Go to content

A może to jednak depresja? 6 oznak, które można latami ignorować i wypierać

Fot. iStock / Dirima

Więcej czasu niż kiedyś spędza na kanapie, leżąc i przeglądając idiotycznie komórkę. Co wieczór pije piwo. Mówi, że czuje się dobrze i nic mu nie jest. Ale ty widzisz, że coś, co było mu obojętne, teraz wytrącają go z równowagi. Po nocy kręci się po mieszkaniu i coś podjada. Rano jest niewyspany i opryskliwy. Nie daje sobie pomóc. Krzyczy, a ukradkiem płacze, lub godzinami patrzy w sufit. Ale kiedy pytasz go, co się dzieje, słyszysz: „Daj mi spokój. Nie mam żadnej depresji”. Jak dowiedzieć się, czy obniżony nastrój nie jest już stanem chorobowym? Czy twój bliski na siłę bagatelizuje swoje objawy?

Próbuje zagłuszać cierpienie

Szczególnie oporni w przyznaniu się do słabości są faceci albo kobiety, które lubią wszystko kontrolować. Takie osoby zaprzeczają swojej depresji, bo boją się, wstydzą, albo po prostu nie wiedzą, że utknęły w mechanizmie notorycznego wyparcia. Wtedy najczęściej robią wiele różnych rzeczy, które po prostu maskują ich chorobę. Co to może być? Alkohol, palenie trawki, papierosów, hazard, seks… Wszytko, co ich rozluźnia. Dziś mamy też całą nową gamę zagłuszaczy. Bo czym różni się obejrzenie sześciu odcinków serialu na raz od… wypicia sześciu kieliszków wina? Po serialu człowiek czuje następnego dnia równie zmęczony i niewyspany, co po alkoholu. A oglądając „obrazki na ekranie”, zagłusza swoje myśli, które być może w ciszy przemówiłyby do niego wyraźniej. Usłyszałby: „Czuję się wyczerpana psychicznie. Boli mnie całe ciało. Drętwieje mi kark i dłonie. Chce mi się płakać. Natychmiast potrzebuję głębokiego odpoczynku i długich wakacji”. A zamiast tego na ekranie goni za smokami, współczuje księżniczce lub zakochuje się w pani detektyw.

Odłączył się od tego, co ważne

Już nie cieszą go cię spacery z psem. W nosie ma fakt, że syn dostał się na wymarzane studia i wszystko jedno mu, co będzie robić w Walentynki. Zastanów się, dlaczego tak jest i jak długo to trwa? Bo kiedy ktoś traci z oczu i serca ważne dla siebie wartości, to znaczy, że przyćmiewa je ból i niepokój. Dlatego wtedy tak trudno skupić się na tym, co ważne.

Widzi przepaść między rzeczywistością a pragnieniami

Zazwyczaj, jeśli zauważamy taki dysonans, to robimy wszystko, by sytuację naprawić, czyli działamy na rzecz zmiany pracy albo polepszenia relacji w małżeństwie. Dysonans po prostu motywuje nas do rozwoju. Ale w przypadku depresji – może nasilać niepokój, poczucie niesprawiedliwości i wrażenie życiowej klęski oraz przegranej. Umysł chorej osoby, zamiast szukać konstruktywnych rozwiązań, będzie podpowiadał, że dzieje się teraz tragedia, że to jest sytuacja bez wyjścia. Taka osoba czuje się tak, jakby utknęła na wieki w jakiejś pułapce lub potrzasku, z którego nie sposób się wydostać.

W takim stanie umysłu wszystko wydaje się przytłaczające. Każda negatywna myśl rośnie w głowie w niekontrolowany sposób. To może być kaskada: „Mam denną robotę. Innym udaje się zmienić pracę. Propozycje za lepsze pieniądze same do nich przychodzą. Ja w życiu nie mam farta. Utknęłam w tej pracy na zawsze. A jeszcze będą zwolnienia. Wtedy to dopiero będzie syf. Jak ja powiem żonie, że mnie zwolnili?”

Zobacz także: 9 praktycznych porad, gdy twój bliski zachoruje na depresję

Jego lęki i smutki eskalują

Nie zawsze taka osoba stanie przed tobą i powie: „Potwornie boję się o naszą przyszłość i nie mogą z tego powodu spać!” Raczej obudzi cię w środku nocy i powie, że chyba ma zawał, bo nie może oddychać i boli go „coś” po lewej stronie. Albo zacznie się na długie godziny zamykać w garażu pod pretekstem remontu rowerów, by w samotności rozmyślać o rzeczach, które go martwią. Straci apetyt, będzie budzić się o świcie, mieć niewyjaśnione kołatania serca albo silne bóle brzucha lub głowy. Podsumowując – zacznie zachowywać się inaczej, skarżyć się na dziwne objawy somatyczne, albo dostrzeżesz, że ma skłonność do izolowania się.

Wpada w błęde koło pocieszaczy

Ponieważ taka osoba czuje, że przygniata ją smutek i lęk – szuka czegoś, co przynosi choćby krótkotrwałą ulgę. Czasem są to rzeczy zdrowsze – jak spotkanie z przyjaciółmi. Czasem neutralne – jak zakupy nowych ciuchów. A czasem szkodliwe – jak objadanie się do bólu brzucha, branie codziennie silnych tabletek nasennych. Choć problem zawsze wraca, a rozwiązanie jest krótkotrwałe, chora osoba nie widzi innego wyjścia. Ten zaklęty krąg spełnia tylko jedno zadanie: zadziałać w tej chwili. Sprawić, że choć na chwilę ulega się iluzji szczęścia i uwalnia od tego, co cię przygniata. Niestety to nie działa na dłuższą metę. Przeciwnie, spychany problem – wróci i niestety silniejszy.

Uważa, że nie ma wyjścia

Chora osoba tkwi w dołku i nic z tym nie robi. Nie chce iść ani na terapię, ani do psychiatry. A jednocześnie nosi w sobie przekonanie, że ruszy z miejsca – kiedy pozbędzie się cierpienia, gdy jakimś sposobem uda się jej odgrodzić kłopoty grubą kreską. Tu koło się zamyka, bo kolejnego dnia trzeba znów sięgnąć „po coś”, by przetrwać. I znów nic się nie zmienia. Jeśli bliska ci osoba jest dobrym aktorem, a ty nie wykazujesz się uważnością – łatwo te wszystkie symptomy zignorować i zwalić winę na przemęczcie. Pamiętaj, że „cykl walki o krótkotrwałą ulgę” – nie może trwać przez całe życie. Najprawdopodobniej wkrótce pokaże wam rogi i uderzy jak huragan. Dlatego trzeba działać już teraz.

Zobacz także: Czy leki antydepresyjne mogą uzależniać i zmieniać osobowość? Rozmawiamy z psychiatrą Andrzejem Silczukiem