Kochana…
Kilka dni temu były twoje urodziny. To już 17-ste z kolei, które obchodzisz z Tym. Mówię Tym, bo To odmieniło twoje życie raz na zawsze i choćbym bardzo chciała, nigdy już nie będzie odwrotu. Mówię Tym, bo wiem, że sama lubisz to tak nazywać. Ciągle powtarzasz – ja z Tym żyję, ja z Tym jem, ja z tym się pieprzę…
Przepraszam, że tym razem nie mogło mnie tam być… bo przecież zawsze jestem. Byłam wtedy, gdy się o Tym dowiedziałaś. Byłam kiedy budziłaś się w nocy i mówiłaś, że boisz się umrzeć. Byłam, gdy razem z Nim mówiliście sobie, że będziecie razem „póki śmierć was nie rozłączy”. I wtedy, gdy ten dupek przed sądem głośno mówił o tym, że dłużej nie potrafi tak żyć. Że chciałby, aby ktokolwiek choć raz przeżył z tobą jeden dzień i zobaczył, jak ciężko żyje się z chorą osobą. Przeżyłyśmy razem nie jeden i uwierz mi, że każdy z nich jest dla mnie na wagę złota.
Najchętniej skopałabym mu tyłek. Bo po co się oświadczał? Przecież wiedział, na co się pisze. Był z tobą od samego początku. Chyba nigdy nie zrozumiem, jak po tym wszystkim nadal możesz go kochać. Bo kochasz. Wiem to. Słyszę, w każdej wzmiance, jaka pada na jego temat z twoich ust. Gdyby tylko wiedział. Co się z tobą wtedy działo… Co ta choroba z tobą wtedy zrobiła. Ona i on. Razem. Byłam przerażona, gdy zaraz po rozwodzie usiadłaś na wózku, bo twoje ciało nie miało dłużej siły by stać. Jak każda czynność, którą wykonywałaś dzień wcześniej, chwilę później staje się dla ciebie dużym wyzwaniem. I tak codziennie. Jakby życie zamiast dawać, zaczęło ci nagle wszystko odbierać…
Byłam na ciebie wtedy zła. Co ja mówię. Byłam po prostu wściekła. Wściekła, bo myślałam wtedy, że się poddałaś. Że myślałaś, że nie masz już po co żyć. Ale chcę żebyś wiedziała, że masz. Dla mnie. Dla nas. Dla siebie. Przysięgłam sobie wtedy, że nigdy nie pozwolę ci się poddać. Bo dopóki ty walczysz, wierzę, że ja też mogę. Ze wszystkim. Z całym światem.
Wiem, że nasza relacja nie zawsze była łatwa. Bo w końcu 7 lat różnicy robi swoje. Kiedy ty stawałaś się kobietą, ja byłam jeszcze dzieckiem. Dzieckiem, które niewiele z tego rozumiało. Z ogromnego buntu 17-nastoletniej dziewczyny, która nagle dowiedziała się, że nie wie, jak długo jeszcze będzie mogła normalnie żyć, normalnie chodzić, normalnie oddychać. Jedyne co pamiętam to to, że ciągle chciało ci się krzyczeć. Na rodziców, na mnie, na niego. Nie raz oberwało mi się wtedy za to, że byłam po prostu dzieckiem. Dziś to rozumiem i nie mam do ciebie o to żalu. Nie wiem, jak sama zachowałabym się na twoim miejscu.
Z tego całego chaosu w głowie utkwiły mi dwa dobre wspomnienia. To pierwsze przywołuje we mnie mieszane uczucia. Siedziałyśmy w salonie, a ty suszyłaś mi włosy. Miałyśmy przy tym spory ubaw, bo starym sposobem naszej mamy wpuszczałaś co chwilę trochę ciepłego powietrza za mój kołnierzyk. Dziś rolę się odwróciły i to ja suszę ci włosy, bo tobie pewnie zajęłoby to wieczność. Zabawne, jak w życiu wszystko się zmienia…
Drugie, gdy odebrałaś mnie z muzyki po swojej szkole. Jak zwykle czerwona ze złości, mówiłaś żebym się pospieszyła, bo się spóźnimy, a potem czekałyśmy oczywiście na przystanku. Była zima. Przytuliłam się do ciebie i zaczęłam coś nucić i obie zaczęłyśmy tańczyć. Pamiętam jak na twojej twarzy na chwilę zawitał uśmiech. Coś czego nie widziałam wówczas od dawna. Chciałabym zawsze móc dawać ci powód do uśmiechu.
Co dzisiaj nie jest w zasadzie takie trudne. Bo sama jesteś jednym wielkim uśmiechem. Wiem, że gdy znowu zadzwonię i spytam co u ciebie, jak zwykle odpowiesz, że wszystko dobrze i jak zwykle zaczniesz się śmiać. Nawet jeśli akurat siedzisz w szpitalu i chwilę wcześniej zemdlałaś z bólu idąc do toalety. Nie znam drugiej tak dzielnej kobiety jak ty.
Dlatego jeśli kiedyś będę miała dzieci, to chciałabym, abyś traktowała je jak swoje. Jak te, które zawsze chciałaś mieć, a które przez To nie możesz. Chciałabym, aby nauczyły się od ciebie wdzięczności. Za każdy nowy dzień. Bo każdy nowy dzień jest powodem do radości. Każda chwila, którą spędzamy razem. Każde słowo…
Ja też jestem wdzięczna. Za to, że cię mam. I choć pewnie myślisz, że niczego w życiu nie udało ci się zrobić dobrze od początku do końca, to wiedz, że jedna rola wyszła ci świetnie. Jesteś najlepszą starszą siostrą jaką przyszło mi mieć. I dlatego nigdy nie pozwolę ci się poddać.
Nawet temu cholernemu SM.