To jest jego czas! Gra w nowych produkcjach zupełnie inne role niż te, z którymi go kojarzymy. Nie będzie już ani romantycznym kochankiem, ani lekkoduchem. w październiku zobaczymy go w kinach w głośnej produkcji „GIEREK”, a obecnie pracuje na planie nowej produkcji „Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle”. Nam Mikołaj Roznerski opowiada o błędach, jakie popełnił w młodości, czego nauczył się w stabilnym związku i jakie wartości przekazuje swojemu jedenastoletniemu synowi.
Jakim czasem była dla ciebie pandemia?
Mikołaj Roznerski: Paradoksalnie dość dobrym. Odciąłem się od informacji, nie czekałem na codzienne raporty i statystyki zachorowań, dzięki czemu aż tak się stresowałem. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że sytuacja jest trudna, ale nie chciałem się dodatkowo negatywnie nakręcać. Pandemia pokazała mi, że trzeba „żyć tu i teraz”, dbać o siebie i korzystać z tego, co mamy. Doceniać i kochać swoich bliskich.
Badania pokazują, że dla najmłodszych to było najtrudniejsze przeżycie. Jak pomagałeś synowi Antoniemu przejść ten czas?
Nauka on-line była wyzwaniem. Mój synek jest bardzo żywiołowym nastolatkiem i potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi, lubi wyjść na podwórko, rozmawiać z przyjaciółmi i nauczycielami, a tu nagle na wiele tygodni został zamknięty w domu. Przez sześć godzin dziennie miał lekcje i tę część dnia spędzał przed ekranem komputera, a potem jeszcze chciał zagrać w ulubioną grę. To nie był dla nas łatwy czas.
Jak sobie jako ojciec z tym radziłeś?
Starałem się zabierać mojego syna na spacery do lasu. Przyznaję, robiliśmy sobie wolne od szkoły. Wolałem, żeby Antek miał wuef ze mną na świeżym powietrzu, niż ćwiczył on-line przed ekranem. Chodziliśmy na różne boiska, wkradaliśmy się na nie przez dziury w płocie, by zagrać w koszykówkę albo badmintona. Robiłem wszystko, by Antek zdobywał odporność na dworze. On rośnie, potrzebuje aktywności i mam świadomość, że to dobrze wpływało na jego psychikę.
A czego tobie najbardziej brakowało?
Człowiek jest istotą stadną i potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem. Tęskniłem za przyjaciółmi, kolacją w restauracji z moją partnerką. Początkowo angażowałem się w czytanie bajek on-line, ale nie do końca to czułem. Ja chyba potrzebuję innego rodzaju kontaktów i interakcji.
Internet to dla ciebie zło konieczne?
Nieee, bez przesady (uśmiech). Internet jest super, ale trzeba z niego umiejętnie korzystać. Doceniam media społecznościowe, bo dzięki nim mogę komunikować się z ludźmi, którzy interesują się tym, co się dzieje w moim życiu. Pokazuję na moim Instagramie (@mroznerski) trochę prywatności, kadry z filmów, w których gram, promuję też ostatnio moją markę kawy. Jestem aktywny, muszę działać; taką mam naturę.
Ostatnio zrobiłem kurs baristy i nauczyłem się palenia kawy. Myślałem o tym wcześniej, co najmniej od roku, ale dopiero ostatnio mogłem się tym zająć, z czego bardzo się cieszę! Chciałbym kiedyś pojechać po ziarna do Brazylii albo do Indii. Takie mam teraz marzenia.
Jesteś przyzwyczajony do ciężkiej pracy?
Tak, wpoili mi to rodzice. Moja mama pracowała jako przedszkolanka, a tata miał duże gospodarstwo rolne. Wiem, że to brzmi pozytywistycznie, ale ja po prostu zawsze lubiłem ciężko pracować. Ojciec dał mi dużo miłości i wpoił przeświadczenie, że „praca uszlachetnia”. Nie lubię bezczynności. Kiedyś, tuż po ukończeniu studiów, odśnieżałem ul. Marszałkowską w Warszawie, rozdawałem ulotki, potem wynajmowałem samochody, spawałem, kupowałem stare meble do renowacji. Teraz mam swoją kawę. Dużo rzeczy już w życiu robiłem. Dzięki ojcu żadnej pracy się nie boję.
Pamiętam, że jak przyjeżdżałem do niego na wakacje w czasie studiów w szkole teatralnej we Wrocławiu, mówił mi: „Co mnie tam, że musisz uczyć się roli z Szekspira. Chodź synku, trzeba skosić, bo są żniwa. Podjedź mi traktorem pod kombajn”. I z radością jechałam (uśmiech).
Jak więc sobie radziłeś bez pracy w pandemii?
– Czas pandemii był dla mnie wyjątkowo łaskawy, bo pracowałem i nadal pracuję. Zacząłem też dostawać projekty, które mnie bardzo interesują. To zupełnie inne role niż te, z którymi jestem kojarzony – lekkoduchów lub romantyków. Grałem w „Asymetrii”, a w październiku do kin wejdzie film produkcji Global Studio – „Gierek”w którym wcielam się w bardzo ciekawą, symboliczną ideowo, aczkolwiek epizodyczną rolę.
Cieszą cię ciekawe epizody?
Bardzo! Nie marudzę, że to nie rola pierwszoplanowa, biorę życie, jakim jest. Wielu moich przyjaciół aktorów nie miało tyle szczęścia, dlatego bardzo doceniam, że dostaje nowe ciekawe propozycje. Początkowo miałem zagrać maleńką scenkę, ale moja rola została ciekawie rozbudowana już na planie zdjęciowym. To wyjątkowa sytuacja, kiedy twórcy coś zmieniają, ufając aktorowi. Nie zdradzę jednak, kogo gram. Niech to będzie niespodzianką dla widzów. Zapraszam do kin!
Teraz też jesteś na planie zdjęciowym kolejnego filmu, tym razem komedii sensacyjnej „Gdzie diabeł nie może, tam baby pośle”. O czym jest ta produkcja?
To rzeczywiście będzie wyjątkowy film, również produkowany przez producentów Global Studio. Film opowiada o ludziach, którzy w Polsce w latach 80. i 90. dorobili się wielkich fortun, w momencie transformacji ustrojowej. Nikt do tej pory o tym nie słyszał, to kompletnie nieznana historia. na tym myślę polega jej siła. Na planie spotkałem fantastycznych aktorów, między innymi Małgorzatę Kożuchowską, Annę Muchę, Agnieszkę Więdłochę i Paulinę Gałązkę. Trzon męskiej obsady stanowią Sebastian Stankiewicz, Michał Koterski, Rafał Zawierucha i Maciej Zakościelny. Reżyserem jest Heatcliff Janusz Iwanowski, a producentem – Jolanta Owczarczyk. Ta praca z nimi to dla mnie wielka przyjemność.
Zdradzisz kogo, tam grasz?
Postać drugoplanową – Gralaka – który jest milicyjnym wygą. Mój bohater odchodzi jednak ze służby, by zajmować się biznesem. Zaczyna od drobnego handlu, ochrania biznesmenów. Gram pewnego siebie gościa, bezkompromisowego, który wie, jak się przymilać i dopasowywać do silniejszych, by dostać się na sam szczyt. To dla mnie nowość! i nie mogę się doczekać premiery. Ale to dopiero w przyszłym roku.
Przeprowadzam z tobą już czwarty wywiad. I dziś wydajesz mi się odmieniony, spokojny i szczęśliwy.
Kiedyś byłem w gorącej wodzie kąpany! Robiłem tysiąc rzeczy naraz. Moje wszystkie zawirowania w życiu prywatnym wynikały z tego, że nie potrafiłem sobie znaleźć miejsca na ziemi. Teraz to miejsce już mam, zacząłem drugie, bardziej dojrzałe życie. I lepsze, bo im jestem starszy, tym mniej się przejmuję. Cieszę się na przykład tym, że na swojej drodze spotykam cudowne osoby.
Z czego wyniknęła ta przemiana?
Gdybyś pięć lat temu spytała mnie, kim jest Mikołaj Roznerski, musiałbym odpowiedzieć: „Nie wiem”. Dzisiaj jestem bliżej tej odpowiedzi. Rozwijam się, uczę, wyciągam wnioski. Czuję wielką wdzięczność za wszystko, co wydarzyło się w moim życiu. Jak już mówiłem, mam szczęście, bo spotkałem na swojej drodze mądrych ludzi.
W grudniu tego roku skończę 39 lat i jestem dziś spokojniejszy, ale wciąż ciekawy życia i gotowy do rozwoju osobistego i zawodowego.
Czy jedną z tych „mądrych osób” jest twoja dziewczyna, Adriana Kalska? Miłość cię odmieniła?
Nie bez powodu mówi się, że siłą każdego faceta jest jego mądra kobieta! Wspieramy się, jesteśmy nie tylko partnerami, ale przede wszystkim przyjaciółmi. Wszystko teraz jest na swoim miejscu. Ada pokazała mi, że świat jest trochę inny, niż ja go do tej pory widziałem. Dzięki mojej dziewczynie zrozumiałem, że mam prawo do błędów i słabości oraz że nie muszę być idealny. Bardziej o siebie teraz dbam.
Nie dbałeś wcześniej?
Tu nie chodzi o takie dbanie, by być w dobrej formie fizycznej, mieć dobrze zbudowaną łapę czy kaloryfer. Chodzi o pielęgnację umysłu, emocji i własnej wartości. Kiedyś żyłem z dnia na dzień, a teraz żyję z perspektywą, ale jednak „tu i teraz”. Dziś nie zamartwiam się o przyszłość, nie kombinuję za bardzo.
Czym ty kiedyś się zamartwiałeś?
Różne człowiek ma lęki i kompleksy. Każdy. Nie chcę o tym opowiadać, zagłębiać się. Najważniejsze, że jestem świadomy. Wiem, co robię dobrze i źle. I cały czas nad sobą pracuję.
Pamiętam sprzed lat nasz pierwszy wywiad, na który przyszedłeś z synem. Potem wiele razy widywałam cię, jak przychodziłeś z nim na próby do teatru. Twoi znajomi mówią, że nie ma lepszego ojca niż Rozner!
Staram się. Choć przyznaję, że przed laty popełniłem wiele błędów. Nie za bardzo lubię siebie z tamtych lat, ale niczego nie żałuje. To był etap, widocznie potrzebny na mojej życiowej drodze. Dzięki niemu mam z czego wyciągać wnioski i do czego się odnosić. Mam dziś przepięknego, mądrego, fantastycznego synka.
Bardzo go kocham, jest moim oczkiem w głowie i dla niego staram się być najlepszym ojcem i człowiekiem. Oczywiście go rozpieszczam, ale jednocześnie przekazuję wartości i zasady, którymi powinien kierować się w życiu. Robię to, co kiedyś dla mnie zrobił tata.
Jakie to wartości?
Na przykład branie odpowiedzialności za swoje wybory i czyny. Gdy człowiek szuka winy wszędzie, tylko nie u siebie, to nie ma szans na rozwój. Można popełniać błędy, one są wpisane w życie, ale potem konsekwencje trzeba brać na klatę, nawet jeśli to bardzo trudne. Staram się jednocześnie pokazywać mojemu synowi, że każdy ma prawo do słabości, ale warto nad nimi pracować.