Go to content

Iwona Guzowska: zacznijmy od tego, że nie musimy być idealne

To nie tak, że nieustannie przeżywałam dramat i ciężkie chwile. Wszystko przychodziło falami, jak sinusoida. Bywały momenty trudne i strasznie, jednak później „dało się wytrzymać” – mówi Iwona Guzowska, pierwsza Polka, która zdobyła tytuł mistrzyni świata w boksie zawodowym.

Klaudia Kierzkowska: Dwa lata temu zostałaś babcią. Niedługo na świecie pojawi się kolejny wnuk. Jak odnajdujesz się w nowej roli?

Iwona Guzowska: To naturalna kolej rzeczy. Na świecie pojawiają się wnuki, a my wchodzimy w nowe role. Czuję się z tym naprawdę świetnie. Kilka lat temu rozmawiałam z synem, a właściwie to on zaczął rozmowę, o ojcostwie. Pytał co myślę – jakim będzie ojcem. Także wiedziałam, że z synową myślą o powiększeniu rodziny. Ciąża nie była dla mnie dużym zaskoczeniem.

To zupełnie inny rodzaj miłości niż do swojego dziecka? Czy może miłość w każdym przypadku jest taka sama i bezwarunkowa?

To dwa odmienne rodzaje miłości. Przede wszystkim nie mamy takiego ciężaru odpowiedzialności za małego człowieka. Miłość jest w pewnym sensie bardziej beztroska. Towarzyszy jej więcej spokoju i radości. Za wszystkim stoi doświadczenie życiowe, które pozwala nam nabrać tego dystansu.

Mówisz otwarcie, że zostałaś adoptowana i o tym, że Twoje życie rozpadało się na milion kawałków i składało. Od dzieciństwa walczyłaś o przetrwanie?

Z jednej strony na pewno, nie raz musiałam się podnieść i iść dalej. Jednak gdyby nie doświadczenia, nie to co przeżyłam, nie miałabym świadomości ile siły mam w sobie. Wszystko w życiu dzieje się po coś. Tak też było i w moim przypadku. Wszystko uzależnione było od okresu w życiu. To nie tak, że nieustannie przeżywałam dramat i ciężkie chwile.

Wszystko przychodziło falami, jak sinusoida. Bywały momenty trudne i strasznie, jednak później „dało się wytrzymać”. Gdy doświadczymy czegoś ciężkiego, to później trudne sytuacje i wydarzenia, nie wydają się już tak tragiczne. Do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Twój tata jest alkoholikiem, jednak nigdy nie wypowiedziałaś się o nim źle. Pogodziłaś się z jego chorobą? 

Co mogłam zrobić? Tylko zaakceptować. Musiałam pogodzić się z tym, że tak wyglądało nasze życie i staram się robić to co w danej chwili mogłam, najlepiej jak tylko potrafiłam. Nie ma co filozofować. Jestem przekonana, że gdyby ojciec umiał z tego wyjść to by wyszedł. Jednak tak się nie stało.

Wybaczyłaś mu traumę, nocne ucieczki z domu z mamą i bratem, czy w głębi serca masz do niego żal?

Nie mam żalu, chociaż nie ukrywam, że życie z nim było i jest ciężkie. Przysparzał nam dużo kłopotów. Ostatnio miał wypadek, złamał kość udową. Musieliśmy wypędzić z jego mieszkania dodatkowych „lokatorów”, zorganizować opiekę.

Jednak to tata zaszczepił w Tobie miłość do sportu. 

Ojciec pokazał, że jest coś takiego jak sport, co od razu we mnie zaskoczyło. Pamiętam, jak pewnego dnia, moja serdeczna koleżanka z podstawówki zabrała mnie na taekwondo.  Pojechałyśmy na stoczniowiec do Gdańska, wzięłyśmy gitary – bo obie lubiłyśmy na nich grać – i tak oto zaczęła się moja prawdziwa przygoda ze sportem.
Zostałaś mamą w młody wieku. Wiem, że miałaś wątpliwości czy urodzić dziecko.

Co zadecydowało, że podjęłaś taką, a nie inną decyzję?

Z nikim na ten temat nie rozmawiałam. Nikt nie wiedział, nawet mama, że jestem w ciąży. Była to moja suwerenna decyzja. Trudno stwierdzić co zadecydowało, tak poczułam. Najłatwiej jest scedować na kogoś odpowiedzialność za swoje decyzje. Sama zadecydowałam co robić, byłam tego w pełni świadoma. Teraz wiem, że była najlepsze decyzja jaką mogłam podjąć.

Jesteś wielokrotną mistrzynią świata w kick – boxingu i mistrzynią świata w boksie zawodowym 3 federacji. Jednak chwile triumfu przeplatały się z samotnością i trudnymi emocjami. Było Ci ciężko?

Życia nie da się przeżyć bez chwil zwątpienia. Ważne jest, by umieć przełączać sobie w głowie pewne priorytety na dany czas. Bardzo wiele kobiet ma dylemat, jak pogodzić bycie „idealną” matką z byciem doskonałą w pracy.

Zacznijmy od tego, że nie musimy być idealne.

Wystarczy dać sobie pozwolenie, by robić to co robimy i czerpać z tego radość i satysfakcję. Wówczas czas, który poświęcimy naszemu dziecku ma zupełnie inny wymiar. Nie miotamy się pomiędzy niespełnionymi oczekiwaniami, głową nie jesteśmy w pracy – bo ją wykonałyśmy dobrze i możemy od niej odpocząć. Kiedy trenowałam byłam w 100 proc. skupiona na tym co mam do zrobienia. Kiedy wracałam do domu, nie myślałam w ogóle o  sporcie. Poświęcałam się tylko mojemu synowi. Myślę, że zadziałało to najlepiej jak mogło. Takich wyborów dokonałam i wzięłam za nie pełną odpowiedzialność.

Zawsze mogłaś liczyć na pomoc mamy, która niestety już odeszła.

Kiedy byłam na zgrupowaniach i wyjeżdżałam na zawody, Wojtek zostawał z babcią. Podpisałam kontrakt w boksie zawodowym tylko dlatego, że mama zgodziła zaopiekować się wnukiem. Syn chodził w Gdańsku do szkoły. W tamtym okresie byłam weekendową mamą. Nie było to na pewno normalne macierzyństwo. Wracałam do domu na weekend lub co dwa tygodnie.

Teraz Ty jesteś babcią, która pomaga synowi i synowej. W kobietach siła? 

Kobiety mają w sobie siłę, moc. Kiedy uznamy, że musimy dźwigać na swoich barkach wszystkie ciężary to tak po prostu robimy. To niewiarygodne. Gdyby facet musiał, też by to wszystko udźwignął. Jednak są kobiety, które same, z własnej nieprzymuszonej woli biorą wszystko na swoje barki. Wtedy panowie już nic nie muszą. Tak jest im łatwiej. Same sobie to robimy. Z jednej strony mamy pretensję do mężczyzn, że nam nie pomagają, a z drugiej
wykonujemy absurdalne ruchy „sama zrobię to najlepiej”.

Powinnyśmy facetom pozwolić się bardziej wykazać?

Przede wszystkim każdy z nas powinien być sobą. Nie powinniśmy żyć w pasożytniczej symbiozie. Nie wnikam w to, jaki kto ma system prowadzenia swojego życia, i jakie są jego wartości. Bardzo często przenosimy stare schematy, w których dorastaliśmy do naszego życia, do związku. Uznajemy, że tak jak było u mnie w rodzinie to było najlepiej, co niekoniecznie zawsze jest prawdą. Jestem ostatnią osobą, która będzie komuś mówiła co
ma robić i w jaki sposób.

Wygląda na to, że jesteś wymarzoną teściową.

Nie wtrącam się w życie mojego syna i jego żony. Właśnie piszę drugą książkę, głównie w kontekście teściowa – synowa, teściowa – zięć. Babcie często wtrącają się w życie dzieci i wnuków, bo chcą czuć się ważne. Pojawia się potrzeba zaopiekowania, której nie można wyciszyć, co często spowodowane jest niskim poczuciem własnej wartości. Z wiekiem przychodzi też taka myśli – przecież ja już wszystko wiem.

Jak zrodził się pomysł, na taki a nie inny główny motyw książki? Teściowa – synowa.

Z pracy z kobietami, które bardzo często wskazują właśnie na tego typu problematyczne relacje. Są tak skupione na sobie, negatywizmach i emocjach, że nie są w stanie zobaczyć, że nie wszystko jest tak jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

Odnoszę wrażenie, że na pierwszym miejscu stawiasz innych, a dopiero potem myślisz i dbasz o siebie.

Nieprawda! Zawsze na pierwszy miejscu stawiam siebie, co dla wielu ludzi jest nie do pomyślenia. Inaczej się nie da. Żyję dla siebie i w zgodzie ze sobą.

Masz poczucie własnej wartości, czujesz się spełniona?

Nigdy nie miałam problemu z poczuciem własnej wartości, co przy tym co mnie spotkało może wydawać się dziwne. A czy jestem spełniona? Cały czas gdzieś mnie goni, jestem ciekawa świata. Nieustannie coś drążę, czegoś szukam, coś rozwijam. Wszystko to sprawia, że dobrze mi się funkcjonuje.

Nie wspomniałaś o mężu, a przecież od 7 lat jesteś żoną.

Jestem szczęśliwą żoną, aczkolwiek małżeństwo to straszna robota. Jednak mój mąż jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, prawdziwym przyjacielem, która zawsze wspiera i jest, kiedy go potrzebuję. Wielu kobietom wydaje się, że jak wyjdzie się za mąż to potem już tylko pozostanie „i żyli długo i szczęśliwie”. A tak naprawdę dopiero wtedy się zaczyna. Jednak ja nie jestem etatową kucharką, nie gotuję codziennie i nie podaję mężowi obiadu pod nos. U nas w domu, w weekendy gotuje mąż, a na tygodniu na zmianę raz ja, raz moja pasierbica Julka. Zawsze trzeba mierzyć siły na zamiary. Oczywiście jak Wojtek był mały codziennie przygotowywałam mu zupki i kaszki. Teraz prowadzimy dom razem, bo przecież wszyscy w nim żyjemy i mieszkamy. Cały czas marzę o naszym ranczo, a do spełnienia marzenia jest już coraz bliżej.

Uchylisz rąbka tajemnicy? Planujecie budowę domu?

Mamy kawał ziemi na Kaszubach i moim takim najbardziej materialistycznym marzeniem jest, abyśmy już wreszcie rozpoczęli budowę domu. Pochodzę z Trójmiasta i nie wyobrażam sobie życia „na starość” w Warszawie.