Go to content

Mama nauczyła mnie, że zawsze warto być sobą. „O matko i córko” – mama i córka o wspólnej pasji

Fot. Malachite Meadow

Kasia i Paulina Błędowskie to duet zaskakujący – bo mama i córka nastolatka, które znalazły wspólny sposób na życie. I choć Kasia podczas nagrywania pierwszego filmiku na ich kanał na Youtubie chciała siedzieć tyłem i zabroniła córce mówić komukolwiek, że są w sieci, to dziś cieszy się, że dała namówić się córce na tę niesamowitą przygodę. 

Właśnie napisały książkę „O matko i córko”, w której opisują swoje relacje, piękne, ale też trudne momenty w ich życiu.

Ewa Raczyńska: Kiedy cztery lata temu nagrywałyście swój pierwszy filmik, myślałyście, że Wasz vlog stanie się dla Was sposobem na życie?

Katarzyna Błędowska: Nie, w ogóle się tego nie spodziewałyśmy. Efekt był zupełnie niezamierzony, zaskakujący. Do dzisiaj czujemy pewien dyskomfort przez naszą rozpoznawalność. Krępuje nas, gdy na nasz widok ludzie się wzruszają, płaczą, mówią, że jesteśmy dla kogoś ważne, że inspirujemy. Kiedy się z nami spotykają, często są pełni emocji, chcą autografy, proszą o zdjęcia. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział, że my – dwie dziewczyny z małego miasta, osiągniemy taki sukces, to szczerze mówiąc – bym go na pewno wyśmiała.

Wszystko zaczęło się od trudnej dla Pani, Pani Kasiu, sytuacji życiowej, kiedy zastanawiała się Pani czy wyjechać za granicę do pracy czy nie. Jednak Pani została.

Katarzyna: Tak, to był trudny czas, ale cała ta sytuacja z vlogiem pokazała mi, że należy zawsze brać byka za rogi, ponieważ nie wiadomo, co kryje się za zakrętem. Należy podejmować różne wyzwania, bo nie wiemy, co nam los podsunie, pokaże. Nasz sukces to dla nas bardzo miła niespodzianka.

Często słyszę od matek, że gdy dzieci stają się nastolatkami, mniej ich potrzebują, a je dopada syndrom opuszczonego gniazda. A jak jest u Pani?

Katarzyna: Poczucie, że nagle nie mam co ze sobą zrobić, bo moja córka jest nastolatką, jest mi zupełnie obce. Pewnie dlatego, że nie odczuwam, by Paulina potrzebowała mnie mniej. Nadal mamy dla siebie dużo czasu, choć na pewno nie tak dużo jak kiedyś, bo Paulina ma swoje zajęcia, jest w szkole, czas wolny spędza też ze swoim chłopakiem, ale jednak cały czas prowadzimy aktywne życie rodzinne. Nie ma we mnie na razie jakiegoś uczucia pustki, czy braku. Nadal wspólnie jemy obiady, siedzimy przy stole i rozmawiamy, czasem oglądamy razem filmy, chodzimy do kina, nie czuję się odtrącona.

Ale czy nie jest to wynik prowadzenia wspólnie vloga?

Paulina Błędowska: My zawsze miałyśmy z mamą dobrą relację i naprawdę wiele rzeczy robiłyśmy wspólnie. Myślę, że kanał na Youtubie, w ogóle nie jest tym, co nas bardziej łączy. Założyłyśmy vloga dlatego, że miałyśmy super więź, a nie po to, by ją budować. Paradoksalnie wydaje mi się, że w naszym przypadku Youtube jest akurat powodem kłótni, bo każda z nas na kanale chce pokazać coś innego. Mamy różne wizje na temat jakiegoś filmu. Na pewno nie jest to rzecz, która nas łączy.

Katarzyna: Czasami naprawdę długo dyskutujemy o kolejnym odcinku, bo okazuje się, że zupełnie inaczej się na niego zapatrujemy, inny mamy plan, przez co dochodzi między nami do ostrej wymiany zdań. Ważne jednak, że w życiu prywatnym dobrze się rozumiemy.

Fot. Malachite Meadow

Jaka jest recepta na dobrą relacją z nastoletnią córką?

Katarzyna: Nie da się jej zbudować z dnia na dzień, to pewne. Pierwszy krok zrobiłam poświęcając Paulinie dużo czasu, nie odpychając jej. Paulina nigdy nie była na drugim planie, starałam się o to bardzo. Odpowiadałam na wszystkie najbardziej nurtujące ją pytania, nawet te bardzo kłopotliwe. Zawsze wychodziłam z założenia, że skoro dziecko pyta, to oczekuje odpowiedzi. Dzięki temu zdobyłam jej zaufanie i miałam pewność, że skoro jej ciekawość została zaspokojona, ona nie będzie drążyć tematu gdzieś dalej – w internecie, wśród koleżanek.

Czyli nie jakość a ilość czasu jest ważna, wbrew temu, co usiłuje się wmówić dzisiejszym rodzicom?

Paulina: U nas faktycznie tego czasu zawsze było dużo. W naszym domu otwarte są drzwi od pokoi, ponieważ nie ma zamykamy się na druga osobę. Jesteśmy dla siebie dyspozycyjni. W każdej chwili któraś z nas może do tej drugiej pójść, o coś zapytać, porozmawiać, jeżeli czuje taką potrzebę. Tak było, odkąd pamiętam. Teraz, jako nastolatka, nadal nie czuję potrzeby zamykania drzwi. Na pewno spędzanie wspólnie czasu jest bardzo ważne, żeby lepiej się rozumieć i zacieśnić więzi.

Katarzyna: Czasami nagrywając jakiś odcinek do vloga, wchodziłam do pokoju Pauliny, żeby coś jej powiedzieć, zrobić, a widzowie pisali: „O matko, gdyby moja mama tak do mnie wchodziła, to bym oszalała”. U nas to jest normalne i działa w obie strony, bo Paulina też zawsze może do nas wejść.

Poza tym celebrujemy wspólne obiady. Staramy się, żeby żaden z członków rodziny nie jadł sam. W taki sposób rodzina się ze sobą zespala, dbamy o to, by ważne, ale też te mniej istotne rzeczy nam nie umykały.

O co pytają Wasi widzowie? Nie zrzucają Wam, że to niemożliwe mieć taką relację matki z córką?

Paulina: Najczęściej pytają, jak zbudować dobrą relację z mamą czy z córką. Zawsze odpowiadamy, że najważniejszy jest czas, poświęcenie, zaufanie, które się tworzy, gdy ze sobą dużo się rozmawia. Nasa odpowiedź w tej kwestii zazwyczaj jest taka sama, bo uważamy, że to fundament dobrej relacji. Nam się udało i na naszym przykładzie wiemy, że to działa.

Katarzyna: Nigdy nikt nam nie zarzucił, że coś udajemy, Mieszkańcy naszego miasta widzą nas na co dzień, to jak spędzamy czas, wiedzą, że nie udajemy. Myślę też, że na samych filmach jesteśmy po prostu autentyczne, pewnie dlatego ludzie nam wierzą, bo przecież na dłuższą metę nie dałoby się oszukać widzów. Oczywiście, że są między nami spięcia, ciągle powtarzamy, że nasza relacja nie jest nieustającą sielanką. Kłócimy się, ale te kłótnie nie są na tyle burzliwe, by zepsuć naszą relację. Nawet ostatnio ktoś nas spytał, o co się kłócimy. I jak zaczęłyśmy się zastanawiać, okazało się, że właściwie o błahostki.

Fot. Malachite Meadow

Częściej pytają mamy czy nastolatki?

Katarzyna: A to różnie.

Paulina: Na nasze spotkanie przyszła ostatnio 13-latka, ale też mama z trójką dzieci. Można by powiedzieć, że po połowie.

Skąd się wziął pomysł na książkę?

Paulina: Zgłosiło się do nas wydawnictwo z zapytaniem, czy nie chciałybyśmy podjąć z nimi współpracy i i napisać książki. Nie sugerowali tematu, tylko pytali, czy w ogóle byłybyśmy chętne. Mama powiedziała mi o tej propozycji, ale nie miała zamiaru pisać żadnej książki, nie brała w ogóle tego pomysłu pod uwagę. Chciała szybko uciąć rozmowę na ten temat, ale ja jej na to nie pozwoliłam, bo bardzo chciałam spotkać się z wydawnictwem i zobaczyć, co nam oferują. Wiedziałam też, że takie spotkanie być może nakłoni mamę do spróbowania. I faktycznie, umówiliśmy się, spotkaliśmy i przekonałam mamę do tego pomysłu, choć naprawdę zarzekała się, że w życiu nic nie napisze, że ona nie da rady, że po co, na co, jak?

Katarzyna: Mówiłam, że nikt nie kupi tej książki…

Paulina: Tak, jeszcze mówiła, że nikt nie przyjdzie na spotkanie z nami, że po co komu taka książka. Ale zaczęłyśmy pisać i kilka razy, gdy skończyłyśmy, widziałam łezki wzruszenia w oczach mamy i teraz wiem, że jest z tej książki dumna tam samo jak ja.

Katarzyna: Oj, sama nie namówiłaś. Paulina miała wsparcie mojego męża, a jej taty. On zawsze motywuje nas to tego, abyśmy zrobiły jeden krok do przodu.

W książce jest dużo z Waszego prywatnego życia, opisujecie historie, sytuacje, o których Wasi widzowie pewnie wcześniej nie mieli okazji usłyszeć.

Katarzyna: Z szacunku dla czytelników i widzów, którzy kupili czy kupią tę książkę, tematy nie mogły się powielać z vlogiem, to nie byłoby fajne, a raczej wyglądałoby tak, jakbyśmy tylko chciały wyciągnąć kasę Poza tym, kto chciałby kupić książkę dla zdjęć z dzieciństwa czy ładnej sesji, tylko po to, żeby ją mieć. Dlatego decydując się na pisanie, musiałyśmy zdać sobie sprawę, że bardziej się odkryjemy, pokażemy bardziej siebie. Zrobiłyśmy to, bo obserwujemy wielki deficyt relacji rodzinnych. Wiedziałyśmy, że młodzi ludzie są nieszczęśliwi w domach rodzinnych. Chciałyśmy trochę tą książką otworzyć oczy rodzicom, by i oni inaczej spojrzeli na swoje dzieci. Zawsze między wierszami, może trochę naokoło i w książce i na kanale pokazujemy, jak życie rodzinne jest ważne.

Sama Paulina w książce powiedziała o rzeczach, o których na kanale nigdy nie wspominała…

Paulina: Chciałam, żeby ci, których też dotyczy jakieś prześladowanie, nękanie, szykanowanie wiedzieli, jak sobie w takiej sytuacji poradzić, co zrobić, bo wiem, jak mi było trudno. I właśnie rodzice często pocieszali mnie historią innych, którzy mieli ciężką sytuację, ale świetnie sobie poradzili w życiu. To bardzo pomaga, stąd też chęć pokazania także tej trudnej dla mnie części mojego życia.

Czego się od siebie nawzajem nauczyłyście?

Katarzyna: Czego uczy mnie moja córka… hmm

Paulina: Jak obsługiwać telefon! (śmiech)

Katarzyna: Myślę, że Paulina uczy mnie otwartości i pokazuje, że czasami warto podjąć się jakiegoś wyzwania, wziąć byka za rogi, aby potem nie żałować. Tak było z napisaniem książki, tak było gdy nie chciałam iść na wywiady do telewizji. Za każdym razem musiała ostro ze mną walczyć (śmiech). Teraz widzę, że to były dobre posunięcia.

Paulina: Ja w ogóle, z tego co słyszałam, mam mamy charakter i myślę, że najważniejsze, czego nauczyłam się niej, to być sobą, za co jestem jej bardzo wdzięczna.