W kraju wiecznej zimy, w którym tak zwana Biała Zima ustępuje miejsca Zielonej Zimie, mieszkają ludzie lodu o największych i najbardziej gorących sercach.
Samotny domek w górach pokrytych śniegiem, obok tylko lasy i kilkadziesiąt kilometrów tras biegowych. Bez prądu i bez wody. Na kozie grzeje się dzban z wodą do mycia. Wieczorem tylko światło świec i ciepło płynące z kozy. W dzień w silnym wietrze pokonujemy kilometry na biegówkach w śladach poprawianych dwa razy dziennie przez specjalne maszyny. Najpiękniejsze momenty łapiące za serce to te, kiedy przy zachodzącym słońcu mkniemy z prędkością światła w trasach biegowych. Zatrzymuję się, żeby zrobić zdjęcie i wysyłam telefonem do bliskiej mi osoby, „Ale Czad” – dostaję zaraz smsa zwrotnego.
Norwegowie biegają na nartach od zawsze. Wbiegają na nartach nawet na szczyty pobliskich gór, które latem z kolei zdobywają pieszo lub na rowerach. Codziennie pokonują na nogach strome podejścia do swoich domów mieszczących się na zboczach gór. Zimno na zewnątrz nie przeszkadza im w przebywaniu długimi godzinami w śniegu, którego z kolei rozróżniają kilka rodzajów pod kątem ubicia i ślizgu w zależności od warunków atmosferycznych. W wodach fiordów płynących pomiędzy górami zaliczają obowiązkowe kąpiele zimowe. A podczas Świąt Wielkanocnych całe rodziny piknikują na śniegu na specjalnych matach.
Minusowe temperatury na zewnątrz, a w ciepłych domach mieszkają ludzie o wielkich sercach, rodzinni i gościnni jak nikt inny na świecie. To tutaj gorąca dziewczyna z południowym temperamentem zostawiła po raz kolejny całe swoje serce i duszę. To była moja piąta wizyta, w czasie której upewniłam się tylko, że wrócę tutaj szybko i jeszcze wiele razy.
Norwegia – Valdres, marzec 2014