Go to content

Ewa Woydyłło: Zmierzaj tam, dokąd pragniesz dojść. Nie wszystko musi się udać

– Osoby z ugruntowanym poczuciem własnej wartości są odporne na przeciwności losu, ponieważ może mniej wierzą w cuda, ale za to bardziej w siebie oraz życzliwe i trwałe przyjaźnie – mówi Ewa Woydyłło, psycholog, autorka książki „Droga do siebie. O poczuciu wartości” i gościni eventu Małgorzaty Ohme – Projekt dobrego życia. Ewa Woydyłło wystąpi z wykładem o autoempatii.

Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, twierdzi, że ta książka jest o nim i dla niego. Dlaczego dziś tak wiele osób przyznaje się do niskiego poczucia własnej wartości?

– Wiele osób interesuje się samodoskonaleniem i pracą nad sobą. Zwłaszcza kobiety mają skłonność do introspekcji i skupienia na relacjach. Zadają więc sobie często pytania: „Czy ja zasługuję?”, „Czy mi się należy?”, „A może ja już nie muszę na nic zasługiwać, bo po prostu czegoś pragnę?”. Wiele kobiet ma wciąż kulturowy nawyk, by dbać ponad wszystko o bliskich, zapominając o sobie i swoich potrzebach. Niektóre potulnie godzą się na związki, w których ktoś je krzywdzi, wyśmiewa czy obraża. Nawet jeśli z jego powodu wyraźnie cierpią. A gdy dochodzi do rozwodu, to wiele kobiet myśli: „Okropnie mi głupio, bo co ludzie powiedzą?” W tych myślach jest więcej poczucia winy niż złości, chociaż to on ją zdradził, ma dziecko z inną kobietą i porzucił rodzinę.

Poczucie własnej wartości dodaje odwagi do decydowania o sobie, a także do obrony przed krzywdą i złym traktowaniem. Można powiedzieć, że daje prawo do szczęśliwego życia na własnych warunkach, nie na cudzych. A przy okazji, poczucie wartości umacnia wewnętrzne przekonanie, że to, jaka jesteś, co potrafisz i czego jeszcze się możesz nauczyć, jest wystarczająco mocnym fundamentem do zbudowania dobrego życia. Osoby z ugruntowanym poczuciem wartości są odporne na przeciwności losu, ponieważ może mniej wierzą w cuda, ale za to bardziej w siebie oraz życzliwe i trwałe przyjaźnie.

Jak to się dzieje, że czasem nasze poczucie wartości doznaje uszczerbku?

– Zwykle dzieje się to pod wpływem krzywdzących i nieżyczliwych ludzi. Może nawet zdarzyć się u progu życia. Gdy dziecko przychodzi na świat domaga się głośno uwagi, troski, karmienia, zadbania – to właśnie jest zachowanie kogoś, kto jeszcze nieświadomie, ale wyraźnie manifestuje pewność siebie i komunikuje swoje potrzeby. Na tym właśnie polega późniejsze, już świadome poczucie wartości. Niektóre dzieci, niestety, tracą je bardzo wcześnie pod wpływem negatywnych komunikatów zawartych w złych słowach, np. „jesteś niegrzeczna”, „inne dzieci są ładniejsze”, „za dużo płaczesz” itp. Albo nawet nie w słowach, tylko w tym, że dorośli lekceważą potrzeby dziecka — nie słuchają go, źle karmią, nie reagują na płacz lub prośby itd. No i takie nieprzytulane lub ignorowane dziecko pomyśli sobie, że nie jest „takie, jakie powinno być”, że coś z nim jest nie w porządku, skoro nikt nie odpowiada czule na jego wezwania. To dziecko może jeszcze nie rozumieć nawet słów, ale czuje brak miłości, troski i zrozumienia. No to jak może mieć poczucie wartości i pewność siebie?

W książce napisała pani, że życie to droga i zachęca nas pani, byśmy pamiętali, że znajdujemy się w miejscu, do którego właśnie doszliśmy. Jak to ma nam pomóc?

– Droga to oczywiście metafora. A to miejsce, w którym się znajdujesz, to jakaś refleksja, pomysł, pragnienie, chwila zastanowienia, co robić dalej. Poczucie wartości to rodzaj abonamentu, stałej wejściówki w głąb siebie. Poznaj swoje potrzeby, a potem miej odwagę dążyć do ich spełnienia. Dalej piszę tak: „Nie zatrzymuj się, zmierzaj tam, dokąd pragniesz dojść. Nie wszystko musi się udać. Niewykonalne cele zamień na wykonalne”. To ostatnie zdanie było kiedyś wielkim moim odkryciem z czasów młodzieńczych, gdy często słyszałam, podobnie jak wiele kobiet: „Nie dawaj za wygraną, musisz mieć wyniki, czerwony pasek, masz odnosić sukcesy”. A prawda jest taka, że nie musisz! Bo może twoją mocną stroną jest to, że pięknie śpiewasz albo czule opiekujesz się swoją babcią. Jeśli nie masz uzdolnień matematycznych, a jesteś wesołym człowiekiem, możesz na tym zbudować piękne życie. Nie mówię tego po to, żebyś zrezygnowała ze swoich ambicji i zaczęła się lenić. Chcę powiedzieć, że nie ma wstydu w tym, że coś ci nie wychodzi i że warto wsłuchać się w siebie i wierzyć intuicji i dostosowywać swoje wybory do możliwości i warunków.

W dzieciństwie byliśmy uczeni, że trzeba być grzecznym, przejmować się kłopotami, walczyć, pokonywać je i jeszcze czasem rwać włosy z głowy. A pani w książce napisała na spokojnie: „Zaakceptuj rzeczy, nad którymi nie masz kontroli”.

– Opowiem pani historię jednej z moich pacjentek, która po kilku sesjach terapii wyznała, że już ogarnęła swoje problemy i wie, jak dążyć do szczęścia. Poprosiłam ją, by spisała swoje myśli i na następnej sesji przedstawiła je. Kiedy się spotkałyśmy, pacjentka zaczęła czytać, jak ona zorganizuje wszystko, żeby jej syn i córka teraz byli szczęśliwi. Przerwałam jej. Nad innymi ludźmi, nawet własnymi dziećmi, nie mamy kontroli, a w szczególności nad tym, jak się czują. W najlepszym razie możemy się nauczyć dbać o swoje samopoczucie.

Wspomina pani w książce, że w budowaniu poczucia wartości ważne jest wybaczenie. Nie tylko innym, ale też sobie. Dlaczego?

– Bo poczucie winy nie jest dobrym doradcą, zwłaszcza w naszych relacjach z innymi ludźmi. A wobec siebie też powoduje pogorszenie mniemania o sobie i zamiast zmobilizować do poprawy, często każe wycofywać się, rezygnować i podminowuje wiarę w siebie. Popełnienie błędu najlepiej przyjąć jak lekcję, zadośćuczynić tego, komu wyrządziliśmy przykrość, a samą siebie umocnić przekonaniem, że więcej tego błędu już nie popełnię. Moja mama ułatwiała mi to od wczesnego dzieciństwa, zawsze kiedy nabroiłam, pytając: „Zaraz, a który ty raz żyjesz”. Zdziwiona odpowiadałam: „Jak to, który? Pierwszy…” I wtedy obie zaczynałyśmy się śmiać, gdy mama uspokajała: „No to skąd miałaś wiedzieć, jak się zachować?” W ten sposób pomagam sobie do dziś nie katować się za każde potknięcie.

Dlaczego tak wielu z nas ma problem, by wybaczyć rodzicom?

– Wybaczyć rodzicom różne przewiny jest wyjątkowo trudno, bo przynajmniej w teorii oni powinni być mądrzejsi od swoich dzieci. A prawda jest taka, że dopiero teraz mamy do czynienia z pierwszym lub drugim pokoleniem, które weryfikuje staroświeckie wyobrażenia o rodzicielstwie i wychowywaniu dzieci. Nasi dziadkowie działali niejako z automatu w zgodzie z wielopokoleniowymi nawykami. Dawniej mało kto zastanawiał się np. czy dzieci można bić albo głodzić. Obserwując dziś pokolenie młodych rodziców, nie tylko matek, ale i ojców, widzimy, jak świadomie podchodzą oni do rodzicielstwa. To rewolucyjna zmiana, jeszcze nie powszechna, ale już coraz częściej widoczna w wysoko cywilizowanych środowiskach i społeczeństwach.

Napisała pani, że warto czasem poaanalizować coś w swojej głowie, ale nie ma sensu rozpamiętywać swoich żałości. Dlaczego jest to szkodliwe?

– Rozpamiętywanie tego, co było złe w naszym życiu i tak przeszłości nie polepszy i nie zmieni. Natomiast sprawi, że to dawne nieszczęście popsuje nam samopoczucie dzisiaj. Życie przeszłością, zwłaszcza gdy była niedobra, jest destrukcyjne dla psychiki, prowadzi do depresji i odbiera radość życia. To toksyna. Lepiej przypominać sobie o dobrych chwilach, zamiast na nowo wzbudzać żale, smutki, pretensje czy złość na kogoś, kto nas rozczarował czy zadał cierpienie. A już w ogóle najlepiej, to niczego nie rozpamiętywać, tylko skupić się na tym, aby dzień dzisiejszy przeżyć najlepiej jak potrafimy.

Czy pani uważa, że my się wzajemnie niejako „zarażamy” negatywnymi myślami?

— Może nie myślami, ale naszymi postawami, zachowaniami i słowami. Smutasy rozsiewają zgorzknienie i pesymizm. Ludzie pogodni generują dobry nastrój, uśmiech, życzliwość i ufność. No więc tak, ma pani rację, tak jak ziewanie jest zaraźliwe, nasze nastroje również. Dlatego dobrze jest otaczać się pogodnymi ludźmi, a malkontentów z daleka omijać.

Myśli nadają koloryt naszemu życiu. Niech pani sobie wyobrazi, że obudziła się rano, piła smaczną kawkę i włączyła sobie radio, w którym poleciała jakaś piosenka, która przypomniała pani o zawodzie miłosnym sprzed lat. Zakręciła się łza, a w tym momencie zadzwonił telefon. To koleżanka chciała zaprosić panią do kina na pokaz przedpremierowy, ale spyta: „A czemu dziś jesteś jakaś markotna?”. Na co pani odpowiedziała: „Nie jestem w sosie”. A ona: „Dobra, to nie będę ci przeszkadzać”. I teraz proszę spojrzeć – miała pani przed sobą cudowny dzień. A przypomniała sobie pani historię sprzed czterech lat. I tak naprawdę sama sobie popsuła nastrój. Nasz mózg nie rozróżnia, czy to, czym się martwisz, dzieje się teraz, czy działo się w przeszłości. On przeżywa wszystko tak, jakby działo się teraz i naprawdę. Uruchamia kaskadę biochemicznych reakcji, które wzmacnia zły nastrój.

Czy to znaczy, że trzeba dyscyplinować swój mózg?

– Oczywiście. Trzeba się opanowywać! Po rozstaniu oczywiście można sobie popłakać, ale jeśli coś się stało dawno kiedyś, a teraz nadal nad tym płaczemy, to coś jest nie tak. Smutek nie jest zabroniony, ale jeżeli ci z nim źle, to poszukaj pomocy. Trzeba się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. Przyczyn może być wiele, np. użalanie się nad sobą może dawać profity, bo dzięki temu zyskam czyjąś uwagę.

Przyznam, że osobiście nie przepadam za wmawianiem sobie, że jestem szczęśliwa, kiedy wszystko idzie jak po grudzie. Takie podejście kojarzy mi się z toksyczną pozytywną psychologią. Ale może się mylę?

– Proszę raczej pomyśleć: „Nie będę się sztucznie rozśmieszać i chwalić siebie na siłę wbrew zdrowemu rozsądkowi. W zamian za to postaram się przypomnieć sobie, co w moim życiu jest dobre”. Wtedy poczuje pani wdzięczność za to, że ma fajną rodzinę, że skończyła interesujące studia i że pracuje pani w zawodzie, który kocha. Nic na siłę! Można sobie pomyśleć, że w tej chwili mam zmartwienie, ale mam przyjaciółkę, o której wiem, że poszłaby za mną w ogień. Widzę, że pani się teraz uśmiecha i dokładnie o to chodzi.

Pani potrafi tak panować nad swoimi emocjami i umysłem?

– Opowiem pani historię. Kiedy moja wnuczka żegnała się przed dalekim wyjazdem i była zmartwiona, że jej największa lalka nie mieści się do bagażu, ja jej wtedy powiedziałam: „No trudno, niech lala zostanie u mnie, będę się z nią czasem bawić i uszyję jej nową spódniczkę. Tylko powiedz, w jakim kolorze”. Mała wybrała różowy. I wie pani, akurat dziś rano uszyłam tę spódniczkę i jeszcze nagrałam telefonem filmik z wystrojoną lalką. Wyobrażam sobie, jak mała Ewunia ucieszy się, gdy tata jej to pokaże. Ten miły drobiazg sprawił, że mój dzień zrobił się super, choć nie wydarzyło się nic spektakularnego.

Często radość płynie ze zrobienia czegoś dobrego dla bliskiej osoby. W ten sposób możemy regulować swoje emocje. Kobiety to potrafią. Poprawiamy sobie humor, nawet sprzątając na błysk łazienkę. Albo kiedy ugotujemy dobry obiad. Albo zrobimy sobie przyjemność i pójdziemy z przyjaciółką do kina. Zna pani to uczucie?

Ewa Woydyłło jako psycholog zajmuje się terapią uzależnienia i współuzależnienia, poradnictwem małżeńskim i rodzinnym oraz pomocą w rozwiązywaniu konfliktów w miejscu pracy. W ramach Fundacji im. Stefana Batorego kieruje Regionalnym Programem Przeciwdziałania uzależnieniom.