Spotkałam na zimnym szpitalnym korytarzu cień człowieka.
Patrzył mętnym, zmrużonym spojrzeniem udawał, że trzyma się pionu. Nie pytałam, chyba nie musiałam wiedzieć, a może nawet nie chciałam.
W sali za drzwiami na metalowym łóżku leżała młoda kobieta. Przykryta spranym, brązowo – zielonym kocem spała głębokim snem. Zauważyłam ją szybkim spojrzeniem, w obawie o przeciąg zatrzasnęły się drzwi.
Pozostałam teraz sama w białym zimnym korytarzu. Cień człowieka za drzwiami wydawał jakieś niezrozumiałe dźwięki… w sumie to może zapytam, czy mogę jakoś pomóc? Skoro jestem i czekam i pewnie będę czekać jeszcze dobrą godzinę, zanim skończy się obchód, to może na coś moje czekanie się przyda?
Wyszedł z sali z przekrwionym oczami, siedział prawie nieruchomo i czekał… ale chyba już nie na wyniki.
– Może pani pomóc… sobie! – usłyszałam w odpowiedzi na oferowaną pomoc.
– Ona miała tyle planów, tyle marzeń, których nawet nie dotknie i wszystko chowała na Potem. Mówiła żebym poczekał, bo teraz ma ważniejsze sprawy – usłyszałam podając całą paczkę chusteczek.
Na najważniejsze nie wystarczyło czasu. Jedna chwila, jeden trzask, zbyt gwałtowany hamulec i … nawet litry wtłaczane przez kroplówki nie pomogą.
Gdy wychodziłam z białego budynku oślepiło mnie majowe słońce odbite od zielonej kwitnącej nadziei.
Zabrałam ze sobą wskazówkę, z której na pewno skorzystam.