Łzy. Takie niemęskie, tak bezlitośnie obnażające twoje uczucia. Przecież powinieneś być silny, przetrwać to w miarę bezboleśnie. Powinieneś zamknąć ten etap jednym cięciem, nie oglądając się za siebie. Powinieneś nie czuć teraz nic. Powinieneś… bo jesteś mężczyzną. Tak cię wychowano. Jak w piosence. „Nosisz spodnie, więc walcz”. Ale ty nie masz siły walczyć. Cierpisz zbyt mocno. Właśnie rozpadasz się na kawałki, bo ktoś, dla kogo przez chwilę byłeś najważniejszy odrzucił twoją miłość. Bo ktoś cię zawiódł, zranił, podeptał twoje emocje. Bo ktoś obiecał być i nigdy nie wrócił na stałe.
Masz 10 lat. Twój ojciec właśnie spakował walizki i wyprowadza się z domu. Jest wieczór, stoisz boso, w samej piżamie i patrzysz, jak odchodzi. „Uwalnia się” – tak powiedział twojej matce. Przywołał cię do siebie szorstkim skinieniem ręki. To chyba jest pożegnanie. Nie na długo – obiecał, ale słowa nie dotrzymał. Następny raz zobaczysz go, kiedy będziesz nastolatkiem. Niewiele sobie wtedy powiecie, bo jak opowiedzieć kilka lat życia, tego intensywnego, nastoletniego, jak podzielić się tymi wszystkimi emocjami, smutkiem, złością z kimś, kto miał być zawsze, ale nagle zniknął?
Teraz patrzysz na niego przerażony, bo masz świadomość, że za chwilę wszystko się zmieni. Nieodwracalnie. Nie potrafisz opanować tego lęku, nie umiesz zapanować nad żalem i rozpaczą. Ciepłe, słone krople spływają po twojej twarzy, ręce i broda drżą. Ocierasz z twarzy wstydliwe ślady słabości. Robisz to tak mocno, że aż boli. Zresztą, ból fizyczny i emocjonalny zlewa ci się w jedno i nie potrafisz już powiedzieć, czy to twoja dusza, czy ciało. To już, tylko tyle. Chwila i drzwi zamykają się za nim i nie masz już czasu, żeby poczuć, zrozumieć, jakoś to w sobie oswoić. Jesteś jeszcze chłopcem, ale mama mówi do ciebie łamiącym się głosem – „Teraz nie możesz już płakać, jesteś jedynym mężczyzną w tym domu. Musisz pomóc mi poskładać to nasze życie. Musisz być dzielny. Musisz stanąć na wysokości zadania”.
Cierpisz, tęsknisz za nim. Tęsknisz nawet za jego nieporadnymi próbami okazania Ci zainteresowania. Płaczesz, ale tylko wtedy, gdy nikt nie patrzy. Wstydzisz się tego, jesteś na siebie taki zły. Nienawidzisz się za to. Boisz się, że ona zobaczy, że ją zawiedziesz. Nie tego od ciebie oczekuje, nie takiego ciebie chce.
Masz 20 lat, siedzisz przy szpitalnym łóżku. Trzymasz za rękę swoją babcię. Wiesz, że to kwestia kilku godzin. Wszystko w tobie wrze: żal, strach, że to się wydarzy przy tobie, że nie dasz rady. Jedyna ciepła, „prawdziwa” osoba w twoim życiu, za chwilę będzie już tylko pięknym wspomnieniem poczucia bezpieczeństwa, zrozumienia, akceptacji. To matka twojego ojca, ale jego tu nie ma. Unosisz więc ten emocjonalny ciężar pożegnania za was obu. Kiedy odchodzi, stajesz twarzą w twarz ze świadomością, że nigdy więcej nie otworzy ci drzwi, kiedy wpadniesz do niej, niby „przy okazji”, na herbatę z cytryną i ciasto. Że nie dostaniesz już od niej kartki z życzeniami i swoim, zdrobnionym imieniem, napisanym niewyraźnym, ale wciąż bardzo eleganckim pismem. Ścisk w gardle. Złość. Na nią, że odeszła, na siebie – za ten dziwny chłód. Za to, że choć masz rozdarte serce, wciąż „musisz być dzielny”. A przecież nikt już nie patrzy…
Masz 30 lat. Siedzisz na innym łóżku, tym, które miało być waszym małżeńskim. Świetnie sobie radzisz- fantastyczna praca, mieszkanie, dobry samochód. I, do zeszłego tygodnia – wielka miłość. Ona nie wróci – powiedziała to wczoraj. Wiesz, że nie rzuca słów na wiatr. Za to również pokochałeś ją tak mocno. I jeszcze za to, że nigdy nie udawała. Że kiedy cierpiała, mówiła o tym z taką szczerością. A kiedy była szczęśliwa, obejmowała cię tak mocno i pewnie. Ale to już nie wróci. Odeszła, bo nie zauważyłeś, że nie dajesz jej tego, czego potrzebowała. Miałeś być dzielny, silny, miałeś być oparciem w trudnych chwilach, a zacząłeś od tego uciekać – w pracę, w alkohol. Odeszła do kogoś innego. Zdradziła cię. Wybrała lepszego. Zostałeś sam.
Siedzisz na tym wielkim łóżku, w ogromnej, pięknie urządzonej sypialni. Boli, tak mocno, że sekundy, minuty mijają, a ty tkwisz w bezruchu.
Nie analizujesz już nawet tego cierpienia. Wiesz tylko, że boli i że znowu będziesz musiał to w sobie stłumić, pozbierać się, zamknąć kolejny etap. Tak bardzo chciałbyś znowu poczuć słony smak swoich własnych łez. Ale nie potrafisz już płakać. Zadzwonisz do znajomych, umówisz się na piwo. To przecież w końcu minie, byle tylko o tym nie myśleć, nie mówić.
Mężczyźni cierpią, mężczyźni czują. Mężczyźni przeżywają silne emocje i momenty załamania. Mężczyźni również potrzebują pomocy i wsparcia. Mężczyznę można skrzywdzić. Pozwólmy mężczyznom płakać.