie w wakacje. Był sport, piękna pogoda. Czuła się lepiej. Na zimę demon wracał i przykuwał na zmianę do lodówki i sedesu. Nawet nie wiedziała, że dziąsła krwią, bo szkliwo na tylnej ściance zębów jest podziurawione do tego stopnia, że praktycznie go tam nie ma. Kwasy żołądkowe go rozpuściły. Włosy wypadają, skóra się łuszczy, pojawia się trądzik, bo organizm nie dostaje żadnych witamin. 80 procent tego, co zjadła, wymiotowała. Była nerwowa, podrażniona, słaba. Wszystko kręciło się wokół jedzenia. Miała obliczone, co kiedy może zjeść i kiedy się oczyścić. Tak to nazywała. Oczyszczenie. Fizyczne i psychiczne.
*całość tekstu dostępna w tomiku opowiadań „Portrety” – premiera już w grudniu 2019!