Czy znałyście kiedyś mężczyznę, który rezygnuje ze swoich potrzeb, planów, a jego jedynym celem jest zaspokojenie potrzeb innych? Nawet jeśli znałyście, raczej jest on wyjątkiem. Natomiast my, kobiety jesteśmy najczęściej mistrzyniami dbania o innych. Nawet jeśli oni wcale tego nie potrzebują.
Na początek kilka wpisów kobiet z różnych grup na Facebooku.
„Wyjeżdżam z partnerem i już się boję, że będę się za bardzo starać, aż się umęczę. Chciałbym już przestać to robić. Żeby się można było przed kontrolowaniem nastroju innych zabezpieczyć. W każdym razie będę mieć świadomość swego fiksum dyrdum. A Wy jak sobie z tym czymś radzicie?”.
„Jestem skupiona tylko na tym, żeby innym było dobrze. Rodzinne wakacje. Wyczuwam nastrój pięcioletniej córki, udzielają mi się nerwy znudzonej szesnastolatki, do tego poirytowany wszystkim mąż– a ja biegam między trzema bombami, żeby żadna nie wybuchła. To samo w weekendy– animuję całą rodzinę. Moim nastrojem jakoś nikt się nie przejmuje”.
„Co roku w maju organizuję swoje urodziny. Robię imprezę dla całej rodziny, bo to jedyna okazja– poza świętami– żeby się spotkać. Już dwa, trzy dni przed imprezą żałuję, że znowu to robię. Jedna ciotka obraziła się na drugą i raczej nie przyjdzie, matka ma żal, że zaprosiłam ojca, a jedna siostra ma focha, bo ją zaprosiłam dwa dni później niż drugą siostrę. Mąż mnie pyta: po co znów to robisz? Po co się narażasz? Głupio mi mówić, ale wydawało mi się, że robię to dla rodziny. Dla nas. Żebyśmy się spotykali. Mam jednak wrażenie, że na tym tak naprawdę zależy tylko mi. Im bardziej się staram, tym częściej jestem dziewczynką do bicia”.
„Dobrze, że już z nim nie jestem! Cały czas w napięciu, w stresie. A jak on się czuje, a dlaczego tak, co zrobić, żeby było inaczej?”.
Jak rozpoznać w sobie Starającą się?
W różnych obszarach życia czujesz wewnętrzne napięcie. Niektórzy nazywają to „musizmami”. Możesz obsesyjnie przejmować się nastrojem partnera, dzieci, rodziców, ciotek, szefa, współpracowników. Czuć przymus, żeby było im dobrze. Żeby ich zadowolić. Możesz też, na przykład, dbać o przestrzeń wokół siebie. Starać się, żeby wszystko było idealnie. Generalnie robisz pewne rzeczy w nadmiarze. Stawiasz innych wyżej od siebie. Tak, to jest właśnie ta wielka emocjonalna harówka.
Gdzie się rodzi Starająca się?
Najczęściej jest dzieckiem wymagających rodziców. To córki, które słyszały w domu: „A dlaczego czwórka?”, „Córka pani Zosi to….”, „A twoja siostra to potrafi, dlaczego ty nie możesz?”. To również dzieci rodziców labilnych, nigdy nie wiedziały, co się stanie za chwilę– dlatego nauczyły się być czujne. Bo od tej czujności często zależało ich bezpieczeństwo.
Kobiety starające się najczęściej nie były kochane za to, kim są– nauczyły się, że na miłość i uwagę trzeba sobie zasłużyć.
Dlaczego Starająca nie jest szczęśliwa?
Bo jej życie zależy od innych i ich nastrojów– a przecież jakbyśmy nie chciały dobrze, nie odpowiadamy za nastrój drugiej osoby.
Bo nie dba o siebie i dobro innych stawia na pierwszym miejscu.
Bo przez takie zachowanie jest w środku sfrustrowana, nie wiadomo też do końca czy inni, wokół niej, są źli i okrutni. Raczej nawet nie zauważają Starającej się. Jeśli ona nie zauważa siebie, dlaczego ktoś inny miałby?
Jak ją pożegnać?
Po pierwsze i najważniejsze to zdać sobie sprawę, że nią jesteśmy. Męczennicą. Osobą, która zrobi za wszystkich, pomoże wszystkim, sprzątnie za wszystkich, załatwi za wszystkich, ogarnie za wszystkich. Jest emocjonalnym buforem dla różnych „żyjących po swojemu” ludzi.
Po drugie. Nie oczekiwać od siebie nie wiadomo jak wielkich zmian. To się nie dzieje z dnia na dzień, szczególnie, że większość staraczek ma już wewnętrzny imperatyw, żeby to robić. Zacząć należy od drobiazgów. Jak konkretnie? Wypisać sobie, na przykład, obszary, w których– naszym zdaniem– dajemy więcej niż dostajemy. To może być związek, ale też relacja z siostrą, czy rodzicami. Również w pracy czasem dajemy bardzo dużo, ale nikt nas specjalnie nie docenia.
Kiedy już znajdziemy ten obszar, warto się zastanowić dlaczego to robimy. Większość Starających czerpie jakąś korzyść z tego, że tak się stara. Trudno jednak sobie to uświadomić, bo wtedy musiałybyśmy zdać sobie sprawę, że nie jesteśmy tak idealne. I czasem, często staramy się dla siebie, nie dla innych. A jakie to mogą być profity? Poczucie bycia lepszą, bardziej idealną od innych (oni tak zawalają, ale ja zawsze dam radę), poczucie kontroli, złudne, ale kuszące (staram się o kogoś, więc mam kontrolę nad tym, jak ta relacja wygląda, czuwam). Czasem też stoi za takim postępowaniem wyuczona bezradność (jestem ofiarą, nie mam wyjścia).
Kolejny krok?
Wypisać straty, które ponosimy za to nasze nadmierne staranie: stres, wyczerpanie, ale też: brak satysfakcji w relacji, poczucie, że ktoś narusza nasze granice. Niektóre kobiety mówią nawet o „emocjonalnym gwałcie”, czyli poczuciu bycia nadużywaną, molestowaną emocjonalnie.
Dalej: brak spełnienia. Jeśli staramy się o niewłaściwego mężczyznę, czy nadużywamy się w pracy, która nie przynosi radości– tak naprawdę odbieramy sobie szansę na realizację celu, znalezienia fajnego faceta, czy pracy, gdzie będziemy szczęśliwe.
Gdy już czarno na białym mamy wypisane, co z tego mamy, a czego nie mamy zaczynamy łapać sytuację, w których się staramy za bardzo. Na przykład: on do nas nie dzwoni, a my do niego co chwila. Matka nas nie akceptuje i ocenia, my tego słuchamy i jej nadskakujemy. Szef pyta, kto zrobi dodatkowy projekt za zero złotych? My mówimy, że oczywiście, nie ma sprawy.
Teraz czas na kolejny krok– musimy zrobić coś odwrotnego niż zrobiłybyśmy normalnie. Czyli, nie dzwonimy do faceta (czy kogokolwiek) chociaż nas skręca. Gdy mama mówi nam coś trudnego, nie siedzimy cicho tylko, na przykład, kończymy rozmowę. A kiedy szef pyta o projekt– nie zgłaszamy się. To na początku będzie bardzo trudne. Przyniesie niepokój, napięcie, nie będziemy mogły znaleźć sobie miejsca. Ale właśnie taki trening czyni mistrza. Krok po kroku.
Wytrzymamy raz, wytrzymamy drugi i trzeci.
Co zyskujemy, kiedy przestajemy się wciąż tak starać?
Wolność. Energię. Czas. Szacunek do siebie. I szacunek innych.
Tekst powstał na podstawie rozmowy z Sylwią Sitkowską, terapeutką, psychologiem, autorką takich książek jak „Dzieciństwo do poprawki”, czy „Odbuduj bliskość w związku (wyd. Rebis).