Kiedy byłam dzieckiem mama pilnowała czy zakładam czapkę, bo na dworze było minus dwadzieścia stopni, a nosy przyklejały nam się do szyb…
Kiedy byłam dzieckiem babcia drapała mnie po plecach i ani razu nie mówiła, że boli ją ręka. Opowiadała mi milion razy te same bajki i nigdy nie była zmęczona. Nie rozumiałam wtedy, czemu nazywa mnie córeczką, byłam przecież jej wnuczką.Tak chyba wygląda Miłość❣
Jazda rowerem i powrót do domu z krwawiącymi kolanami przypominał nam o fajnym popołudniu. Na ból nikt nie zwracał uwagi, sprawę załatwiała woda utleniona, a rodziców bardziej interesowało to, czy nasz składak jest mniej obity niż my.Tych bardziej wrażliwych pocieszano że ,,do wesela się zagoi”. Kto miał strupy na nogach, po prostu dobrze się bawił.
Potem zostałam nastolatką i wydawało mi się, że jestem już dorosła, i wszystko wiem najlepiej. Mama zamiast tego, czy mam czapkę na głowie, pilnowała – bym nie wychodziła z domu, z mokrymi włosami. Babcia, nie opowiadała już bajek, a głównie snuła wspomnienia o wojnie, co niestety nie bardzo mnie wtedy interesowało.
Dziś tęsknię za czasami, kiedy pralka automat, na której stały proszki «iXi» i «E» skakała po całej łazience, a na umywalce leżała niedokręcona pasta ,,Biały ząbek”, o pomarańczowym smaku. Za czasami, kiedy mama poprawiała moje ,,kordły” i ,,druszlaki”. Za czasami, kiedy dorosłym życzyłam dużo p o m y ś l n o ś c i, nawet nie wiedząc co to znaczy. Tęsknię za czasami, kiedy mój magnetofon Kasprzak wciągał mi kasety, a fajne piosenki były zazwyczaj ,,na drugiej stronie”.
W dużym pokoju stało radio Contessa a na nim szklana, mieniąca się kolorami ryba. Dekoracją stołu były sztuczne owoce, ułożone obowiązkowo w kryształowej misie. Cytryny zazwyczaj nosiły ślady naszych zębów. Obok wideo Otake, stały kasety VHS z tysiącem razy zrywanym i poprawianym tytułem filmu. Pamiętam czerwono-niebieską kasetę Panasonic, a na niej napis ,,Lody na Patyku”. Rodziców strasznie denerwowały nieprzewinięte kasety.
Światło i dzwonek do drzwi wyglądały podobnie i często zamiast zapalić światło, dzwoniło się do sąsiada. Włącznik natynkowy w piwnicy denerwował okropnie, mama tłumaczyła nam, który róg nacisnąć, a i tak było to wielką sztuką, bo on nigdy nie łączył. Na oranżadę robiliśmy zrzutki, lecz butelki sprzedawaliśmy już osobno. Butelki na wymianę wzbogacały nasz zawsze zerowy budżet. Najdroższe były te po pepsi i rzadko kto je miał.
Ważnym aspektem codziennego życia był SZPAN. Ci młodsi mieli pachnące gumki, które częściowo zjadali, a wszystkie nastolatki chciały pachnieć krzyy-ykiem! Z wy-krzy-kni-kiem! ale największym szpanem było wszystko co dekatyzowane.
Nie wiem czemu nie lubiłam kapuśniaku, krupniku i wątróbki. Szynka w puszce z kluczykiem wydawała się wtedy smacznym rarytasem, choć zjadaliśmy ją tylko oczami. Nie wiem czemu krajalnicę do chleba ustawiałam zawsze za szeroko i zapominałam zamykać lodówkę.
Oddałabym wiele, żeby dziś w obecności dziadka posłuchać z tranzystorowego odbiornika jego ulubionych ,,Jezioranów”, aby do Mamy powiedzieć: ,, jak się czujesz, a dopiero potem: ,,kiedy będzie obiad?”. Żałuję, że w szkole, zamiast słuchać tak ważnych opowieści kombatantów wojennych, czekałam na dzwonek na przerwę. Żałuję, że czytałam streszczenia, zamiast całych lektur. Czas od świąt do wakacji mijał strasznie wolno i chcieliśmy już chodzić do pracy. Tak bardzo pragnęliśmy być dorośli.
Tęsknię za czasami, kiedy wszyscy byliśmy tacy sami, moda była zbiorowa i nikt się nie wyróżniał. Wszystkie nosiłyśmy drewniaki, lateksowe legginsy i czapeczki z kangurkiem . Nikt nie był lepiej lub gorzej ubrany.
To były czasy gdzie nie reklamowano leków, a w każdym domu była tabletka z krzyżykiem, gdyby kogoś bolała głowa. Czasy, w których jazda autostopem była bezpieczna. Czasy inne niż teraz.
Przeglądam się w lusterku. Kiedyś golił się przy nim mój dziadek, który wymachując pośpiesznie pędzlem z drewnianą rączką, szykował się na niedzielną sumę. Dziś widzę kobietę , prawie w średnim wieku. Ukończyłam historię ,doczytałam lektury, zimą noszę czapkę i suszę włosy przed wyjściem z domu. Tęsknię za kapuśniakiem mojej Mamy, której nie ma już 10 lat.
Uśmiecham się do siebie, a zmarszczki, które rysują się powoli na mojej twarzy, przypominają mi, że jestem mamutem. Szczęśliwym mamutem, który ma piękne wspomnienia…One nie odeszły. Wszyscy mamy je w sobie, a opowiadając o nich, pielęgnujemy je. Czas przemija i biegnie jak szalony , ludzie odchodzą, a one zostają z nami na zawsze, jak prawdziwy przyjaciel.
Autor: Monika Marszał