„W życiu nie będę taką matką jak ty” zamruczała nastolatka groźnie. I dodała: „Jesteś potworem”. Znacie to? Powiedziała ( jeśli relację z matką miała w miarę bezpieczną), albo pomyślała.Och, chodziło o jakąś głupotę. O jakieś lekcje, o załóż czapkę czy coś równie głupiego ograniczającego wolność. Wolność – święte słowo w wieku kilkunastu lat. No i ta obietnica. Nigdy (NIGDY) taka nie będę.
Ach ta słodka dorosłość, jakże ona weryfikuje nasze wyobrażenia. Nagle widzisz siebie drącą się jak opętana z powodu zostawionej głupiej foremki w piaskownicy. Nie musisz wcale drzeć się głośno, wystarczy, że drzesz się w myślach, bo ono (dziecko) nie śpi, nie chce malować, słuchać bajki, ubierać się, zjeść. Nie ma znaczenia, że mówisz: „Nic się nie stało, kochanie”– roznoszą cię emocje i szał.
Okropna to konfrontacja ze sobą, walisz głową w mur, obarczasz się poczuciem winy, uważasz, że się nie nadajesz. I tak dalej, i tak dalej. O tym już napisano wiele, po co pisać o tym znów.
To okropne, gdy pouczasz: jak ty jesz, gdzie chcesz odfrunąć? Czy musisz robić taki śmietnik? Masz szybki lot do przeszłości. Po prostu widzisz te obrazy, gdy twoja matka te same frazy powtarzała.
Ale lata macierzyństwa, moja miła robią swoje. Następuje cudowny moment, w którym Ty i ta druga istota ( Twoje dziecko) dochodzicie do pewnego porozumienia. Inaczej–Ty dochodzisz do porozumienia ze sobą w roli matki. Wspaniale jeśli to się stanie, tylko wtedy można być naprawdę dobrą matką.
Dekalog dobrej matki
Po pierwsze…
Odpuszczasz. No trudno, Kowalska piecze po nocy ciasta, Nowak chleb, a Malinowska wozi na 10 treningów dziennie. Ty na przykład taka nie jesteś. I co? Możesz, oczywiście nad sobą pracować, ale nie przeistoczysz się w kogoś kim nie jesteś. Perfekcjonistka nie stanie się matką spontaniczną, matka chaos nie będzie pilnowała porządku. Każda ma swoje mocne strony i może dać dziecku coś innego, ale równie wartościowego.
Nasze matki też byłyby szczęśliwsze gdyby nie wrzucały się do jednej szuflady. „Dzień dobry, jestem kura domowa, sprzątam, prasuję, gotuję” Wszystkie przymusy doprowadzają ludzi do szaleństwa. Nawet jeśli chcemy zmusić się dla własnego dziecka. Rób tylko to, co kochasz.
Po drugie…
Dajesz tyle miłości, ile w sobie masz. Nie ma więcej. Bo skąd masz to mieć? Znam kobiety z domów toksycznych, trudnych, które wyznają, że czasem nie radzą sobie z macierzyństwem, że uciekają w pracę, że chętnie oddają dziecko ojcu, bo mają chwilę dla siebie, a tego potrzebują.
Mówią to zawstydzone, wbijają wzrok w podłogę. A mi kiedyś terapeutka powiedziała wprost: „Kobieta z zaburzonego domu zawsze w pewnym stopniu będzie miała problem ze 100 proc. oddaniem. Miłości musi się uczyć”.
To ucz się jej, ale nie obwiniaj się przy tym. Bo jest jak jest, wiadomo.
Po trzecie…
Nie przestajesz być sobą. Lepiej to zaakceptuj. Może są wśród nas, kobiet, istoty boskie. Macierzyństwo zmienia je diametralnie i od tej pory myślą tylko o dobru dziecka. Tak, matka myśli o dobru dziecka. Ale gdzieś przebija się jej dobro. Czy powinnam dla dzieci rezygnować z pasji? A z miłości? A z pracy? Te dylematy są chyba normalne. Czasem rozstrzygamy je na korzyść swoją, a czasem dziecka.
Po czwarte…
Jeśli jesteś matką beznadziejną w czwartek o 18.00 to nie znaczy, że w sobotę też musisz nią być. Nigdy nie jest za późno na zmianę. Ani na dobrą relację z dziećmi. Warunek konieczny: nie udawać, że nie wiesz, że nawalasz….Dziś jest tyle możliwości, tyle narzędzi. Możemy się zmieniać. Powinnyśmy czasem nawet.
Po piąte…
Są zdania, które jednak trzeba wypowiedzieć. W sumie w „jak ty jesz?” nie ma nic złego, choć oczywiście jest to ocena i niezbyt pozytywna. Po łyknięciu wszystkich możliwych poradników, po przeczytaniu iluś książek rozumiesz, że frustracja też jest dziecku potrzebna. Lepsza frustracja w warunkach bezpiecznych niż frustracja po latach wygrzewania się w bezwarunkowej miłości matki. Świat nie jest idealny.
Po szóste…
W końcu rozumiesz, że powinnaś przestać truć. Miłość to akceptacja. Nie, nie chodzi o to jedzenie, ale o inne rzeczy, które w swoim dziecku zobaczysz i nie będą to rzeczy proste. Potraktuj to jak największą lekcję miłości. Kochać pomimo czegoś. Piękne, co? To masz szansę się tego nauczyć:)
Po siódme…
To że zaakceptujesz nie znaczy wcale, że raz na jakiś czas się nie wściekniesz, jesteś tylko matką, a nie ikoną.
Po ósme…
Dawaj jeśli chcesz dostać. To znaczy jeśli myślisz, że dziecko pracoholików, nagle w wieku 10 lat będzie chciało spędzać czas tylko z rodzicami– to się mylisz. W macierzyństwie działo prawo Hammurabiego: oko za oko, ząb za ząb. Jeśli chcesz się załamać, wróć do punktu cztery.
Po dziewiąte…
Ciesz się chwilą. Bo, przysięgam, te chwile szybko mijają.
Po dziesiąte…
Pokora to w macierzyństwie słowo klucz. Wszystko może okazać się na opak, nic nie jest takie jak się wydaje, niespodzianki to norma. Dziś zapalenie ucha, jutro alergia. Dziś świetnie w klasie, jutro koszmarnie. Stałość? A co to jest stałość?
Stałością jest tylko ta miłość, którą możesz dać.
A mówiłaś, że nie wiesz czy umiesz kochać. No patrz…