Go to content

Jak przestać bać się starzenia i śmierci? Trzeba się do niej przygotować, wtedy będzie szansą

fot. lisegagne/iStock
– Starość to remanent życia. Jeśli żyliśmy dobrze, to na jesieni naszego życia powinniśmy zbierać plony. Jesień jest przecież najlepszą porą roku! Wtedy pojawiają się owoce naszej ciężkiej pracy – mówi dr inż. Tomasz Szczygielski, który od 30 lat praktykuje buddyzm tybetański.

Dlaczego tak bardzo boimy się starości, a w konsekwencji śmierci?

– Jeśli pyta pani o starość i śmierć, to tak naprawdę pyta się pani o życie. Z perspektywy buddyjskiej najważniejsze pytanie, jakie możemy sobie zadać, brzmi: „kim jestem”. I tu nie chodzi o otrzymanie jakiejś głęboko filozoficznej odpowiedzi, ale zauważenie, że jesteśmy ciałem i umysłem. O to pierwsze większość ludzi potrafi zadbać, ale o drugie dbamy już rzadziej. A pamiętajmy, że źródłem cierpienia może być samo ciało, ale doświadczenie cierpienia to już obszar umysłu. Dopóki nie rozpoznamy starości i śmierci jako naturalnego procesu życia, nasz lęk nie ustanie. Chciałbym zadać pani na początek pytanie: proszę powiedzieć, co będzie, jeśli pani przygotuje się do zimy?

Kupię sobie ciepłe buty i nie będzie mi ona straszna!

– Tak samo jest ze starością. Jak się pani do niej odpowiednio przygotuje, to ona stanie się dla pani szansą. Podobnie jak szansą jest zima, by pojechać na narty.

Tylko że my wszystkiemu chcemy zaprzeczać. O śmierci i starości nie chcemy myśleć. Włosy farbujemy. Marzymy o operacjach odmładzających. Do zimy też nie chcemy się przygotować, bo wolimy od niej uciec i pojechać na tropikalną wyspę!

– Wiele osób chce dziś oderwać się od natury i od tego, co jest nieuniknione. A przecież, jeżeli nie jesteśmy naturalni, to stajemy się sztuczni i wtedy ponosimy koszty na przykład w postaci lęku. Możemy sobie konfabulować, że na tych gorących wyspach będziemy co roku zimą opalać się na słońcu, ale nasza rzeczywistość biegnie nieubłaganie swoim torem.

Wielu z nas nie ma czasu dla swoich rodziców i dziadków i niechętnie korzystamy z ich doświadczenia. Dlaczego nie szanujemy starości?

– Nie potrafimy kontemplować tego, skąd się wzięliśmy i nie doceniamy dobroci, którą otrzymaliśmy od rodziców. Narzekamy, zapominając, że oni żyli w swoich uwarunkowaniach i dali nam tyle, ile na tamtą chwilę mogli. W zamian za to konfabulujemy sobie, co moglibyśmy potencjalnie od nich dostać. Zamiast cieszyć się z tego, co działo się w naszym dzieciństwie realnie dobrego, wchodzimy w świat wyobrażeń. Nam się wydaje, że w ten sposób odzyskamy swoje życie, a jest dokładnie przeciwnie – my wtedy je tracimy. Tracimy kontakt z prawdziwym sobą, bo pozostajemy w świecie wyobraźni. Jednak głęboko w sercu i tak czujemy, że nie dziękując rodzicom za dobro od nich otrzymane, postępujemy nie fair. Brak wdzięczności i koncentrowanie się na krytykowaniu odrywa nas od naturalności. Wtedy idziemy w stronę sztuczności i bronimy wymyślone przez siebie nieistniejące ja.

Jeśli nie rozwijamy docenienia i wdzięczności za wysiłki naszych przodków oraz współczucia dla ich słabości, to skutkiem tego nie rozwijamy pozytywnych cech umysłu. Odcinamy się od tego, dzięki czemu żyjemy, a w zamian za to poruszamy się po świecie negacji, oczekiwań i fantasmagorii.

Czym z perspektywy buddyjskiej jest starość?

– Starość to remanent życia. Jeśli jesteśmy ugruntowani w życiu i jeśli przez lata udało nam się lepiej je zrozumieć, to dlaczego mamy się bać starości? Jeśli żyliśmy dobrze, to teraz w jesieni powinniśmy zbierać plony. Jesień jest przecież najlepszą porą roku! Wtedy mamy owoce naszej ciężkiej pracy. Patrzymy na dzieci i wnuki, jak rosną. Spoglądamy na naszą pracę zawodową i cieszymy się z tego, co osiągnęliśmy…

Ależ my pewni boimy się spojrzeć wstecz, że okaże się, że nabroiliśmy i niewiele osiągnęliśmy.

– Wtedy należy zastanowić się, co tak naprawdę jest naszym osiągnięciem? Z perspektywy buddyjskiej nie jest to na pewno nic materialnego. Przedmioty i także nasze (nawet najbardziej zadbane) ciało – są ulotne. Na ziemi wszyscy korzystamy ze słońca, pożywienia i rzeczy, ale kiedy odchodzimy ze świata, to materię zostawiamy. Bogaci przecież umierają, zostawiając majątek na ziemi. Buddyści uważają, że na świat przychodzimy z określonym umysłem i przekształcamy go w ciągu życia. Jeśli poprawiamy jakość naszego umysłu, jeśli nasze dzieci żyją godnie, to bilans jest dodatni.

A jeśli stwierdzamy, że niestety tak nie jest?

– To nawet w jesieni życia możemy ten bilans poprawić. Jeśli to zrobimy, to dlaczego mielibyśmy bać się śmierci? Przecież wszyscy, którzy przeżyli śmierć kliniczną, opowiadają, że wcale nie chcieli wracać. Nieprawdaż? Śmierć wcale nie musi być rozumiana jako zgaszenie światła i koniec wszystkiego. Buddyści pojmują śmierć jest element życia, tak samo jak narodziny. Doświadczanie nie ma początku ani końca. Ważne, aby jego jakość wzrastała.

Wiele osób mówi, że boi się śmierci, ponieważ odczuwa lęk o swoich bliskich. Co możemy powiedzieć tym, którzy boją się opuszczać świat ze względu na dzieci i wnuki?

– Takiej sytuacji nie nazywałbym „strachem”, a raczej „troską”, bo to myślenie wynika z dobroci serca. Dlatego warto precyzyjnie rozpoznawać swoje stany umysłu i nazywać je adekwatnie. Najważniejsza jest zawsze intencja.

Jeśli jej szukamy, pytajmy siebie: „Co jest moją intencją? Czy niesienie pomocy, cierpliwości, gorliwości, uspokojenia i rozpoznania? A może chcę, żeby świat dał mi wszystko, czego tylko zapragnę i wtedy będę zadowolony?”

Czy można przygotować się na śmierć?

– Tradycja buddyjska zaleca: zachowanie spokoju i wdzięczność wobec wszystkich tych, których podczas swojej życiowej drogi spotkaliśmy: rodziców, przyjaciół, ale też nieprzyjaciół i innych czujących istot. Ponadto obdarzenie ich miłującą dobrocią i najlepszymi życzeniami, by móc przejść do kolejnej chwili. Pomocne jest widzenie iluzoryczności życia i procesu umierania.

Czy mogę prosić o kilka zdań podsumowania?

– Starość i śmierć są integralną częścią życia. Byśmy jednak mogli lepiej to wszystko zrozumieć, powinniśmy najpierw odpowiedzieć na pytanie, kim jestem. A potem praktykować wdzięczność, dzięki czemu usuniemy całą górę roszczeń i oczekiwań. Kiedy nasz umysł żyje w rzeczywistości, a nie w fantazji, czujemy ulgę i rzeczy naturalnie zaczynają się układać. Czasem jednak dajemy się ponieść fantazji, oczekiwaniom i wtedy mamy poczucie jak byśmy budowali coś wartościowego i zdobywali nagle jakieś wierzchołki gór. To są zwykłe mamidła, które wystawiają nam zawsze rachunek, a nim jest cierpienie. W związku z tym bycie „tu i teraz, tak jak jest” powoduje, że nie wytwarzamy przyczyn cierpienia. Wtedy doświadczamy prawdziwej rzeczywistość. Nie znaczy to, że rzeczywistość zawsze będzie tylko kolorowa i radosna, ale przynajmniej nie będziemy mieć rachunków, które nie są koniecznie do płacenia.

Czego powinniśmy się trzymać, jeśli chcielibyśmy zacząć podążać ścieżką zgodną z filozofią buddyjską?

Tomasz Szczygielski– Wierzymy, że w prostocie, zwyczajności i naturalności ukryta jest prawda o życiu, ale też i śmierci. Buddyjska tradycja zaleca więc upraszczanie jako ścieżkę we właściwym kierunku.

Do tego jeszcze: szczodrość (rozumianą jako dzielenie się), dyscyplinę i moralność (jako stabilność w życiu i niekrzywdzenie ), cierpliwość (jako znoszenie trudnych sytuacji bez retorsji), gorliwość (jako wytrwałe podążanie ścieżką) i utrzymywanie spokojnego umysłu (jako podstawę higieny umysłu) oraz bycie rześkim w stosunku do tego, co się wydarza.

To jest kierunek na szczęśliwe życie. Im ktoś starszy, tym naturalnie i rzetelniej powinien te cechy w sobie pielęgnować.

 

Dr inż. Tomasz Szczygielski od trzydziestu lat praktykuje buddyzm tybetański, jest założycielem warszawskiego Ośrodka Buddyjskiego – Karma Dechen Choling