Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę. Myśląc o tym kilkakrotnie wydawało mi się, że nie zdołam tego „przerobić”. Dwadzieścia wspólnych lat i nastoletnia córka – to powody dla których opisanie tego fragmentu swojego życia jest najtrudniejsze. Obecnie jestem półtora roku po rozwodzie, dwa i pół roku po rozstaniu z osobą, której zachowanie jak toksyna powoli zatruwało mój organizm.
Najbardziej smutne, że nie pamiętam ani jednej dobrej wspólnej chwili. Za dużo było płaczu i przykrości.
Nigdy nie czułam się tą jedyną i wyjątkową.
Nigdy nie był wsparciem ani tarczą na moje emocje. Różniliśmy się wrażliwością i inteligencją emocjonalną.
Nie dbał o moje dobre samopoczucie. Potrafił przy obcych, znajomych, współpracownikach, rodzinie, pokazać mnie w złym świetle, robić sobie żarty z mojej osoby – nawet mimo próśb nie przestawał – bo to przecież było takie zabawne!
Żyłam z osobą, dla której samopoczucie obcych i bycie miłym dla obcych było ważniejsze niż dbałość o najbliższych. Niestety nie była to osoba, która zrobiłaby wszystko, aby tylko nie urazić najbliższych. Wręcz przeciwnie, przez wszystkie wspólne lata odnosiłam wrażenie, że robił wszystko, abym poczuła się fatalnie.
Za rozpad małżeństwa obwinił mnie całkowicie. Dlatego, że to ja zamknęłam się w sobie. Że to ja stworzyłam sobie inny, ładniejszy świat, który trwał równolegle. Dlatego, że to ja poświęciłam wszystkie oszczędności na ładne ubrania, dodatki, meble, itp.
Dużo pracy za mną, sporo jeszcze do przepracowania przede mną.
Czasem myślę o nim jak o „rzepie”, który wczepił się w sweter, a po usunięciu większości pozostały jeszcze resztki. Ja tak właśnie jeszcze usuwam… żal, złość, nienawiść. Nie chcę, aby kolejne toksyny zatruwały mnie od środka.
Nie jestem idealna, nie byłam i nigdy nie będę. Ale w końcu daję sobie sama prawo, które było mi odebrane na 20 lat, do bycia czasami nierozsądną, lekkomyślną, podejmującą błędne decyzje i ponoszącą ich konsekwencje. Daję sobie prawo do gorszych dni, do odpoczynku, do lenistwa, do złego humoru. Daję sobie prawo po prostu do bycia sobą w 100%. Zaczynam życie od początku. Sama, z córką. Zaczynam znowu marzyć, planować, śmiać się, oddychać pełną piersią.
Jedno jest pewne, córka dorośnie, a ja wyczyszczę zupełnie głowę i telefon z kontaktów z tą osobą. 20 wspólnych lat przyniosło wiele szkód, były to bardzo destrukcyjne lata. Wiem, że wszystko co najlepsze dopiero przede mną.