Nie pamiętam dokładnie słów lekarza, który informował mnie o tym, że ktoś we mnie zamieszkał na dziewięć miesięcy. Pamiętam inny moment. Gdy wręczył mi zdjęcia z USG. Wyszłam ze szpitala mocno zaciskając je w dłoni. Usiadłam na ławce obok przystanku autobusowego. Moje coraz bardziej mokre oczy patrzyły na ciebie. Na malutki punkt, w którym już biło serce, który już wtedy był dla mnie całym, ogromnym światem…
I strach pamiętam. Strach przed tym czy podołam być twoją mamą, czy sprostam obowiązkom, czy cię nie zawiodę.
I to, kiedy się pojawiłaś obok mnie. I pierwszy raz, gdy mogłam poczuć twój zapach. Byłaś taka bezbronna, a ja nie wiedziałam, czy moje ramiona zdołają cię uchronić przed złem.
Patrzyłam jak rośniesz, jak twoje loki jaśnieją ci od słońca. Patrzyłam, jak uparcie wsiadasz po raz nie wiem który na rowerek, wycierasz nos brudną od piasku ręką i znowu usiłujesz przejechać kawałek, sama. I wieczory pamiętam, gdy opatrywałam twoje posiniaczone i zadrapane kolana, głaszcząc je i prosząc żebyś nie była taka uparta, żebyś była ostrożniejsza. Choć już wtedy tyle siebie samej widziałam w tobie i wiedziałam, że nie odpuścisz.
I ten pierwszy raz, kiedy z ogromnym plecakiem szłaś do szkoły. Machałaś do mnie z autobusu śmiejąc się w głos, a ja szalałam z rozpaczy. Głupia matka, która bała się o to, żeby nikt cię nie popchnął na przerwie, żeby nikt nie zaczepiał, żebyś zjadła drugie śniadanie.
Pamiętam też ten straszny moment, gdy przyszłam po ciebie do klasy. Byłaś już wtedy taka mądra i gdy tylko zobaczyłaś mnie w drzwiach, zaczęłaś się pakować i posmutniałaś. Miałaś tylko dziewięć lat, a ja musiałam ci powiedzieć, że twój ukochany tatuś umarł. Patrzyłaś na mnie i pytałaś dlaczego. I czy nie jest Mu tam zimno.
Pamiętam, jak tego samego dnia, zasnęłaś pomiędzy waszymi wspólnymi zdjęciami, owinięta w Jego sweter. Pamiętam jak z przerażeniem przyglądałaś się, gdy pakowałam do kliniki rzeczy twojego ciężko chorego brata. Pytałaś codziennie, czy na pewno wróci, czy nie zaśnie tak jak tata. Tak szybko wydoroślałaś, nawet nie wiem, kiedy to się stało.
Zawsze tak dobrze się uczyłaś, nie sprawiałaś kłopotów. Taka dzielna mała dorosła. I na tę dorosłość nigdy nie powinnam ci pozwolić. Ona cię pochłonęła, a potem wypluła prosto w czarną otchłań. Siedziałam przy twoim szpitalnym łóżku, a ty przepraszałaś. Mówiłaś: „Przepraszam mamusiu, nie dałam rady. Nie chciałam tego zrobić ale nie miałam już sił, a ciebie nie chciałam obciążać”... Wybiegłam, gdy zasnęłaś i osuwając się bezwładnie po ścianie, krzyczałam. Krzyczałam w sobie, a dziś spokojnie o tym samym piszę. To ja cię przepraszam. Za wszystko, przez co musiałaś przejść. Za każdą nieprzespaną noc, za każdy lęk, za to ile musiałaś udźwignąć.
Masz dopiero 14 lat, powinnaś się zakochiwać i odkochiwać, snuć plany na przyszłość, biegać z koleżankami do galerii, pyskować i nie odbierać telefonów. Powinnaś mieć swoje małe tajemnice, wagary i mnóstwo spóźnień na obiad. Blokować łazienkę i przebierać się dziesięć razy, przed wyjściem z domu. Podkradać mi kosmetyki i woleć jechać na obóz z koleżankami, niż na wakacje ze mną.
Dziś patrzę na ciebie z jeszcze większą dumą, niż dotychczas. Patrzę na twoje lśniące, piękne włosy, na twój ciepły uśmiech. Na twoje dłonie, które malują piękne obrazy i szkicują niesamowite portrety. Patrzę na to, jak niesamowicie jesteś do mnie podobna, jakbym widziała w lustrze swoje odbicie sprzed lat. Widzę jaką drogę przeszłaś i ile jeszcze przed tobą. Widziałam, jak upadałaś i jak za każdym razem, wstawałaś silniejsza. Silniejsza, mądrzejsza, pełna pokory i coraz większego zaufania do życia. I nadal mam w sobie tyle obaw. Jesteś taka piękna, pewnie się zakochasz i już nie będę ci tak potrzebna. To jemu będziesz o wszystkim mówić i płakać w rękaw. Jego będziesz wołać w nocy, gdy przyjdzie koszmarny sen.
Tylko czy jest coś ważniejszego dla matki, niż szczęście jej dziecka? Czy mogłabym ci tego zabronić? Przecież wiem, że czas jest nieubłagany i w końcu wyjedziesz na studia, potem założysz swoją rodzinę. Ale dla mnie nadal i już na zawsze zostaniesz tą małą kruszynką, która cała chowała się w moich ramionach. I zawsze możesz do mnie przyjść, nawet w środku nocy, choćby tylko po to, by razem pomilczeć. Zawsze możesz do mnie zadzwonić i wykrzyczeć do słuchawki swoją złość. Zawsze możesz położyć głowę na moich kolanach, żebym mogła cię pogłaskać i uspokoić. Zawsze będziesz mogła się u mnie schronić, zawsze też masz gdzie wracać. Bo ty jesteś moim światem, a ja twoim domem.
W mojej pamięci na zawsze zostanie jeszcze jedna chwila. Twoje piąte urodziny, byłaś ciekawa dlaczego zdmuchuje się świeczki na torcie i czym są marzenia. Wytłumaczyłam ci wtedy, że to takie piękne myśli o tym, czego się najbardziej w życiu pragnie, czego się najbardziej chce. Wieczorem przed zaśnięciem, powiedziałaś – Pomyślałam to marzenie dziś przy torcie wiesz? Zapytałam z uśmiechem, czy była to fabryka czekolady? – Nie mamusiu, pomyślałam o tym, żeby mój brat nigdy nie zasnął…
Kochana Córeczko, jesteś Cudem wiesz?
Anika Zadylak
Dziewczyna z tatuażem nie jednym. Wieczna Alicja z Krainy Czarów, która uparcie wierzy w życie po Tamtej Stronie Lustra. Optymistka niepokonana przez żadne burze i kataklizmy. Otwarta na świat i ludzi, których uwielbia. Pisanie jest dla niej jak oddech. Kocha ponad wszystko swoje dzieci, wszystkie dzieci, koty i inne zwierzęta. Wegetarianka i buntowniczka, manifestująca głośno swoje poglądy.