Od samego początku bycie rodzicem jest wielką lekcją pokory i cierpliwości, jest codziennym ćwiczeniem z czekania…
Najpierw z nadzieją, a czasem i z niepokojem czekamy na drugą kreskę na teście ciążowym, później na powiększający się brzuszek i pierwsze ruchy dziecka. Czekamy na cud narodzin i wszystkie inne, mniejsze lub większe, cuda, których doświadczamy jako rodzice. Czekamy na pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwszy krok, na pierwszy ząbek, pierwszą przespaną noc, na pierwsze: „kocham cię mamo”.
Dla rodziców dzieci, które przyszły na świat zbyt wcześnie ćwiczenia z czekania są szczególnie trudne…
Już na samym początku dowiadują się, że tak naprawdę na niewiele spraw mają wpływ, że jedyne co mogę zrobić to właśnie czekać. Od pierwszych chwil życia swoich dzieci rodzice wcześniaków czekają na cud… Nie czekają na słowa, bo jedyne słowa, które zwykle na początku słyszą od personelu medycznego (który z założenia jest ostrożny i sceptyczny i nie chce budzić u rodziców zbyt dużej nadziei) nie brzmią optymistycznie – słyszą, że jest źle, że płuca są niedojrzałe, że dziecko samo nie oddycha, że jest narażone na wiele powikłań, że przy wcześniakach wszystko (w domyśle wszystko, co najgorsze) może się zdarzyć, że TRZEBA CZEKAĆ… Czekając więc cierpliwie na każdą możliwość bycia na oddziale, na każdą chwilę przy inkubatorze, na pozwolenie choćby dotknięcia własnego dziecka.
Czekają na to aż ich maleństwa zaczną samodzielnie oddychać, ssać, utrzymywać stałą temperaturę ciała i saturację. Na dobre wiadomości od lekarzy, którzy powiedzą, że niedojrzały układ trawienny podjął pracę i pokarm już nie zalega, że nie ma infekcji, że przewód tętniczy Botalla się zamknął i nie będzie potrzebna operacja, a usg główki pokazało, że nie ma zmian po wylewach. Rodzice wcześniaków czekająna rozintubowanie, zdjęcie CPAPu, na informację, że tlenu w inkubatorze jest coraz mniej, a w końcu, że dziecko już go w ogóle nie potrzebuje bo oddycha samodzielnie. Czekają na każdy gram przyrostu wagi, na każdy zwiększony milimetr wypitego pokarmu, na ten magiczny moment gdy sonda żołądkowa już nie będzie potrzebna bo maluch nauczył się wreszcie ssać, nie męcząc się przy tym i nie zapominając o oddechu.Czekają na kangurowanie, na przeniesienie dziecka z inkubatora do podgrzewanego łóżeczka, na wypis do domu.
Czekanie na te wszystkie cuda czasem trwa kilka tygodni, a czasem nawet kilka miesięcy. To wiele trudnych, długich dni i nocy podczas, których NIE czeka się tylko na jedno – na telefon ze szpitala, który oznacza zwykle, że stan dziecka się pogorszył…
Rodzice wcześniaków są mistrzami świata w czekaniu! Ich czekanie nie kończy się wraz z zabraniem dziecka do domu. Wręcz przeciwnie – w domu znów zaczyna się czekać – z niepokojem na to, czy w nocy nie włączy się alarm monitoru oddechu; z radością na każdy postęp w rozwoju dziecka; z obawą i stresem na każdą kolejną wizytę kontrolną. Najpierw (czasem tygodniami) czeka się na termin spotkania ze specjalistą, później (czasem godzinami) na wejście do gabinetu, a następnie na efekt kontrolnego badania – na to, co powie o naszym dziecku, jego zdrowiu i rozwoju okulista, audiolog, neurolog, kardiolog czy lekarz rehabilitant… Takie czekanie trwa wiele miesięcy, bo przecież na jednej wizycie kontrolnej się nie kończy, bo nawet jeśli ma się tyle szczęścia, co my, to i tak pierwszy rok życia wcześniaka to nieustane kontrole lekarskie i kontrole kontrol. Kiedy w kalendarzu w jakimś tygodniu nie była zanotowana przynajmniej jedna wizyta lekarska czy rehabilitacja wpadałam w panikę czy przypadkiem o czymś nie zapomnieliśmy…
Rodzice wcześniaków czekają też oczywiście na wszystko to, co i inni rodzice – na samodzielne przewrócenie się dziecka z plecków na brzuszek, na zabawy rączkami, na raczkowanie, samodzielne siadanie, na pierwszy ząbek, pierwszy kroczek, pierwsze słowa. W czekaniu tym muszą być jednak bardziej cierpliwi, bo wcześniaki zwykle później od swoich rówieśników samodzielnie jedzą, mówią, siedzą, chodzą. W czekaniu tym rodzice wcześniaków są zwykle bardziej niespokojni niż inni rodzice, bo zawsze boją się o to czy opóźnione nabieranie przez dziecko różnorodnych kompetencji poznawczych czy umiejętności ruchowych nie jest dysfukcją, chorobą, konsekwencją wcześniactwa, którą trzeba leczyć czy rehabilitować. W czekaniu tym rodzicom wcześniaków zwykle nie bardzo pomaga otoczenie… Chyba każdej mamie wcześniaka zdarzało się słyszeć z ust jakieś dobrej cioci albo życzliwej sąsiadki komentarze w stylu: „to on jeszcze nie siedzi?”, „taki duży i nie chodzi?”, „czemu jeszcze mu blendujesz zupkę?”, „powinien już mówić/gryźć/unosić główkę/raczkować itp.,itd.”
Na koniec sobie samej i wszystkim rodzicom wcześniaków chcę przypomnieć jedno – z czekania zawsze coś wynika więc trzeba wierzyć i czekać cierpliwie – wcześniaki potrafią zaskakiwać! A w tym czekaniu trzeba nauczyć się cieszyć z małych rzeczy, bo dla wcześniaka nawet mała rzecz jest często wielkim osiągnięciem!