Od poniedziałku, z pierwszych stron gazet i portali zerkają na mnie zdjęcia uśmiechniętej, pięknej, świetnie ubranej, zgrabnej, spełnionej zawodowo i życiowo kobiety. Kobiety, na którą patrzy się z przyjemnością. Kobiety szczęśliwej, zadbanej, uprawiającej sport i mającej różne pasje. Mamy, babci i żony. Partnerki przyszłego prezydenta Francji. I mimo, że Bridget Trogneux jest osobą tak ciekawą, że można by o niej napisać naprawdę wciągający artykuł, większość z nas koncentruje się głównie jedynie na tym, że od swojego męża pani Macron jest starsza o 24 lata. Oraz, że poznali się wtedy, kiedy Emmanuel był jej uczniem. Jak ona śmiała. (On przecież i tak nie wiedział, co robi).
Czytam komentarze na Facebooku i na portalach poważnych gazet. Bo chyba każdy większy portal napisał już o tej parze, o niezwykłej historii ich miłości. To prawda, jest ona zupełnie inna niż historie związków większości z nas, niż miłości w klasycznych bajkach i rodzinnych opowieściach. Ale też z tego właśnie powodu, wymagała olbrzymiej odporności na wszelkie przeciwności, które zakochani napotkali na swojej drodze. A przede wszystkim, odporności na ludzką zawiść i przekonanie, że każdy z nas ma prawo oceniać to, jak żyją inni. I że kobieta znacznie starsza od swojego męża, to prawdziwy „dziwoląg”.
Internet wrze. Znajoma blogerka wrzuca zdjęcie przyszłej pary prezydenckiej z komentarzem ”piękna miłość”. Kilka minut później pojawia się lawina komentarzy, które nie zostawiają na niej – na pani Macron – suchej nitki. Bo przecież kobieta nie powinna być starsza od swojego partnera, a już na pewno nie o TYLE lat. Bo kobieta, która zostawiła dzieci (dodajmy uczciwie, że dorosłe) i męża (z którym nie była szczęśliwa) dla tak „niepoprawnej”, niedozwolonej społecznie miłości to zaburzona psychicznie egoistka (cytat). Najczęstszy epitet i największy zarzut jest jeden: „stara”. Ona jest stara, a więc okropna, pomarszczona, nieatrakcyjna. Jej ciało nie pasuje do ciała tego młodego mężczyzny. Zresztą, o prezydencie elekcie możemy przeczytać tylko tyle, że najprawdopodobniej ma on kompleks Edypa, albo jest krypto gejem. Bo przecież to niemożliwe, żeby „młodszy facet mógł zakochać się w takiej starej babie”. To niezgodne z naturą, obleśne i fu.
Wszystkim paniom (o dziwo, to one przeważają jako autorki najostrzejszej krytyki, panom – również młodszym – raczej Bridget Trogneux przypadła do gustu) chciałabym więc dziś powiedzieć że:
Wstyd mi za to, że kobiety mogą być tak okrutne i bezwzględne wobec innych kobiet, że mogą krytykować je w tak seksistowski sposób. Czy i na siebie patrzycie jedynie przez pryzmat wieku, wyglądu, ciała?
Wstyd mi za to, że odmawiacie kobietom, które wychowały już dzieci, których małżeństwo okazało się nieudane, prawa do szczęścia. Czy szczęśliwym można być według was jedynie poświęcając się dla innych?
Wstyd mi za to, że z o wiele większą tolerancją patrzycie na związek starszego, dyskryminującego kobiety mężczyzny z o wiele młodszą partnerką (bo wiadomo, facet zawsze woli młodsze) niż na związek młodego człowieka, któremu los kobiet nie jest obojętny, który swoją żonę traktuje z szacunkiem i publicznie mówi o roli jej wsparcia w jego politycznej i zawodowej karierze, ze starszą ukochaną.
Wstyd mi za to, że koncentrujecie się na tym, co fizyczne, bardziej niż na tym, co leży w sferze emocji, duchowego i intelektualnego porozumienia.
Wstyd mi za to, że nie wierzycie w miłość tak silną, że pokonuje ona naprawdę duże trudności, że wygrywa z czasem i odległością, że nie przejmuje się opinią innych. Żałuję, jeśli same nigdy takiej nie przeżyłyście.
I jeszcze tylko jedno – wy też kiedyś będziecie mieć 64 lata. Może nawet całkiem niedługo. Spojrzycie wtedy w lustro i nie zobaczycie tam starszej pani, tylko siebie – kobietę, która wciąż ( a moze dopiero) kocha i chce być kochana. Dziewczynę, która jeszcze całkiem niedawno zaplatała swoim lalkom warkocze, albo stawiała budowle z klocków. Nastolatkę, która traciła głowę dla swojego idola. Człowieka, który ma prawo do szczęścia. Swojego szczęścia.