Mój Synek skończył dwa latka.
Miał być grudniowym prezentem, a pojawił się na świecie w pierwszym dniu jesieni…
To już dwa lata. Trudno uwierzyć, że minęły tak szybko, choć z drugiej strony nie pamiętam już jak wyglądało moje życie przed pojawieniem się Stasia na świecie (coś mi świta, że życie toczyło się wtedy spokojniej, czas mijał dużo wolniej, a mnie pochłaniały sprawy zupełnie błahe, które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia…)
Nie potrafię też sobie wyobrazić jakby to było gdyby Go nie było. Staś stał się centrum wszechświata, absolutnym numerem jeden, sensem i celem wszystkiego. Jest radością, dumą, miłością samą w sobie i jej ukoronowaniem, ale też wielkim, codziennym wyzwaniem.
Można powiedzieć, że przez te dwa lata Staś wyrósł z wcześniactwa, a my – rodzice – choć oczywiście pamiętamy o naszym trudnym początku – nauczyliśmy się już nie tylko bać o Niego, ale też odczuwać radość z bycia rodzicem. Przez te dwa lata zmieniliśmy się my sami, nasze życie, nasz dom, ale przede wszystkim zmienił się Staś…
Ze spokojnego niemowlęcia, które przesypiało całe noce w aktywnego dwulatka, któremu szkoda czasu na sen, który energie czerpie chyba z kosmosu bo spać chodzi po 22, a wstaje już po 7;
Z grzecznego niemowlęcia, które przez godzinę skupiało wzrok na jednej, przesuwanej nad nim grzechotce w dwulatka, który dynamicznie poznaje świat, który siedzi tylko wtedy gdy musi (w foteliku do karmirnia, w foteliku samochodowym albo – coraz mniej chętnie – w wózku na spacerze) bo woli biegać, skakać i się wspinać po wszystkim i na wszystko (w końcu im wyżej tym lepiej!);
Z niemowlęcia, które chętnie piło mleczko w wybrednego „Tadka-niejadka”, który nie bardzo lubi jeść, a jeśli już to tylko te potrawy, których smak i konsystencję już zna i lubi;
Z roczniaka, który chętnie się kąpał, dla którego atrakcją było mycie rączek i zabawa mydłem w dwulatka, który boi się wodu, nie chce usiąść w wannie, a przy myciu głowy dostaje histerii.
Cóż…ludowe przysłowie nie kłamie – małe dzieci mały kłopot, duże dzieci kłopot większy, a już na pewno większy wyzwanie. Nasze Dziecko im większe, tym większej przestrzeni potrzebuje.
W sensie metaforycznym – przestrzeni życiowej bo przecież już potrafi pokazać, że ma swoje zdanie i mocno go bronić, wbrew nawet najbardziej logicznym argumentom rodziców. I w sensie najbardziej prozaicznym – jedna szafa wystarczała by pomieścić bodziaki, śpioszki i kaftaniki, ale spodnie, podkoszulki, bluzy i kurtki w rozmiarze 98 zajmują zdecydowanie więcej miejsca. Z użycia zniknęły już laktator, podgrzewacz, smoczki, butelki, grzechotki, „domowy” wózek, chodzik, ale za to pojawiły się nowe sprzęty i zabawki, które zajmują coraz więcej miejsca – nocnik, jeździki, rowerki, klocki, piłki, książeczki, „plastyczne pudełko”, a od niedzieli „domowa piaskownica” czyli pudełko z piaskiem kinetycznym.
W 25.miesiąc swojego życia Staś wchodzi z katarem i kaszlem (ach, te jesienne infekcje!), ale też z dość dobrym humorem; z 16.ząbkami (na szczęście ząbkowanie przebiegło dość spokojnie, prócz kilku nieprzespanych nocy nie męczyła Stasia gorączka ani żadne choroby); bez smoczka, ale nadal w pieluchach (nocnik stoi w łazience i czeka, na odpowiedni moment, na razie Staś mu się tylko przygląda, czasem próbuje na nim usiąść, ale tylko w ubraniu); z umiejętnością powiedzenia kilku podstawowych słów (mama, baba, dziadzia, bam, oko, nie, nie ce, am am) oraz rozumienia i pokazywania wszystkiego.
W poznawaniu świata Staś odczuwa dużą radość i żadnych lęków; zdarza Mu się wstydzić obcych ludzi spotkanych na ulicy, ale częściej podchodzi do nich z wyciągniętymi rączkami i uśmiechem, a większość dzieci na placu zabaw chciałby przytulić.
Przytulanie jest zresztą Jego nową umiejętnością… Staszek jeszcze nie umie powiedzieć „kocham cię mamo”, ale kiedy spontanicznie podbiega, wyciąga rączki albo zarzuca je na szyję i mocno się wtula – wiem, że to właśnie czuje. W takich chwilach jest tak jakby zapaliło się na raz tysiąc słońc i nic więcej nie jest potrzebne do szczęścia! Mimo zmęczenia, a czasem monotonii związanej z opieką nad Stasiem, mimo nieprzespanych nocy, mimo tego, że są chwile, w których muszę liczyć do 10 (a nawet do 100) by nie wybuchnąć albo wyjść i nie chcieć wrócić (zwykle wtedy gdy Staszek nie chce jeść!), mimo Jego szaleństw od rana do nocy, mimo śladów po pogryzieniu (!) wiem na pewno, że dokładnie dwa lata temu w moim życiu zdarzył się prawdziwy cud, który trwa…
Kiedy patrzę na drogę jaką pokonał Staś, jaką pokonaliśmy jako Rodzina od 23.09.2013 czuję radość, szczęście i dumę i… wdzięczność dla Losu i Opatrzności, dla wszystkich Lekarzy, Pielęgniarek i Rehabilitantów, których spotkaliśmy na naszej drodze; dla Rodziny oraz bliższych i dalszych Znajomych, którzy od dwóch lat kibicują Stasiowi i interesują się tym, co u nas nowego, dla wszystkich, którzy regularnie czytają naszą stronę (stas.burski.pl) dla Babć Stasia, na których wsparcie, pomoc, dobrą radę i czas zawsze możemy liczyć – dla Was wszystkich wielkie dzięki i kawałek urodzinowego tortu z Elmo i uśmiech od wyjątkowego Misia; uszytego przez Matkę Chrzestną Stasia z pierwszej staśkowej piżamki; ten Miś ma nam przypominać jaką drogę przeszliśmy bo waży 1250g. i mierzy 41 cm., czyli dokładnie tyle ile Staszek, gdy niespodziewanie pojawił się na świecie…