Go to content

„W życiu bym na to nie wpadła!”. 5 niebezpieczeństw, czyhających na twoje dziecko w domu

Fot. iStock / Nadezhda1906

Wiele już napisano na temat rodziców, tego, na jakie „typy” się dzielimy – czasem trzeba uderzyć się w pierś i trochę pośmiać z samych siebie. Gdybyśmy mieli stworzyć podział uniwersalny, pomagający odnaleźć się w zwykłej codzienności, wiele można by sprowadzić do tego, jak radzimy sobie z lękiem i czy w ogóle go odczuwamy. Bo jacy byśmy nie byli, najczęściej dzielimy się:
– na tych, którzy panicznie boją się o bezpieczeństwo swoich dzieci (i z lęku o dzieci i swoje wypełnienie roli rodzica, widzą zagrożenie dosłownie wszędzie),
– tych, którzy kompletnie oddalają od siebie jakąkolwiek możliwość domowej katastrofy (i dla własnego komfortu psychicznego lekceważą zagrożenia),
– i tych, którzy mają to szczęście, odnaleźć się dokładnie po środku obu opcji i w dodatku nie zwariować.

Do tego ostatniego typu chyba większość z nas dąży. Bo nie na wszystko w życiu mamy wpływ, ale dobrze by było, dodatkowo nie kusić losu i przeżyć swoje rodzicielstwo w miarę lekko i szczęśliwie.

Są takie rzeczy, w które trudno uwierzyć i wyobrazić sobie, do momentu, gdy widzimy je na własne oczy. Dlatego warto wyposażyć się w wiedzę, rozsądek (również po to, by nie ulegać panice i histerii) i odrobinę luzu. Bo nawet przykre doświadczeniu coś ważnego w życiu nam przynoszą. A by było naprawdę dobrze, czasem wystarczy po prostu nie wskakiwać dobrowolnie w paszczę głodnego lwa.

Historia ataku zabójczego jogurtu. Lekcja pierwsza: nikt nie myśli o rzeczach wcześniej nieodkrytych

Opowiem wam historię, która przydarzyła mi się, gdy mój syn miał ponad dwa lata. Kojarzycie zapewne jogurty z dodatkami w oddzielnej przegródce, takimi które dosypuje się samodzielnie. Mój syn w ramach słodkości dostał taki z czekoladowymi kulkami (baaardzo je wtedy lubił).  Ogromną przyjemność sprawiało mu nabieranie jogurtu na łyżkę, układanie jak wisienki na torcie na górze jednej kulki i konsumpcja (oczywiście, gdy nikt „niby” nie widział pożerał trochę kulek bez jogurtu 😉 ) – jednym słowem nic zdrożnego. Ja siedziałam obok niego i pracowałam przy komputerze. Nagle rozległ się wrzask. Łzy, krzyki i histeria. Kompletnie nie wiedziałam, co się zdarzyło, do momentu, gdy przez łzy nie zaczął mówić, że boli go nos, a z nosa polała się krew.

Oczywiście oglądanie z latarką i próba wydobycia informacji. On dłubał, krew się lała, a ja zaczynałam wpadać w panikę. Co się wydarzyło? Pan Diabeł Wcielony, w ramach eksperymentu wepchnął sobie jedną kulkę do nosa. Cały epizod trwał tylko kilka minut i skończyło się na strachu. Ponieważ kulka była prima sort, cała z czekolady, po chwili zaczęła się rozpuszczać i udało się ją wyjąć z nosa zwykłym aspiratorem do kataru.

Czego nauczył mnie „zabójczy” jogurt? Że choćbym się dwoiła i troiła, a uwierzcie, mój syn jest typem dziecka, przy którym zawsze mam oczy dookoła głowy, pewnych rzeczy nie przewidzę. Tego, że choć przez 2 lata swojego życia nawet nie próbował niczego wsadzić sobie do nosa, dziś nie będzie tym dniem, kiedy spróbuje. I tego, że mogę mieć zabezpieczony cały dom jak Alcatraz, a niebezpieczny okaże się… JOGURT!

Konkluzja była prosta, zamiast następnym razem słysząc dziwne czy straszne historie dumać, jak to możliwe i kto jest winien – można zrobić tylko dwie rzeczy. Pierwsza: przyjąć, że zdarzyć się może wszystko i zawsze. Druga: zabezpieczyć się na wypadek konsekwencji (np. ubezpieczeniem czy pakietem medycznym).

Lekcja druga: korzystaj z cudzego doświadczenia

Bardzo często okazuje się, że to co najbardziej niebezpieczne, jest rzeczą zwykłą, niepozorną, z której nie zrezygnujesz. Że najbardziej „niebezpieczną” osobą, jest ktoś z nas. Najważniejsze to nauczyć się dostosowywać swój sposób myślenia do temperamentu dziecka, przewidywać zgodnie z intuicją, a nie kolejnym sztywno zdefiniowanym podręcznikiem.

Nie będziemy dziś ostrzegać was przed gniazdkiem elektrycznym czy butelką wybielacza – to, przynajmniej w teorii, wszyscy wiemy, znamy, ukrywamy przed łatwym dostępem . Bo przecież nikt nie trzyma w kuchni na blacie spawarki czy piły tarczowej, prawda? A gdy dochodzi do domowych wypadków, otwieramy ze zdumienia oczy i sami siebie pytamy: jak to w ogóle możliwe?! Czerpmy z doświadczeń innych rodziców i przenigdy nie oceniajmy: „ja bym do tego nie dopuścił/a”.

5 niebezpieczeństw, czyhających na twoje dziecko w domu

1. Twoje dziecko

Tak już w życiu jest, że często to my sami bywamy dla siebie niebezpieczni. Wypadki, które się zdarzają zazwyczaj nie mają nic wspólnego z niebezpiecznym sprzętem, a są wynikiem ludzkich błędów. Twoje dziecko też będzie je popełniać. Wejdzie zbyt wysoko, pojedzie za szybko, źle oceni swoje możliwości. Nic  w tym dziwnego, właśnie na tych błędach się uczymy. Jedyne, co możemy zrobić, to nauczyć dziecko racjonalnie myśleć i te błędy minimalizować.

2. Ty

Zaskoczony? Jak przecież możemy być niebezpieczni dla naszych dzieci, tych które kochamy ponad wszystko i chronimy?

Jesteśmy niebezpieczni za każdym razem, gdy:
– prowadzimy zbyt zmęczeni samochód,
– myślimy: „tylko ten jeden raz, co się może przydarzyć?”,
– zakładamy, że w naszej obecności nic złego się nie wydarzy,
– nie myślimy o własnym bezpieczeństwie.

Pamiętaj o rzeczach prozaicznych. Masz starsze dziecko, które zostaje samo w domu? A czy ma telefon albo wie, co robić, gdybyś nie wrócił? Wiesz przecież, że wychodzisz tylko do kiosku, z psem, po mleko, na 10 minut. Głowę dasz, że twoje 7. czy 10-latek nie zrobi nic niebezpiecznego, ale nie w tym problem. A co, jeśli wybuchnie pożar lub zdarzy się coś do bóli zwykłego: zasłabniesz na ulicy i zabierze cię karetka? Nie chodzi o to, byś nie wychodził. Zwyczajnie zastanów się, czy nauczyłeś swoje dziecko wszystkiego, co potrzebne.

3. Zmęczenie i pośpiech

To przez nie popełniamy błędy, o których nawet nie wiemy. Nie zauważamy, że czegoś nie zdążyliśmy zrobić/sprawdzić/zamknąć. To właśnie wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni i gonimy jak szaleni, umykają nam drobiazgi. Ten jeden jedyny raz, kiedy kiedy nie zamknęliśmy bramki itd., przykłady można by mnożyć. Co zrobić? Pamiętaj o sobie. Twój odpoczynek to też bezpieczeństwo twojego dziecka.

4. Pewność

„Ale nigdy nie robił takich rzeczy!”. Nikt nie myśli o rzeczach wcześniej nieodkrytych. Ufaj, ale nie miej pewności. To, że coś się jeszcze nigdy nie przydarzyło, nie znaczy, że nie stanie się dzisiaj. Pamiętaj by zabezpieczyć się przed przykrymi, dalekosiężnymi konsekwencjami. Nie możesz założyć, że nigdy w życiu nie złamiesz nogi, prawda? Ale możesz zadbać o zabezpieczenie finansowe, gdybyś musiał jednak zakupić lekki gips czy ortezę…

5. Zwykłe przedmioty czy jedzenie

Po prostu pomyśl o tym wszystkim, co nie jest oczywiste. Wszystkie potencjalnie niebezpieczne przedmioty już dawno pochowałeś wysoko. Nie ma w twoim domu, w zasięgu dzieci przedmiotów ostrych, łatwopalnych czy trujących… Ale czy pomyślałeś o tym, że twoje dziecko urosło i doskonale potrafi rozwiązywać „problemy”? Że kilkulatek bez trudu zbuduje sobie konstrukcję zastępującą drabinę, że „dziabnie się” biegając ze zwykłą kredką, czy nie owinie sobie wokół szyi zwykłej taśmy klejącej?

Nie popadajmy w skrajności, tego możemy sobie wszyscy życzyć. A żeby spać spokojnie, dobrze jest zastanowić się, czy z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wiem, co zrobić, gdyby przydarzyło się coś złego? Czy umiem udzielić pierwszej pomocy, czy jesteśmy ubezpieczeni od następstw nieszczęśliwych wypadków?


Artykuł powstał przy współpracy z Nationale Nederlanden