Go to content

Nie kop babci, bo się spocisz… musimy uczyć dzieci szacunku do świata

Fot. pixabay.com/lenkafortelna

Dzisiejsza sytuacja ze szpitala. Ładna pogoda, lekarz pozwala rodzicom zabrać dzieci na krótki spacer na teren placówki. Każdy, kto żyw, korzysta z tej możliwości, bo tydzień w murach dobić może największego miłośnika leżenia w łóżku.

 

Spaceruję sobie z moim małym złem. Po chwili wychodzi kobieta z dwu- może trzylatkiem (jak ja się nauczę rozpoznawać mniej więcej wiek dzieci, to chyba będzie cud). Nie wiem, czy to mama, czy babcia. Dochodzi do nich spoza szpitala jeszcze jedna kobieta z nieco starszym chłopcem. Dzieci zaczynają biegać i nagle wpadają na pomysł, żeby kopać liście zebrane w stertę. Z uporządkowanych dzień wcześniej i oczekujących na sprzątnięcie liści zrobił się na nowo bałagan. Po chwili dzieci wpadają na kolejny pomysł. Tym razem przenoszą liście z jednego miejsca w inne, robiąc przy tym bałagan na sporej przestrzeni. Matki siedzą na ławce, palą papierosa, rozmawiają, nie reagują. Po kilkunastu minutach jedna z kobiet wstaje i mówi coś w stylu: „nie psuj tego, bo się spocisz”, łapie dziecko za rękę i razem odchodzą.

Ani słowa o tym, że ktoś to wcześniej posprzątał, że to wymagało jakiegoś nakładu pracy, że znowu trzeba będzie to uporządkować i że generalnie nie jest to zachowanie godne pochwały. Już nie wspomnę, że należałoby od dziecka wymagać, aby przynajmniej spróbowało naprawić to, co zepsuło.

 

Sytuacja ze sklepu z artykułami dla dzieci. Wchodzi matka z 3-4-latkiem (na moje oko). Ogląda ubranka, przegląda akcesoria, rozmawia przez telefon. Syn przeszkadza w pogaduchach, więc kobieta mówi: – Idź pobaw się zabawkami.

Spadają dziecku na podłogę: auto, klocki, jakiś robot. Inne zabawki chłopiec próbuje wyciągnąć z opakowania, ale nie pozwala załoga sklepu. Matka niezadowolona, wręcz z fochem, mówi: – Chodź, wychodzimy stąd. I nadal rozmawia przez telefon.

Zabawki, które potencjalnie mogą być prezentem dla innych, które ktoś chce kupić jako nowe, matka traktuje jak sprzęt z wypożyczalni, darmowej wypożyczalni.

 

To tylko dwa przykłady, a z pobytu ze szpitala mogłabym dodać jeszcze ładnych kilka, ale nie będę się znęcać nad mamami, które może to czytają, bo już gdzieś po oddziale się poniosło, że piszę. Warto jednak zauważyć, że połamane, zepsute, porozrywane zabawki w takich miejscach jak szpital nie spadają z nieba, a przecież rodzic nie ma tu nic innego do roboty, jak tylko opiekować się swoim chorym dzieckiem. Mamy i tatusiowie uczą swoje dzieci, że jak coś jest wspólne, publiczne, „niewłasne”, to jest niczyje i nie trzeba o to dbać, można zniszczyć, można nie zwracać uwagi na konsekwencje działania. Skutkiem jest dorastające pokolenie małych terrorystów, którzy od wieku przedszkolnego są roszczeniowi i nie liczą się z nikim i niczym. Rodzice mądrzy, odpowiedzialni giną w tłumie.

 

Boję się, że moje dzieci nie będą umiały żyć w takim świecie. Tłumaczę Markowi, opowiadam, pokazuję świat, wyjaśniam, ale on pójdzie do przedszkola, na plac zabaw, na boisko i tam dowie się, że jest kosmitą, bo nikt „normalny” śmieci nie przynosi do domu, jak nie ma w okolicy kosza („normalny” zostawia je w rowie, na boisku, na chodniku), nikt „normalny”nie schodzi z chodnika, kiedy akurat służby porządkowe zamiatają („normalny” udaje, że nie widzi, a „bardziej normalny” wjedzie rowerem w kupkę zamiecionego wcześniej piasku), w końcu nikt „normalny” nie przejmuje się tym, że kopnięta piłka stłukła szybę w budynku sąsiadującym z boiskiem (niemoje, więc nic się nie stało, „ktoś” sobie naprawi).

 

Nie rozumiem tej znieczulicy, czasami mam ochotę się odezwać, ale coraz częściej zdaję sobie sprawę, że świata nie zbawię. Mogę jedynie trwać uparcie przy swoich zasadach i wychowywać synów na „nienormalnych”…

 

Zajrzyj na mój profil na Facebooku i zostaw ślad po sobie, skomentuj artykuł, zdjęcie, wpis. Jeśli się ze mną nie zgadzasz, też zajrzyj 😉