Na samym początku oboje jesteśmy dla siebie idealni. Nawet jeśli on, tak tajemniczo milczący, ma po prostu niewiele do powiedzenia. Nawet jeśli ona, tak fantastycznie rozkoszna, „normalnie” jest gadułą nie do wytrzymania. Miłość, albo może raczej stan zakochania, przesłania nam wszystko to, co u zwykłych znajomych by nas drażniło i powodowało konflikty. Ale potem, spędzamy ze sobą coraz więcej czasu i nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy, okazuje się, że jednak mamy kilka wad. I, że nie tak łatwo być tolerancyjnym, nawet jeśli się kocha.
Kasia ma 32 lata, ślub wzięła pięć lat temu, z kolegą z liceum. Oczywiście, że dobrze się znali, a przynajmniej tak im się wydawało. Przecież ten etap „chodzenia ze sobą” i „pomieszkiwania” też się liczy. Rodzice byli bardzo za tym związkiem, a jeszcze bardziej za ślubem. Małżeństwo wiele porządkuje – mówili. – Zobaczycie, poczujecie, że jest inaczej, będziecie bardziej pewni siebie.
No to Kasia i Marcin wzięli ten ślub. I niby nic, niby wszystko po staremu, a jednak… poczuli, że jest inaczej. Tylko niekoniecznie lepiej. Coś zdecydowanie zaczęło się psuć.
Po kilku miesiącach wspólnych poranków i wieczorów, Kasi zaczęły przeszkadzać brudne naczynia, które zastawała w zlewie za każdym razem, gdy wracała do domu po nocnym dyżurze w szpitalu. Czy to tak trudno wstawić je do zmywarki? I skarpetki rzucone byle jak, obok pralki, zamiast w koszu na brudną bieliznę. A najbardziej chyba to, że Marcin nie witał jej tak, jak wtedy, kiedy odwiedzała go w jego mieszkaniu, w studenckich czasach. Powoli, nie wie sama jak i dlaczego, zaczęła się zmieniać w zrzędzącą żonę, z wiecznie niezadowoloną, skwaszoną miną. Jak sama mówi, przestała być dziewczyną, zaczęła być „babą”. „Uśmiechnij się” – mówił on, a ona odpowiadała tylko „Dlaczego znowu nie kupiłeś mleka?”. Nie kupił, zapomniał. Zapomniał też odkurzyć pod kanapą. W ogóle zapomniał odkurzyć. I pranie wstawić, tak jak prosiła. Wrócił zmęczony z pracy i zasnął. O porządku nie miał siły pamiętać.
A Kasia to pedantka, dla niej to ważne. Nie stała się taka nagle, to oczywista sprawa – była taka zawsze. Marcin wiele razy podziwiał jej systematyczność, zamiłowanie do porządku. To Kasia pakowała mu walizkę, kiedy na trzy miesiące wyjeżdżał za granicę na stypendium. To Kasia urządzała ich mieszkanie tak, by ustawienie mebli i urządzeń było funkcjonalne i żeby łatwo było zachować czystość.
I Marcin to szanuje, bardzo. I lubi jak jest tak czysto, porządnie. Tylko tak jakoś, szczerze mówiąc, przestało mu się chcieć. Patrzy na minę Kasi, wiecznie niezadowoloną, smutną i nie chce mu się jeszcze bardziej. Chyba zrobił się leniwy od tego jej wyrazu twarzy. W miłości też jakoś mniej mu się chce starać. A żeby pamiętać o takich szczegółach jak skarpetki, czy nieszczęsna rolka papieru toaletowego, to już naprawdę ponad jego siły. Więc Kasia wszystkie „ważne-nieważne” sprawy do zapamiętania zapisuje Marcinowi na kartkach i przyczepia jej magnesami na lodówce. Przez te kartki właściwie ostatnio rozmawiają, bo na prawdziwą rozmowę brak już cierpliwości i energii.
Marcin coraz częściej mówi, że te wszystkie „domowe” sprawy, to lepiej wychodzą Kasi. Kasia zresztą też tak uważa. I z jednej strony wkurza się, że na Marcina nie może liczyć, z drugiej, gdzieś w głębi jest przekonana, że sama wszystko zrobi lepiej.
Tylko, żeby jeszcze można było coś zrobić z tym narastającym poczuciem frustracji. Bo przecież miało być inaczej, po partnersku, normalnie, jak u znajomych. A wyszło trochę jak w domu u Marcina, gdzie mama sprząta, pierze, gotuje i prasuje, a jej mąż i młodszy syn siedzą i patrzą.
Kasia mówi, że to wcale nie wina „papierka”, że się chyba po prostu nie dogadali, nie dopasowali. I że sama się sobie wcale nie podoba, jako ta stereotypowa żona z dowcipów. Ale nie podoba jej się również jej mąż, stereotypowy leń z kanapy przed telewizorem. I martwi się, że jest taka młoda, że oboje są tacy młodzi, a żyją trochę jak ich dziadkowie.
Ale Marcin nie jest już taki przekonany, że to nie wina tego, że wzięli ślub. „Jako moja dziewczyna Kasia była zupełnie inna. Czułem jej miłość, czułem, że jestem najważniejszy. Małżeństwo wtłoczyło nas w role, których wcześniej nie odgrywaliśmy” – mówi.