Poniedziałek. Wybiegam z dziećmi do szkoły. Mróz szczypie policzki, łzy same napływają do oczu. Nie tylko im, mnie również. Trochę z zimna, trochę ze szczęścia, że to już, że oni zdrowi, że nikt nie dostał w nocy gorączki, kataru ani niepokojącego kaszlu. Że nikt nie obudził się z wysypką. Biegnę do tej szkoły jak po upragnioną wolność. I nie oceniajcie mnie źle, ale po weekendzie z córką i synem (tak, wychowuję ich sama) potrzebuję kilku godzin samotności. Po prostu potrzebuję!
Choć chyba najtrudniejsze są te tygodnie, kiedy zostają ze mną chorzy, oboje. Siedem dni spędzone w domu z dwójką dzieci w różnym wieku, a więc o różnych potrzebach rozrywkowych, opiekuńczych z różnym zestawem leków i z postawą „teraz zajmij się mną”… Ten kto przeżył – wie. Oni nabierają sił, zdrowieją, krzepną, na koniec są już oczywiście całkowicie zdrowi. Ty nadajesz się do sanatorium. Ostatecznie w domu rodzinnym, z głową na kolanach własnej matki. Żeby choć przez chwilę ktoś się tobą zajął…
Marzę o tym, żeby móc rzucić to wszystko i wyjechać choć na kilka dni. Fantazjuję o dziadkach, którzy sami proponują, że zabiorą wnuki na przedłużony weekend. Choćby nawet przedłużony do tygodnia. W wyobraźni roztaczam wizje nocy przespanej od samego początku do samiutkiego końca, samotnych spacerów po plaży w nadmorskich miasteczku albo wycieczkach górskich, tych które odbyłam sto lat temu, czyli „przed dziećmi”.
Moja psychika potrzebuje odpoczynku, bo zaczynam wariować, być złą matką, smutną i zdenerwowaną osobą, kimś, na kogo nie chce mi się patrzeć. Czy ktoś ma podobnie?
Kocham moje dzieci, uwielbiam je. Oprócz tego, że czuję się za nie odpowiedzialna, uważam je za cudowne osoby, z którymi można bardzo fajnie pogadać, dobrze spędzić czas, za kogoś, dzięki komu mogę się wiele o sobie nauczyć. Ale nie oszukujmy się, samotne wychowywanie dzieci wymaga podwójnej dawki energii i emocji. I czasem każdy z nas potrzebuje na chwilę zniknąć, każdy potrzebuje być sam na sam ze sobą, żeby przypomnieć sobie o swoich potrzebach, o tym, co lubi robić. Po to, żeby w spokoju poczytać książkę. Po to, żeby usłyszeć swoje myśli, spotkać się z przyjaciółmi i porozmawiać z nimi tak, jak dawno nie miałaś okazji rozmawiać – nie ściszając głosu mówiąc o nowym chłopaku waszej znajomej.