Oddział Onkologii. Każdego dnia ok 30 pacjentów czeka na wyniki badań, żeby otrzymać kolejny cykl chemioterapii, a wraz z nim kolejne dni, jakże cennego życia. Razem z nimi czekają Ci, którzy na co dzień towarzyszą im w tych trudnych chwilach – ich rodziny i przyjaciele. Pomiędzy nimi, najczęściej w kolorowym ubranku, w skupieniu, krząta się pielęgniarka. Pobiera krew, wykonuje pomiary parametrów, a w końcu zakłada wkłucie i podaje najpierw leki przeciwwymiotne, premedykację, a później leki przeciwnowotworowe. Niby nie robi nic więcej oprócz tego, co do niej należy, ale stres związany z codziennym kontaktem z ludźmi chorymi na nowotwory jest stresem przewlekłym, a ten ma największy wpływ na zdrowie człowieka.
Wystarczy przyjrzeć się danym epidemiologicznym. Wskazują one na ciągły wzrost zachorowań na choroby nowotworowe, a prognozy przewidują nawet, że już niedługo staną się one pierwszą przyczyną zgonów nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wśród pacjentów oddziałów onkologicznych- chemioterapii jest wielu takich, którzy wymagają tylko leczenia uzupełniającego i po nim będą mogli przejść pod kontrolę Poradni onkologicznej. Niestety są też chorzy, a tych jest bardzo dużo, którym z powodu dużego zaawansowania choroby można zaproponować tylko leczenie paliatywne aby mogli w dobrej jakości życia, powoli umierać.
Jakie cechy charakteru powinna mieć pielęgniarka sprawująca opiekę nad tego typu pacjentami? Musi być przede wszystkim CZŁOWIEKIEM. Chemioterapia, to nie jest wizyta jednorazowa, niektórzy z pacjentów zaliczają po kilkanaście, a nawet więcej pobytów i po krótkim okresie przerwy wracają z powrotem. Dlatego też pielęgniarka onkologiczna nie może traktować pacjenta jak narzędzie swojej pracy, musi znaleźć inny sposób na wszechogarniający stres związany ze swoją pracą. My jesteśmy z tymi ludźmi od początku ich choroby, widzimy wzloty i upadki, lepsze i gorsze dni, widzimy jak nikną w oczach, a na koniec dochodzi do nas informacja o ich śmierci (wtedy kiedy umiera poza naszym szpitalem). I nie jest to dla nas ktoś obcy, ktoś kogo widzi się pierwszy raz, ale osoba znana z częstych wizyt w szpitalu, z telefonów, ktoś o kim wiemy niekiedy naprawdę dużo, znamy jego życie, rodzinę i cele jakie chcą osiągnąć przed nieuchronną śmiercią. Słuchamy, przytulamy i pocieszamy kiedy są po rozmowie z lekarzem, który właśnie oznajmił, że to już koniec leczenia, że nic już nie możemy zaproponować, stoją nic nie rozumiejąc i ściskają w ręku skierowanie do Hospicjum. Musimy na to znaleźć czas, chociaż czekają inni, CI, dla których wszystko skończy się dobrze, ale również Tacy, którzy już niedługo usłyszą to samo.
Leki przeciwnowotworowe mają wpływ również na personel medyczny. Pielęgniarki skarżą się na metaliczny smak w ustach, nudności, wypadanie włosów i inne dolegliwości. Nie mamy dodatkowego urlopu zdrowotnego, wcześniejszej emerytury ani dodatków za pracę w warunkach szkodliwych. Wśród pielęgniarek są przypadki zachorowania na nowotwór piersi, płuc i niestety nie wiemy, czy aby praca z cytostatykami nie przyczyniła się do tego. Obecnie leki cytostatyczne przygotowywane są przez farmaceutów ubranych jak kosmonauci, w pomieszczeniach wyposażonych w wysokiej klasy wyciągi, ale wiele z nas pamięta czasy, kiedy w szpitalu była jedna komora laminarna, fartuch chirurgiczny i lateksowe rękawiczki, a co najgorsze na dyżurze jedna pielęgniarka. Siłą rzeczy nie można było pójść do komory laminarnej.
Cytostatyki mogą powodować u pacjenta różnego rodzaju powikłania łącznie z ostrymi reakcjami anafilaktycznymi. Potocznie mówi się, że pacjentów onkologicznych nie reanimuje się, ale to nie jest prawda. Jak nie reanimować 30 letniego mężczyzny z nowotworem dobrze rokującym, przy którym czuwa kochająca żona, a w domu czeka dwójka małych dzieci? Nie mamy w zespole pielęgniarki anestezjologicznej, to my pielęgniarki onkologiczne z lekarzami onkologami podejmujemy pierwsze czynności, od których zależy dalsze postępowanie wezwanego zespołu anestezjologicznego. Jeżeli się uda, potem dalej pomagamy mu dojść do siebie i cieszymy się z każdego kolejnego dnia, jeżeli nie- jeszcze długo pozostaje w naszych sercach.
Nie każda pielęgniarka jest w stanie to wytrzymać, niektóre odchodzą po kilku dniach pracy. Zostają tylko te, które kochają ludzi, są empatyczne, cechują się dużą cierpliwością i odpornością na stres.
Nasze zarobki są niskie i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie się to poprawi. Aby zapewnić sobie normalne życie pracujemy w dwóch, trzech a nawet więcej miejscach pracy, tracąc przez to normalność. Nie mamy czasu na odpoczynek, relaks, ale przede wszystkim na doładowanie „baterii człowieczeństwa”. Nasza grupa zawodowa jest inna, brak w niej wzajemnego zrozumienia, solidarności, ale również dobrego przywódcy. Cechą szczególną jest zazdrość i strach przed tym, aby inna nie miała się lepiej. Nasze przełożone dbają o to, aby nikt im nie zagroził, nauka jest niemile widziana.
Może więc zamiast użalać się nad sobą, udowadniać która specjalizacja w pielęgniarstwie jest najtrudniejsza i kto powinien więcej zarabiać, zacznijmy działać od samego dołu. Niech każda pielęgniarka wie, że jest AŻ pielęgniarką, niech oddziałowa będzie naszą oddziałową, niech dba o interesy pielęgniarek, a nie czyha tylko na nasz błąd, żeby ukarać, niech naczelna będzie rzecznikiem pielęgniarek i niech broni naszych racji, a nie tylko racji dyrekcji zakładu. Wszystkie jesteśmy jednakowo potrzebne i TE na onkologii, anestezji, okulistyce i TE w przychodni, każda samodzielnie decyduje gdzie chce pracować. Jak najbardziej opowiadam się za zróżnicowaniem zarobków w zależności od miejsca pracy ale także za zniesieniem różnic w wynagrodzeniu na tym samym stanowisku. Chciałabym godnie zarabiać w jednym miejscu pracy, marzę o poprawie warunków pracy przede wszystkim w kwestii norm zatrudnienia, chciałabym w oczach ludzi być PIELĘGNIARKĄ, ale chciałabym również przez inną pielęgniarkę traktowana jak pielęgniarka.