„Ja nigdy nie mam na nic czasu”, „Tkwię w permanentnym niedoczasie”, „Czy doby, do cholery, nie da się wydłużyć?”. Czas – sama dokupiłabym z chęcią na jakiejś wyprzedaży, bo wiecznie go mało. A może to my za dużo mamy na głowie? A może źle nim zarządzamy?
Umówiłam się na rozmowę z Aleksandrą Budzyńską, czyli Panią Swojego Czasu. Pomyślałam – kto, jak nie ona, pokaże mi, jak zagospodarować właściwie każdą minutę mojego dnia. I wiecie, co? Nadal tego nie wiem, ale teraz w ogóle mi to nie przeszkadza, bo okazało się, że są rzeczy, na które warto poświęcić czas, i są takie, na które go szkoda przeznaczać. Przeczytajcie.
Ewa Raczyńska: Przepuszczamy nasz czas przez palce?
Aleksandra Budzyńska: To zależy. Niektóre kobiety tak, ale są też takie, którym przydałoby się trochę tego przepuszczania. W czasie prowadzonych przeze mnie zajęć spotykam się z dwoma rodzajami kobiet. Jedne faktycznie mają czasu za dużo, który mi ucieka, bo nie potrafią się zorganizować (a przecież organizacja to wyłącznie kwestia umiejętności), druga grupa to kobiety „nadzorganizowane”, które w ogóle nie marnują czasu i które mają zaplanowaną każdą minutę, aż do bólu.
Zwolenniczką której grupy jesteś?
Żadnej. To tak, jakbym miała decydować, które są ładniejsze – blondynki czy brunetki. Z takich czy innych przyczyn po prostu tak mamy. Pozostaje pytanie, czy komuś przeszkadza taki rodzaj zarządzania czasem, a jeśli tak, to czy chce coś z tym zrobić. Nie wszystkie kobiety odczuwają potrzebę zmiany.
Jednak kiedy słyszę: „Pani Swojego Czasu”, od razu włącza mi się: „muszę się lepiej zorganizować, narzucić sobie jakieś ramy, żeby dojść do perfekcji”.
Ale to zupełnie nie o to chodzi! Ostatnio spytano mnie, dlaczego zarządzanie czasem jest ważne, bo przecież jest ważne, skoro tego uczę. Według mnie są to poszukiwania na niewłaściwym polu. Dla mnie nie jest istotne, czy ktoś jest zorganizowany na sposób A, czy B; czy ma czasu dużo, czy mało. Dla mnie jest istotne, czy ktoś żyje tak, jak chce. Po prostu. I ucząc zarządzania czasem, chcę jednocześnie nauczyć kobiety, żeby wybierały swój sposób na życie. Pani Swojego Czasu to także Pani Swojego Życia, która może decydować, jak chce wykorzystać czas, który ma do dyspozycji.
Nigdy nie namawiam kobiet do tego, żeby wcisnęły się w jeden określony schemat. Wręcz przeciwnie – każda z nich ma prawo znaleźć swoją strategię na życie. Znam mnóstwo kobiet, które żyją w totalnym chaosie – i uwielbiają to. Skoro takie życie obrały i takie życie im się podoba, to jestem daleka od wyciągania ich z tego chaosu.
To na czym polega zarządzanie czasem?
Dla mnie zarządzanie czasem, a raczej zarządzenie sobą w czasie, polega na takim organizowaniu się, żeby mieć czas na to, co jest dla mnie ważne i na to, na co chcę mieć ten czas. To jest dla mnie sedno.
Żebyśmy jeszcze wiedziały, co jest ważne…
To jest absolutna podstawa. Jeśli nie wiem, co jest dla mnie istotne, zupełnie nie ma znaczenia, czemu poświęcam czas. Skoro nie wiem, czego chcę, do czego dążę, kim chcę być – co za różnica, czym się zajmę? Co za różnica, czy będę sprzątać, wychowywać dzieci, czy kopać doły?
Zgadzam się, że kobiety często nie wiedzą, co jest dla nich ważne. Dzieje się tak z różnych powodów, głównie jednak dlatego, że nikt nas nie uczy, by w ogóle zastanawiać się nad tym, więc nie mamy nawyku myślenia o tym.
Bywa też tak, że mówimy, co jest dla nas ważne, ale to kompletnie nie współgra z ilością poświęcanego czasu na najważniejsze dla nas rzeczy. Jeśli przyjrzeć się temu, co kobieta robi, a co mówi, okazuje się, że są to dwa zupełnie odmienne światy.
Często pytam moje klientki, jak szybko zaczęłyby wątpić w słowa męża, gdyby codziennie mówił im, że je kocha, a później lał, prał, nie rozmawiał z nimi i zdradzał je? Okazuje się, że bardzo szybko. I tu odkrywamy paradoks, bo w swoje słowa nie wątpimy. Mówimy: „rozwój jest dla mnie najważniejszy”, a jednocześnie od roku nie przeczytałyśmy książki. W słowach często bywamy mocne, ale działania już za nimi nie stoją.
Jak więc być Panią Swojego Czasu? Zaplanować: 6.45 – joga, 7.00 – kawa, 7.10 –pobudka dzieci?
Faktycznie panuje pogląd, że aby być panią swojego czasu, musimy od linijki mieć zaplanowany dzień. Jednak myślenie, że to umiejętność poukładania swojego życia według z góry ułożonego planu – bez uwzględniania kryzysów, kłopotów – to bujda na resorach. Nie wierzę, że ktokolwiek prowadzi takie życie, nawet perfekcyjna pani domu.
Czyli wychodzimy od tego, że wiemy, na co chcemy poświęcić swój czas bardziej, a na co mniej. Jaki jest kolejny krok?
Bardzo ważna jest odwaga, bo jeśli chcę coś zmienić, muszę mieć odwagę powiedzieć głośno:
„Sorry, tej kupy prania nie poskładam, bo to nie mój priorytet”. Powinniśmy ćwiczyć się w takiej odwadze, zamiast z przerażeniem myśleć, jak zareagują mama czy teściowa. To bardzo trudny i długi proces. Nie trzeba od razu wypalić teściowej z grubej rury, że nie ugotujesz w niedzielę obiadu, bo tego nie lubisz, ale możesz powiedzieć o tym koleżance. Ja sama nadal się ćwiczę w tej odwadze; niekiedy z lepszym, niekiedy z gorszym skutkiem.
Gdy już mamy tę odwagę – co dalej?
Kolejny etap to przyjrzenie się temu, co mam teraz. Często kobiety mówią: „Wow”, bo odkryły swoje cele i priorytety. Czują się uskrzydlone i wniebowzięte. I od razu chcą wszystko wdrażać w życie: od teraz będą się rozwijać, założą swój biznes, bo mają na to dwa lata, rozpisały cele na zadania… Dawaj! Zaczynamy!
Ale zapominają, że do tej pory też prowadziły swoje życie. Żadna z moich klientek nie leżała osiemnastu godzin na kanapie; każda miała mnóstwo roboty. Zanim więc zaczną wdrażać swoje plany, muszą zastanowić się, co zrobić z tym wszystkim, co było dotychczas. I jakoś tak się ogólnie przyjęło, że sprzątanie stanowi temat kluczowy. Kobiety dochodzą do wniosku, że nie będą sprzątać całą sobotę, tylko przez godzinę. Tymczasem nie ma takiego bata, żeby przez godzinę udało się zrobić to, co dotychczas zajmowało kilka dobrych godzin. Pojawia się zatem pytanie, co zrobisz z tym, że nie będzie tak posprzątane, jak było dotychczas?
I następuje chwila refleksji, gdy nagle okazuje się, że trzeba zrobić totalny remanent. Dla mnie jest to fascynujące, bo zarządzanie czasem obnaża problemy w zupełnie innych obszarach: abym mogła zrealizować swoje cele i lepiej zarządzać swoim czasem, muszę porozmawiać ze swoim mężem lub partnerem. Dlaczego? Po wypisaniu rzeczy, które robię w domu, wychodzi na to, że robię wszystko. I teraz trzeba usiąść i odważnie przyznać, że wcale nie chcę robić wszystkiego. Tylko umówmy się, że jeśli przez 20 lat żyję z facetem, to on raczej nie zareaguje entuzjastycznie i nie powie: „O, kochanie, jak super, że bierzesz się za siebie i zamierzasz się rozwijać. Będę cię wspierał i pomogę ci. I będę odkurzał. I wieszał pranie”. No raczej tak to nie działa.
Bardzo ważne zatem jest, by zobaczyć, co mogę zmienić, co wyrzucić, i komu delegować swoje dotychczasowe obowiązki.
Tylko znowu ten czas dla mnie wyzwala to, przed czym się wzbraniamy jak przed ogniem – egoizm. Bo jak mam powiedzieć swoim dzieciom: „Teraz się z tobą nie pobawię, bo idę na warsztaty z garncarstwa”?
Cóż, ja mam ten problem raz w miesiącu, kiedy w weekend wybieram się na zajęcia z malarstwa, a moje dzieci mają kryzys i mówią, że chcą, żebym została. Wychodzę, choć czasami serce mi się kraje. Mam i poczucie winy, i wyrzuty sumienia, które nie spływają po mnie jak po kaczce. Ale doszłam do tego, że nie mogę liczyć, że te emocje zginą lub że za którymś razem się nie pojawią. Uznałam, że jeśli my nie będziemy dbać o siebie, to nasze dzieci również się tego nie nauczą, a przecież uczą się przez naśladowanie tego, co my robimy – także dla siebie.
Dbania o swój czas nie nazywam egoizmem. Egoizm to podejście, które zakłada, że jestem niezastąpiona, że muszę nad wszystkim panować i o wszystko zadbać; że nie mam zupełnie czasu dla siebie. Zauważyłam to, gdy mój syn zachorował na cukrzycę. Rozmawiałam z mamami, które same ogarniały chorobę; tata wiedział jedynie, że dziecko jest chore. Kobiety narzekały, że są umęczone, udręczone, bo nie mają czasu dla siebie. I uważam to za skrajnie egoistyczne, bo kto dziecku pomoże, kiedy mamy zabraknie? Wyznaję zasadę, która ma niewiele wspólnego z egoizmem: dbając o siebie, dbasz o innych.
Co kobiety odkrywają podczas zajęć z tobą?
Najczęściej to, że dotychczas żyły złudzeniami, bo wydawało im się, że bycie panią swojego czasu to umiejętność robienia wszystkiego. I są zaskoczone, kiedy mówię, że przekazuję obowiązki innym, że nie ogarniam wszystkiego sama, tylko korzystam z pomocy. Doznają wtedy olśnienia, że nie muszą i nie mogą robić wszystkiego, muszą jednak zająć się czymś konkretnie.
Żyjemy w czasach, kiedy w każdą minutę musimy coś wcisnąć. Ludzie już nie siadają na ławce tak po prostu, nie lenią się, nie odpoczywają. Ja polecam czasami spróbować odpuścić. Na swoim przykładzie wiem, że świat się nie zawali. Umiejętne zarządzanie czasem dla siebie, skupianie się na tym, co ważne dla mnie – powtórzę: dla mnie – pozwoli efektywnie wykorzystać dany nam czas.
Aleksandra Budzyńska, znana jako Pani Swojego Czasu mówi o sobie: „Kiedyś zapadłabym się pod ziemię, gdyby ktoś mi powiedział, że nie tylko ja, ale także inni będą tak o mnie mówić. Dzisiaj nie tylko mówię to z dumą, ale także namawiam do tego inne Kobiety. Wierzę, że każda z nas może zostać Panią Swojego Czasu”. Pracuje z kobietami, które chciałyby swój czas wziąć w swoje ręce, po kobiecemu i w kobiecy sposób, podczas swoich szkoleń i warsztatów uczy, jak umiejętnie zarządzać swoim czasem, by nie przegapić tego, co dla każdej nas jest ważne