Wewnętrzne dziecko dzieli się na: dziecko cienia i dziecko słońca. Im więcej krzywd doznaliśmy w okresie dzieciństwa, tym częściej dziecko cienia dochodzi do głosu w naszym dorosłym życiu. Często ze strachu sabotując nasze działania, utrudniając życie, psując relacje, blokując nas. Dziecko słońca to to szczęśliwe, bezpieczne, beztroskie i uśmiechnięte dziecko. Jeśli czuliśmy się jako dzieci w pełni akceptowani, kochani przez swoich rodziców, to nasze dziecko słońca dominuje. Czyli mamy poczucie wartości na odpowiednim poziomie. Czujemy się bezpiecznie w świecie zewnętrznym. Jesteśmy pozytywnie nastawieni do świata. Potrafimy ufać innym.
Niestety nawet w pozornie dobrych rodzinach czegoś było za mało lub za dużo. Nie istnieją idealni rodzice, którzy nie popełniają błędów wychowawczych.
Agnieszka W Sioła i Księżycowy Koralik – pogaduchy. Agnieszka: Tę rozmowę już od dłuższego czasu prowadzimy na komunikatorze. O czym? O tym, jak nasze dzieciństwo rzutuje na nasze postrzeganie świata, sytuacji w życiu. Jak wpływa na relacje, związki, nasze reakcje? Jak odbieramy przez ten pryzmat nasze otoczenie? Postanowiłyśmy spisać te przemyślenia dla was wszystkich, bo doszłyśmy do różnych ciekawych wątków i przemyśleń. Być może dla wielu z was będą ważne i zarezonują. Dadzą wam odpowiedź na meczące was wewnętrznie pytania, a być może staną się początkiem procesu zrozumienia i transformacji.
A: Dlaczego kobiety bywają bardziej krytyczne wobec swojej płci? Skąd męski szowinizm? Skąd skrajny feminizm? Skąd brak obiektywizmu w ocenie? Dlaczego tak łatwo nam oceniać innych. Skąd skrajności poglądowe?
K: Ostatnio w myślach zadawałam sobie te pytania. Różne są sytuacje w życiu osobistym i w najbliższym otoczeniu. Zaczyna się zawsze od pytań: dlaczego tak jest? Po co? Czemu ja jestem taka? Czemu on lub ona jest taki? Czemu tak się zachowuję? Czemu tak czuję? Czemu tak myślę? Czemu tak reaguję? Jestem osobą wysoko wrażliwą i analizowanie wszystkiego od zawsze było dla mnie normą. I sprzyjało rozumieniu. Przede wszystkim siebie, ale też i innych, poznawaniu genezy zachowań, reakcji.
Często zastanawiało mnie, dlaczego, kiedy związek dwojga ludzi się rozpada, to ludzie z otoczenia pary próbują szukać winnego? Skoro nie byli z nimi 24h na dobę, to po co to ocenianie? Żeby poczuć się lepiej? Żeby odwrócić uwagę od siebie? Dokładnie wiemy, że można skrzywdzić kogoś złą oceną sytuacji, gdy jesteśmy tylko okazyjnymi obserwatorami, że sytuacja od wewnątrz może zupełnie inaczej wyglądać, niż od zewnątrz. Zwłaszcza, gdy na naszą obserwację jest nakładany filtr uprzedzeń z dzieciństwa, przekonań, żalu, traum nieprzepracowanych. To wszystko sprawia, że ocena jest tylko odzwierciedleniem naszej, często smutnej, rzeczywistości, czasami też skrywanej zazdrości…
A: Ludzie z zewnątrz oceniają nas i doradzają. Każdy z poziomu własnego bólu i często nieprzepracowanych przekonań. Wielu z nas w to idzie. Co powie koleżanka, przyjaciółka? Co radzi? I za tym idziemy, nie słuchając własnego głosu i siebie. Tylko kogoś z zewnątrz. Nasi rodzice też, nie znając nas i naszych partnerów, sytuacji w domu, nie są w stanie nam pomóc. Odpowiedzi są w nas.
Ale ja chcę dzisiaj sięgnąć z Tobą głębiej. My, jako dzieci, oceniamy naszych rodziców. Za to, że się rozstali, oceniamy ich wybory, zachowania, to, jak nas wychowali. Gdzieś w tym wszystkim pojawiają się także nasze fobie, często własna i to bardzo surowa samoocena. Szczególnie kiedy spotykamy w życiu partnera i pewne jego zachowania przypominają nam doświadczenia z dzieciństwa. Jakiś żal lub wkurw, który projektujemy już na partnera w życiu dorosłym, a przecież to nie o niego tu chodzi, a o nasze nieprzepracowane sytuacje, zdarzenia z dzieciństwa.
K: Nasze uprzedzenia do danej płci, to nic innego jak często jakiś nieświadomy żal do ojca lub do matki, czyli: Mama = Kobiety
Tata = Mężczyźni.
Podam kilka przykładów. Dziewczynka ma mamę i tatę. Tata odchodzi, gdy dziewczynka ma 3 lata, a mama wychowuje dziewczynkę samotnie. Wiadomo, wychowanie łatwe nie jest, szczególnie samotne, kiedy nie zawsze jest kolorowo.
Co się dzieje w głowie tej dziewczynki gdy dorasta? Są dwie opcje. Chowa uraz do mężczyzn, bo tata odszedł lub ma ukryty żal do mamy, że tata je zostawił. Że to jej wina, że go nie zatrzymała. Gdy dorasta bez niego, nie wie jaki on by był naprawdę, więc może w myślach go idealizować. Mama jest codziennie i jest tylko człowiekiem pełnym słabości, które dziecko widzi. Lecz zmysł przetrwania każe córce wypierać ten żal, ponieważ jest z mamusią i jest od niej uzależniona. Mama jest jedyną obecną osobą w jej życiu, jest jej potrzebna do przetrwania, do kochania, do przytulania, ale gdzieś głęboko tli się ten żal, że pozwoliła odejść tacie, że rodzina jest niekompletna, że brakuje tatusia w domu. Nadal kocha swoją mamusię, bo dziecko kocha zawsze. Jest nieświadoma swego żalu i zaczyna przelewać go na inne kobiety.
A: Wejdę Ci w słowo. Przelewanie żalu na inne kobiety, bo odebrały jej ukochanego tatusia, na mamę, że nie była dosyć wystarczająca. Zaczyna się hodowanie “programu” zwanego nienawiścią do innych kobiet.
K: Tak, obarczając winą właśnie je: za rozpady związków, za problemy. Jednocześnie usprawiedliwiając mężczyzn. Bo kobieta powinna to, tamto, a mężczyzna jak nie bije, to w sumie zły nie jest. Nie szlaja się, czego w ogóle Ty kobieto chcesz? Poprzewracało Ci się w d…. Więc pewnie kobieta przesadza i wymyśla różne argumenty przeciwko niemu. A facet biedny, nie dziwne że odchodzi, bo nie jest w stanie wytrzymać nagonki na siebie.
A: Tutaj robi się błędne koło. Bo jeśli nasza mama cały czas dogryza ojcu, wini go za wszystkie niepowodzenia w życiu, to sama ma swoje nieprzepracowane traumy i przekłada je na partnera, a naszego ojca.
K: Tak. Matka również podsycała w oczach córki nienawiść do kobiet. Bo tatuś odszedł do innej. Dziewczynka ma nałożony ten cały filtr przekonań. A takich dziewczynek jak ona jest znacznie więcej, więc od tych dziewczynek, które już są kobietami. idzie krytyka, ukryta wrogość, chęć zrzucenia winy. A kto jest winny? Przecież nie facet. Tylko te skrzywdzone dziewczynki – teraz kobiety. Powtórzę, nie da się w ten sposób nikogo ocenić, lecz one to robią i winny jest tu ten nałożony na ich myślenie filtr. Tu życie można porównać do ringu, na którym zawodnikami jesteśmy my, widownia to znajomi bliżsi, dalsi. Często, gdy dochodzi do rozstania, pojedynkujemy się na winę. Kto więcej zawinił? I o wybraniu swojego faworyta, decyduje filtr przekonań oraz uprzedzeń. I nawiązując do tego, o czym mówiłam, dla tych skrzywdzonych dziewczynek na widowni, w pojedynku na winę wygra kobieta.
Ja wyznaję zasadę: nie chcesz być oceniany, nie oceniaj. Bo jaka jest prawda, wiedzą wyłącznie sami zainteresowani. Meblami w ich domu nie jesteśmy. Wszystko, co jest skrajne, jest bardzo często odbiciem zaburzeń, w relacjach z rodzicami i wcale tu nie muszą być zaburzenia patologiczne.
A: W moim domu odszedł tata. Pewnie do innej, ale do dzisiaj tego nie wiem. Robił to, co uważał, że jest dla niego ważne. W tym samym czasie, kiedy rodzice się rozchodzili, bardzo chorowałam. Głównie drogi oddechowe. Dzisiaj totalna biologia mówi o tym, że z powodu dusznej, nie do wytrzymania atmosfery w domu. Abym nie oglądała tego, co się dzieje w domu i też z powodu lekarzy, którzy już nie wiedzieli jak mnie leczyć, mama wywiozła mnie do dziadków. Przestałam chorować. Ale ból utraty dwojga rodziców był nie do wytrzymania. Nie miałam ani mamy, ani taty. Mimo kochających dziadków, czułam się jak sierota. W szkole zazdrościłam wszystkim, że mają mamę przy sobie, a tato był już w ogóle jak złoty Graal. Mama przyjeżdżała do mnie od czasu do czasu, bo musiała pracować, aby nas utrzymać. Czekałam na nią jak na gwiazdkę, jednak traumą dla mnie były jej wyjazdy. Chowałam jej rzeczy, żeby nie wyjeżdżała, buty, rzeczy osobiste. Dla mnie to był dramat nie do opisania. Serce mi pękało, a ona usypiała mnie i w nocy wychodziła.
Do dzisiaj nie mogę sobie dać rady ze sobą, kiedy wyjeżdża mój partner, mimo że wiem, że nie jest to nic złego, ale nie mogę patrzeć jak się pakuje. Wiele z zachowań mojej mamy w stosunku do kobiet i wpajania mi, że kobiety niszczą i zabierają partnerów, wpisałam w siebie. Przez bardzo wiele lat unikałam kobiet, koleżanek, przełożonych kobiet, ciężko było mi znaleźć przyjaciółkę. Nie akceptowałam siebie jako kobiety, bo siebie nie widziałam. Każdą kobietę od razu negatywnie oceniałam i czasami niszczyłam. Każda była z góry dla mnie rywalką. Tak przez lata niszczyłam siebie.
Czułam się bezpieczniej z mężczyznami. Chwalili, podziwiali, byli dobrzy. Z czasem zaczęłam szukać prawdy o moim tacie, dlaczego odszedł? Wiele się dowiedziałam i po czterdziestu latach odnalazłam rodzinę z jego strony, która mnie bardzo serdecznie przyjęła. Natomiast rozpoczął mi się proces oceniania i krytykowania mojej mamy za to, że nie umiała utrzymać związku i doprowadziła do rozwodu. A przecież ten tata chyba nie był taki zły? No i w konsekwencji rozpoczęłam u taty proces jego gloryfikowania. Już po jego śmierci.
K: No właśnie, projektujesz swój dziecięcy strach w dorosłym życiu. Twoje wewnętrzne dziecko zawiesiło swą uwagę na tym, co bolało je najbardziej. Na tych traumatycznych chwilach. Teraz, gdy ktoś bliski wyjeżdża, pakuje się, to zranione wewnętrzne dziecko budzi się i przejmuje kontrolę nad Twoimi reakcjami, uczuciami. Dlatego tak ważna jest praca z wewnętrznym dzieckiem, aby dać mu uwagę, wysłuchać, zrozumieć, przetłumaczyć, że już nie ma się czego bać. Że jesteś Ty i dajesz tej małej Agusi to, czego jej zabrakło. Sama świadomość, że nasze reakcje często są wynikiem nieprzepracowanych traum. Że to nasze wewnętrzne dziecko w sytuacjach stresowych dla nas dochodzi do głosu, a stresowe są też często dlatego, ponieważ kojarzą się z jakimś niemiłym wspomnieniem lub traumą.
Jeśli chodzi o tatę natomiast, to dzieci często mają potrzebę widzieć w rodzicu bohatera. Gorzej jest, gdy bohaterowie stają się tymi, co zadają ból, a to odwrotność bohatera. Bohater broni, ochrania, ratuje. W wypadku, kiedy to obecna przy dziecku mama zadaje ból, a tata jest po prostu nieobecny, to łatwiej go usprawiedliwić, ponieważ nie widzimy jego wad, błędów, które popełnia. Możemy stworzyć w głowie jego wyidealizowany obraz.
Dziecięce serduszko szuka sposobności, by jakoś usprawiedliwić rodzica. Mamy wielką potrzebę miłości. Chcemy czuć przynależność do rodziny. Gdy dostałaś wreszcie taką sposobność, zostałaś ciepło przyjęta przez rodzinę taty i naturalną reakcją była próba usprawiedliwienia ojca w swoich oczach. I to przełożyło się też na Twoje relacje.
Dlatego w mama jest wzorem u nas kobiet, a tata mężczyzn. Mamy taką naturę, że szukamy winnych. Jako dzieci często obwiniami też siebie, później też szukamy winnych poza sobą i pada na mamę. Mama to kozioł ofiarny, a jest nim, bo sama tak została zaprogramowana, że dała Ci tyle, ile sama mogła i miała. My oddajemy innym miłość, którą mamy w sobie, ile mamy, tyle oddamy. Więc w Twojej dorosłości podświadomie winisz ją, jednocześnie usprawiedliwiając tatę. To ma przełożenie na życie osobiste. Boisz się stracić tego tatusia jeszcze raz.
Więc też usuwasz zagrożenia lub jesteś wrogo nastawiona do kobiet, które przyczyniły się do tego, że tego taty nie było. Boisz się, że ta sytuacja się powtórzy, a raczej nie Ty, tylko Twoje wewnętrzne dziecko.
PAMIĘTAJMY! JUŻ SAMA ŚWIADOMOŚĆ TYCH ZALEŻNOŚCI DAJE NASZEMU UMYSŁOWI INFORMACJĘ – „EJ CHYBA NIE JEST JEDNAK TAK GROŹNIE”. Im bardziej jest to utrwalane, tym samym w sytuacjach potencjalnie stresowych dla naszego wewnętrznego dziecka, zaczyna być prowadzony dialog między nami dorosłymi, a wewnętrznym dzieckiem w stylu „chyba przesadzasz troszkę, to nie jest taki dramat jak ci się wydaje, nic złego się nie dzieje, on nigdzie nie ucieknie, nie zostawi cię, on cię przecież kocha, jesteś bezpieczna.” W końcu zaczynamy w to wierzyć.
A: A co z mężczyznami? Dlaczego mężczyźni nienawidzą kobiet?
K: Właśnie. Szowinizm męski. W tym przypadku może tak być, że chłopiec ma ukryty żal do mamy. Kilka dekad temu zupełnie inaczej wyglądało wychowywanie dzieci i nie było tyle świadomości i wiedzy potrzebnej, by wychować człowieka, który będzie miał poczucie własnej wartości na odpowiednim poziomie. Czasy też łatwe nie były, ludzie zastraszeni w trosce o swoje dzieci, często nieświadomie podcinali im skrzydła. Powtarzane były komunikaty w stylu „dzieci i ryby głosu nie mają”. Gdy dziecko było żywe, niesforne i rozbrykane to uważano to za wadę i gaszono zapał, bo było zbyt krnąbrne, a powinno być grzeczne i spokojne. Zamiast zobaczyć potencjał, zamiast zachęcać, mówiono: lepiej tego nie rób, bo się nie uda.
Gdy to mama podcinała wiecznie skrzydła chłopcu i gdy mama do tego była tą chłodniejszą w odbiorze niż ojciec, to chłopiec czuł się gaszony, pomijany i niepotrzebny. Nie dość ważny. Chłopiec ciekawy świata, który chciał się rozwijać, doświadczać życia, szukać pasji, a jego dziecięcy ogień był gaszony właśnie przez mamę, którą kochał. Taki chłopiec kochał ją tak samo, ale była w nim złość na to gaszenie ognia w nim. Na ograniczanie wolności i pomijanie, na traktowanie niepoważnie jego potrzeb, uczuć, bo przecież każdy chce być traktowany poważnie. Czy to dziecko, czy dorosły. W tym układzie to ojciec właśnie jest lepszym partnerem dla synka. Dziecko dorasta z tym żalem nieuświadomionym, poczuciem że kobiety chcą zabierać wolność, że chcą tresować facetów. Że są chłodne, wyrachowane, zaborcze, kastrują innych mężczyzn. Unikają z nimi poważnych rozmów, trudnych rozmów, bo z kobietami nie rozmawia się na poważne tematy. Relacja z mamą jest często przekładana na relacje z kobietami. Mama jest pierwszą kobietą w życiu chłopca. I podkreślę, że mama też robi to w dobrej wierze i z miłości. Mama jest po prostu nieświadoma, jakie mogą być tego konsekwencje, w jego dorosłości.
A: Tyle, że my sami wybieramy sobie takich samych partnerów, jak nasi ojcowie co odeszli lub mamy, które kastrują swoich partnerów i synów.
K: Tak, po pierwsze dlatego, że to dla nas obraz normalności, a dziecko nie wie, że może być inaczej. Odbiera rzeczywistość wokół jako normalność. Myśli, że tak musi być. To jest programowanie. Dlatego ojcowie córek powinni sami siebie obserwować, chcąc dla nich dobrych w przyszłości mężów czy partnerów. Wysoce prawdopodobne, że córeczka będzie szukała w mężczyznach cech swojego ojca. Podobnie jeśli chodzi o synów. Synek będzie nieświadomie szukał mamusiowych cech w przyszłej wybrance serca. Po drugie nasze wewnętrzne dziecko, chce wrócić do przeszłości, by może wreszcie wyżebrać trochę więcej miłości dla siebie, by też odtwarzać dzieciństwo w swoim dorosłym życiu. Paradoksalnie dzieci które doświadczyły niebezpiecznych chwil, będą ich szukać, bo w nich odnajdują bezpieczeństwo. Bo to jedyne co znają.
A: A co z poczuciem wolności w związku? Miłość to wolność. A sami boimy się ją sobie dawać i innym, bo wydaje nam się, że ktoś nam ucieknie lub nas oszuka.
K: Wolność jest dla nas prawie najważniejsza. Gdy chłopiec dorasta z poczuciem, że to właśnie kobiety odpowiadają za zabieranie tej wolności, to jest to tak głęboko zakorzenione, że on nawet nie jest świadomy, że to jest przekonanie fałszywe, oparte na wgranym programie z dzieciństwa. Wiele jest też zależności w obserwacji relacji swoich rodziców, bo nie zawsze za jakąś niechęcią schowany jest żal. Często relacja naszych rodziców jest pozornym wzorem normalności, np.: jeśli ojciec traktuje mamę bez szacunku, to wysoce prawdopodobne będzie, że synek swoje kobiety będzie traktował tak samo, a córka będzie dawać się traktować tak samo, jak tata traktował mamę.
I tu dochodzimy do trzeciego wątku. Skrajny feminizm to też wynik żalu do ojca o to, jak traktował matkę. Projektujemy ten żal na innych mężczyzn. Kobiety tak się boją odtwarzania obrazów z dzieciństwa, wejścia w swoje wewnętrzne dziecko, że z góry za wszystko obwiniają mężczyzn, zanim ci je zranią.
Małe dziecko można porównać do nowego komputera. Rodzice wgrywają oprogramowanie, ale też to oprogramowanie musi być kompatybilne z nami jako dziećmi. Do jednego dziecka przypasuje system taki, a do drugiego inny. Każde dziecko ma inną wrażliwość, inne potrzeby, inaczej widzi świat. Rodzica zadaniem jest obserwacja i dopasowanie oprogramowania do potrzeb malucha. Teraz mamy dużo możliwości, by wychowywać świadomie, a kiedyś to było utrudnione. I tu winnych nie ma, bo każdy miał swoje zaplecze, swoje blokady, swoje programy. Stąd te nasze dziwaczne, czasami irracjonalne zachowania. Teraz możemy świadomie resetować ustawienia fabryczne poprzez baczną obserwację siebie. Podróż w głąb siebie. Podróż w czasie. Zobaczenie tego co nas zblokowało. Zrozumienie tego. Wyrażenie emocji z tym związanych. I odblokowanie.
A: Jeszcze chcę dopytać o rodziców. Istnieje pogląd, że sami sobie wybieramy rodziców, zanim przyjdziemy na świat. Możemy mieć wiele pretensji, co do ich sposobu wychowania, ale nie możemy ich oceniać, bo kierowali się tym, co mieli do dania najlepszego, jakimi dysponowali na ten czas zasobami, aby nas jak najlepiej wychować. Najczęściej też korzystali z „dobrych rad” oraz z własnego czucia i doświadczeń. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wybieramy sobie rodziców takich, jakimi sami nie chcielibyśmy być…
K: To nasza dusza wybiera. My doświadczamy. Mamy swoje lekcje do przepracowania. Z pokolenia na pokolenie jest jednak troszkę lepiej. Ewoluujemy. Mamy coraz więcej świadomości. Rozwijamy się duchowo. Ja w swoim życiu zaliczyłam obie opcje, jeśli chodzi o uprzedzenia. Krytykowałam kobiety przez relację z moją mamą i jej relacje z ojcem. Potem mężczyzn przez to, jaki ojciec był dla mojej mamy. Gdy zrozumiałam wszystko, poczułam, że nie może być tak, że kobieta kobiecie wilkiem, że powinnyśmy się wspierać, jednoczyć, niestety troszkę poszłam z tym w drugą stronę.
Teraz staram się wyzerować. Staram się zrozumieć każdego, bez względu na płeć. Bowiem każdy został jakoś zaprogramowany. Jeśli sobie to uświadomimy, to myślę, że mamy szansę na lepsze życie, reset ustawień fabrycznych. Powrót do Miłości. Bo tym jesteśmy. Miłością. Ale żeby się do niej dokopać, trzeba usunąć wszystkie nałożone na nas toksyczne programy. Pokochać siebie prawdziwie. Zaakceptować siebie. Akceptując siebie, akceptujemy innych. Bez oceniania, krytykowania. Ze zrozumieniem. Kochając siebie, jesteśmy w stanie prawdziwie kochać innych. To jest tzw. powrót do źródła, w którym wszystko się zaczęło, byliśmy światłem. I nadal mamy szansę nim być! Miłość to Światło.
A: Powiedz jeszcze, kim jest wewnętrzne dziecko? Jak je odnaleźć?
K: To jesteś Ty. Mała Aga. Składowa Ciebie. Twórcą teorii wewnętrznego dziecka jest John Bradshaw. Teoria mówi, że urazy i krzywdy z dzieciństwa rzutują na całe nasze życie. I tak faktycznie jest. Wewnętrzne dziecko dzieli się na: dziecko cienia i dziecko słońca. Im więcej krzywd doznaliśmy w okresie dzieciństwie, tym częściej dziecko cienia dochodzi do głosu w naszym dorosłym życiu. Często ze strachu sabotując nasze działania, utrudniając życie, psując relacje, blokując nas. Dziecko słońca to to szczęśliwe, bezpieczne, beztroskie i uśmiechnięte dziecko. Jeśli czuliśmy się jako dzieci w pełni akceptowani, kochani przez swoich rodziców, to nasze dziecko słońca dominuje. Czyli mamy poczucie wartości na odpowiednim poziomie. Czujemy się bezpiecznie w świecie zewnętrznym. Jesteśmy pozytywnie nastawieni do świata. Potrafimy ufać innym. Niestety w rzeczywistości to nawet w pozornie dobrych rodzinach dzieci doświadczały, że czegoś było za mało, lub za dużo. Nie istnieją bowiem idealni rodzice, którzy nie popełniają błędów wychowawczych.
I już to „za dużo” lub „za mało” może być urazem czy traumą. Wewnętrzne dziecko to suma doświadczeń, które odcisnęły na nas swoje piętno w dzieciństwie. Chodzi o te negatywne, jak i pozytywne. Często nie jesteśmy ich świadomi, lecz one tkwią gdzieś głęboko w podświadomości zakopane. Trzeba je odkopać. Nasze wewnętrzne dziecko robi bardzo dużo, by przeżytych w dzieciństwie złych doświadczeń nie przeżyć znowu. Wewnętrzne dziecko wpływa na nasze postrzeganie rzeczywistości. Brak wiedzy o naszym wewnętrznym dziecku jest źródłem problemów w związkach. Jesteśmy nieświadomi, że w kłótniach najczęściej biorą udział właśnie nasze wewnętrzne dzieci. Mogłabym pisać o tym bez końca. Obszerny to temat.
Polecam dwie książki, które zmieniły moje życie. „Odkryj swoje wewnętrzne dziecko” Stefanie Stahl i „Powrót do swego wewnętrznego domu” Johna Bradshaw. To powinna być lektura obowiązkowa dla każdego. Uświadomienie sobie swoich ran, akceptacja swoich uczuć, w tym złości i żalu. Okazanie zrozumienia sobie. To wszystko ma uzdrawiającą moc zmiany schematów myślowych, uprzedzeń i lęków.
A: Dziękuję Ci za podzielenie się swoją wiedzą. Kochajmy swoje wewnętrzne dziecko, odwiedzajmy je i pytajmy czego potrzebuje!