Go to content

Twój facet chce mieć przyjaciółkę? Niech ma. Ale tych czterech zasad musi przestrzegać

Fot. iStock/Marco_Piunti

Obudziłam się o trzeciej rano i zobaczyłam, że telefon mojego męża wibruje. Zerknęłam na wyświetlacz. Ostatnio wyłączył podgląd wyświetlania treści wiadomości. Podejrzane, prawda? Od razu zapaliła mi się czerwona lampka: zdrada, zdrada, zdrada.

Znam jego kod, więc go wpisałam. Tak, wiem, że nie powinnam tego robić, ale o tej trzeciej rano, patrząc na jego telefon rozświetlany tajemniczymi wiadomościami z WhatsAppa, nie myślałam logicznie. Chwilę później weszłam w świat faceta (mojego niby męża), którego kompletnie nie znałam.

Nie, nie chodzi o zdradę fizyczną, przynajmniej nie sądzę

Mój facet prowadzi popularne konto na Instagramie. Tej nocy weszłam na grupę, którą założył wspólnie z czterema koleżankami poznanymi w sieci. Zabolało.

Po pierwsze, że o niczym nie wiedziałam. Czy to taki problem powiedzieć, że ma się kumpelki?
Dajemy sobie przecież dużo wolności, mam przyjaciela faceta, z którym czasem pisze.

Po drugie. Niby nie było w tych wiadomościach nic niezwykłego. Niby.

„Nie śpię” pisała Anka (kimkolwiek ona była)
„Też nie śpię, włączę Netflixa” odpowiadała jakaś Weronika. (Dlaczego nigdy nie słyszałam o Weronice???!)
„Ja robię na drutach, wszystko przez to, że mam problemy z Nelką. Jutro zebranie” pisała Insulina. (Jaka Insulina) „Hej, a Ty Adamski śpisz”.

Adamski. Mój mąż ma na imię Adam. Zawsze tak do niego mówiłam, Adamski. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że to że mówi tak do niego obca kobieta jest czymś na podobieństwo zdrady.

Jak również to, że wspiera te dziewczyny w ich kryzysach życiowych, gdy tymczasem mi mówi:
„Nie przejmuj się, bierz się w garść”.
Przejrzałam wiadomości z kilku miesięcy i prawie zasłabłam. Otóż mój, dość skryty mąż, starał się chyba o tytuł najbardziej zabawnego gościa roku. Pisał kilkanaście razy dziennie, wrzucał swoje śmieszne zdjęcie (żadnego nie dostałam ja), wrzucał zdjęcia z naszym psem, opowiadał o naszej córce. Nie opowiadał natomiast o mnie. Czasem rzucił coś w stylu: moi wyjechali/ moi wyszli.

Moi?!
Poczułam się jakbym dostała obuchem w łeb.
Porobiłam screeny i mu je wysłałam.
Do rana nie mogłam zasnąć.
A rano…

Mój facet nie rozumiał czym mnie zranił. Albo udawał, że nie rozumie. Leciały argumenty w stylu: przecież ty też masz koleżanki, po prostu je lubię, nie powinnaś czytać moich wiadomości. Zaraz potem: nie przeszkadza mi to, nie mam nic do ukrycia.

Później odkryłam, ze raz widział się z jedną z tych dziewczyn, później z drugą. Jedna z nich ma faceta. Ale…. Nie mógł mi o tym powiedzieć?

Szczerze powiedziawszy od tego czasu nie czuję się z nim okej. Mam poczucie naruszenia granic.
I nie, nie chcę słuchać argumentów, że mój facet jest narcyzem. Nie jest nim. Jest spoko gościem, mamy fajny seks, szanujemy się. A jednak czegoś mu w związku brakuje? Tak myślę.

I wciąż się zastanawiam: mężczyzna ma prawo mieć koleżanki, czy to jednak zawsze alarm? Jeśli ma prawo mieć koleżanki, to jakie? Gdzie jest granica?

Pomyślałam też, że są cztery zasady dotyczące przyjaźni naszych partnerów z innymi kobietami. Jeśli ktoś je łamie, znaczy, że coś mocno nie gra.

Po pierwsze: wiemy o tych  jego koleżankach

Oczywiście mężczyzna nie musi nam się zwierzać z każdej rozmowy z inną osobą, ale jeśli ktoś staje mu się bliski (nawet na poziomie czysto koleżeńskim) to chyba powinnyśmy o tym wiedzieć.

Być może oni robią to, żeby nie budzić naszej zazdrości, z drugiej strony prawda zawsze wychodzi na jaw (jak widać wyżej).

Po drugie: koleżanki nie mogą być ważniejsze niż my

Znajoma opowiadała, jak jej facet jeździ malować mieszkanie przyjaciółce singielce. „Bo ona jest biedna i sama” tłumaczył. Tymczasem znajoma nie mogła namówić partnera na remont od nie wiadomo kiedy. Innym razem okazało się, że to z przyjaciółką konsultuje decyzję o zmianie pracy, czy zwierza jej się z problemów z matką. Gdy znajoma zrobiła awanturę, mąż bronił przyjaciółki.

Nie, tak nie może być

Facet złamał jedną z najważniejszych zasad przyjaźni damsko-męskiej w związku. To partnerka i jej uczucia zawsze powinny być na pierwszym miejscu. Zasada ta obejmuje wszystkie sfery życia. To partnerka, nie przyjaciółka powinna być tą, z którą spędza większość czasu. To partnerka, a nie przyjaciółka powinna znać go najlepiej. To do partnerki, a nie do przyjaciółki idzie się po pomoc lub poradę w pierwszej kolejności. To za partnerką, a nie przyjaciółką najpierw staje się murem. Trudno bowiem uwierzyć, że ona nie jest zagrożeniem, skoro to w jej obronie staje, jej się zwierza, z nią konsultuje decyzje. To byłoby bolesne nawet wtedy, jeśli byłby to przyjaciel-mężczyzna. Kiedy chodzi o kobietę, przewinienie jest dużo poważniejsze i są powody do obaw.

Po trzecie: on nie powinien opowiadać za dużo o nas

Lojalność w związku jest bardzo ważna. Słabo jeśli on rozmawia z kimś o nas. Zwierza się z problemów z nami, dyskutuje na temat naszych słabości, obgaduje nas. Potrzebuje wsparcia i chce się z kimś tym podzielić? Niech gada z kumplem albo idzie do terapeuty.

Po czwarte: ukrywanie naszego istnienia też nie jest w porządku

W sumie słabo, gdy o nas nie mówi w ogóle. Bo to tak jakbyśmy nie istniały. Słyszałam historię o facecie, który siedział ze swoją partnerką w domku nad jeziorem i co chwila wysyłał zdjęcia swojej koleżance. Tu jezioro, tu zachód słońca, tu zdjęcie zastawionego stołu. Ani razu jednak nie napisał z kim jest na tym wyjeździe….
Trudno wtedy nie myśleć, że pasuje mu udawanie singla.