Wydarzyło się w Twoim życiu coś, co kompletnie Cię odmieniło? Odeszłaś od samej siebie i już nigdy naprawdę nie wróciłaś? „Tak”, odpowiadasz swemu sercu, bo przecież nie mi. To był moment, w którym zrozumiałaś, czym jest prawdziwe cierpienie, dramat „pustych czterech ścian”, zrozumiałaś, że świat naprawdę może się skończyć i zaiste, skończył się dla Ciebie. To był czas, przewartościowania, krótko mówiąc- dojrzałaś, przeżyłaś i teraz jesteś silniejsza, ale… no właśnie, czy kiedykolwiek ta rana całkiem się zagoi?
Wiem, że to, co boli najbardziej to…
…śmierć bliskiej osoby,
…odrzucenie,
…zdrada,
…kłamstwo,
…przemoc,
…upokorzenie,
…poważna choroba i/lub kalectwo,
…własne, błędne, często nieprzemyślane decyzje, które zaważyły na dalszym życiu (naszym lub cudzym).
Pewnie, jeżeli to czytasz, to już wiesz, że to o Tobie. Bardzo dobrze, bo piszę właśnie do Ciebie. Niezależnie od tego, czy dramat, który przeżyłaś, wydarzył się niedawno, czy to raczej tragedia sprzed kilku lat, a może nawet przekleństwo dzieciństwa. Nieważne ile lat liczy już Twoje cierpienie, a wiesz dlaczego?
W każdej chwili możesz wyłączyć przeżywanie cierpienia.
Ból jest reakcją obronną naszego organizmu, ale cierpienie możesz zakończyć, bo cierpienie to wyłącznie Twój wybór. Mówisz, że to nieprawda oraz, że to niemożliwe, a ja Ci mówię, że jednak prawda i jest to w zasięgu Twoich możliwości.
Co tak naprawdę Cię w tym boli?
Być może osoby, która Cię skrzywdziła nie ma dziś obok, ale Ty nadal nie możesz się pogodzić z tym, w jaki sposób zostałaś potraktowana.
Być może masz wrażenie, że wszyscy wokół upadają, podnoszą się i idą dalej, a Ty wciąż żyjesz minionym dramatem. Czujesz, jak z każdym dniem stajesz się coraz bardziej zgorzkniała, rozczarowana, jednocześnie marzysz o tym, jak mogłoby wyglądać Twoje życie, gdyby TO się nigdy nie wydarzyło.
W chwilach zupełnej pustki, uczucia samotności i niezrozumienia przeżywasz wszystko od nowa, czujesz żal do siebie i do losu, że akurat Tobie musiało się przytrafić coś takiego.
Rozmyślasz, przypominasz sobie te „przeklęte” godziny, dni, lata, twarze, miejsca, a może nawet jedną chwilę, która…tak, właśnie ta chwila wszystko odmieniła…
Nagle wyrywasz się z rozmyślań, ocierasz łzy i myślisz „koniec tego, trzeba się czymś zająć, nie myśleć o złej przeszłości i nie dołować się”.
Halo! Czy wiesz, co właśnie zrobiłaś?
Odrzuciłaś siebie po raz kolejny. Odrzuciłaś tą biedną, chorą, zasmarkaną część siebie, która przyszła żebyś ją przyjęła, uznała za swoją, godną szacunku i miłości. Po raz kolejny kazałaś jej wyjść i zdychać w najzimniejszych i najmroczniejszych zakamarkach swego serca. Problem w tym, że ona nigdy nie zniknie, może tam gnić, płakać i marznąć, a możesz ją zaprosić, ugościć herbatą i pozwolić zamieszkać w jedynym, słusznym miejscu: akceptacji.
Lecz się tym, co Cię boli i czego Ci brakuje…
…bo to, co Cię boli w Twojej przeszłości, to odrzucenie. Ktoś Cię odrzucił raz, jednak Ty odrzucasz siebie każdego dnia. Nie akceptujesz tego momentu w życiu, w którym zostałaś źle potraktowana, w którym okazałaś się słaba, popełniłaś błąd, wydarzyło się coś ,na co i tak nie masz już żadnego wpływu. A może w ogóle nie akceptujesz siebie?
Kocha się kogoś kompletnego, bez względu na to, jaka jest jego przeszłość, wady i niedoskonałości. Kochaj siebie kompletną.
Wracając do pytań z początku:
- Czy to musi tak boleć? Nie musi.
- Czy kiedykolwiek o tym zapomnę? Małe sprostowanie: chodzi tu oczywiście o przeżywanie cierpienia, bo zapominać nie musisz o czymś, z czym nie wiążesz negatywnych emocji. Odpowiedź: To zależy od Ciebie.
Jak to zrobić?
Powiedz cierpiącej części siebie: akceptuję Cię, możesz być ze mną od teraz już na zawsze. Nigdy więcej Cię nie odrzucę. Nie musisz już cierpieć, zapraszam Cię jak najbliżej. Jesteś moją przeszłością i chcę się z Tobą zaprzyjaźnić. Chcę obdarzyć Cię miłością, której nie zaznałaś wcześniej ode mnie. Nie wiążę już z Tobą negatywnych emocji, teraz razem patrzymy w przyszłość.
Tak, kocham Cię.