Patrzyłam dziś na Zośkę. Siedziała na kocu na plaży, za trzy tygodnie będzie miała dwa latka. Zajadała banana i uśmiechała się do mew, które zleciały się małym stadkiem. Siedziała z nóżkami wyprostowanymi, ubrana w żółtą sukienkę. Wyglądała trochę jak mały, zadumany cud. Bezwstydna, bo wstydu jeszcze nie zna, nieustraszona, bo nie wie jeszcze co to strach, ufna, bo nie zaznała zawodu.
Zośka to stara dusza. To dlatego dobrze nam się układa. Poniekąd ona rozumie mnie, a ja rozumiem ją. Należy do Evity, to z jej brzucha wykluła się w listopadzie. Dziś, rośnie na małą kosmopolitkę. Dużo podróżuje, wiele nie mówi, ale jak powie to konkretnie: papaja! Albo kuku-ku-kukułka. To taki trochę jest wtręcik nie do polemizowania. No bo…. papaja? Że co? Ja się pytam. A już nie daj boże puścić jej muzykę! Chaka Khan dla przykładu porywa ją w pląs. W zeszłym tygodniu tańczyła na stole. Nie. Nikt jej nie zachęcał. Sama wdrapała się na coffee table i tany tany. Jak zaklęta. Pewnie wyrośnie z niej kobieta totalna. Czyli taka, do której to życie przychodzi po radę. I hope.
Patrzyłam dziś na Zośkę. Siedziała na kocu na plaży. Z tym brzuszkiem małego buddy jaki właściwy jest dzieciom w jej wieku. Potem pomknęła do oceanu. A przyznać muszę był on piękny dzisiejszego popołudnia. Biegła w jego stronę zachwycona, radosna, ufna… powtarzam: ufna. Pacyfik natomiast, jak to Pacyfik… skórę ma srebrzystą od słońca miłości i moc, która powoduje, że truchleję. Ja. Ale nie Zośka przecież.
Kiedy? W którym momencie utraciłam wiarę w moc? Moją moc? Tą która bez wysiłku pokonałaby Pacyfik? Szukam. Szperam w pamięci. Obłęd to jakiś albo zwyczajny mózgo-bałagan. Nie potrafię doszukać się teczki z napisem: „Koniec wieku niewinności”. Kiedy z Zośki wszechmocnej zamieniłam się w Zośkę oceano-bojną? No kiedy? Papaja! Niech to szlag.
Sprawy poniekąd mają się tak: rodzimy się w ogromnej drukarni. Każdy z nas jest białą kartą. A życie ma pióro. Och ma życie pióro! Lecz potem przychodzą zewnętrzne wpływy. Mądrości z outside’u, które poniekąd nokautują życie. I robi się istny bajzel. Wszystkie Zośki tego świata lądują w fabryce. Z tej pacyficznej plaży, na której wszystko jest możliwe, nagle trafiamy do świata reguł, zasad, zakazów i nakazów. Wychowują nas. Na ludzi nas wychowują. Mama, tata, społeczeństwo. Dostajemy pakiety, prawie jak w Orange. Pakiety przekonań, wartości, wskazówek jak żyć. Przepis na życie każda dostaje: sól, pieprz, jajka i cebulka i życie robi się jak jajecznica. I tylko nielicznym udaje się wymknąć. Wrócić do źródła, do Pacyfiku, który przecież kochankiem słońca jest. Te, które ulegną są skazane na życie uporządkowane, na patelni idealnej, podsmażane jak się patrzy.
Pisze o tym Deepak Chopra. O tych modelach mentalnych, które całym naszym życiem sterują jak jacyś Generałowie z Centrum Zarządzania Ludzkimi Umysłami. Instaluje nam społeczeństwo takie modele w procesie wychowania i choć nikt nam o tym nie mówi, to te modele właśnie definiują całe nasze dorosłe życie. To jak kochamy, albo i nie. To jak układamy nasz świat. To czy odnosimy sukcesy czy nie. To czy jesteśmy szczęśliwi i to czy potrafimy dać szczęście innym… Wszystko co dzieje sie w naszym życiu filtrowane jest przez owe zbiory przekonań, które nie są niczym innym jak zainstalowanym nam oprzyrządowaniem do interpretowania świata.
Polki dla przykładu, dostają w pakiecie model matki, żony, bogobojnej, skromnej i pokornej. Niektóre mają odinstalowanego boga, żeby było z duchem czasu, ale suma sumarum model jest jaki jest. To z jego pomocą odczytujemy świat, przez jego pryzmat widzimy każde życiowe wydarzenie. Dramat polega na tym, że żyjąc w kraju, w którym takie modele w społecznej świadomości funkcjonują, nie zdajemy sobie nawet sprawy z ich istnienia. Potem wyjeżdżamy. Za chlebem, za miłością, za przygodą. I nagle bam! Zderzenie jest czołowe! W Ameryce kobiety dostały inny model. Ich pakiet zawiera kobietę wyzwoloną, z wyolbrzymionym poczuciem wartości, czy są podstawy czy ich brak, i broń boże nieskromną. Kobiety są tu nadmiernie pyskate i na swój sposób wulgarne. Na własne nieszczęście, ich model nie zna terminu: niewinność. Może dlatego nie mają w sobie magii i są nadmiernie oczywiste. I może dlatego mój akcent jest tutaj cute, czyli że słodki przecież.
Bywa przy tym i tak, że i bez wyjazdu na obcą ziemię zdarza nam się wypadek na autostradzie życia. Taki wypadek a la objawienie. Śmierć kogoś bliskiego, zdrada, choroba… z jakiegoś powodu musi być to zdarzenie z serii tych na ostrzu noża. Wtedy przerzucamy karty księgi przkonań. Wertujemy stronę po stronie i już na trzeźwo, świadomie, podejmujemy decyzję o tym jak chcemy żyć. Niezależnie od społeczeństwa i od zasady „wszystkim po równo”. W tych momentach, w których prawdziwe Życie miesza się w nasze życie i bez pardonu poddaje nas testom, w tych właśnie momentach dostajemy szansę. I jest poniekąd tak, jakby otworzyły się dla nas wrota czasu. Wtedy też, jeżeli będziemy wystarczająco mądre, możemy powrócić nad Pacyfik, do Zośki w żółtej sukience, niewinnej i nieustraszonej. Totalnej po prostu.
Bo czym tak naprawdę są owe modele myślowe z pomocą których interpretujemy świat? Deepak mówi, że to myśli wkręty, takie wbudowane w naszą podświadomość hasła identyfikatory. Nazywamy je przekonaniami, systemami wartości, bazą dookoła której toczy się nasze życie. Zgodnie z nią żyjemy, zgodnie z nią podejmujemy decyzje, czynimy wybory. Nasze modele myślowe, te nasze przekonania, to myśli fundamenty. Takie wylane betonem, wbite w nasz mózg. Prawie jak nie myśli, bo te raczej powinny być lekkie, ulotne i przemijające. Przekonania nie mają w sobie nic z ulotności czy tymczasowości. I choć bywa, że podlegają weryfikacji prowadzącej ostatecznie do zmiany, to jednak proces ten w zasadzie żmudny jest i pracy wymagający. A nam tak trudno zmienić jest system przekonań, który dostaliśmy w pakiecie! Wygoda, przyzwyczajenia, brak czasu dla siebie, powodów jest wiele.
A ja mówię, że warto
Warto jak nie wiem co! Zrobić przegląd przekonań, taki porządek w głowe. Primo, po to żeby w ogóle wiedzieć co też takiego w naszej głowie siedzi, secundo, po to, by świadomie wybrać co takiego byśmy chciały by w głowie tak naprawdę siedziało. Porządek w głowie, remanent przekonań, to proces, jak żaden inny, odkrywczy. Proces, w którym poznajemy siebie i który funduje nam objawienie za objawieniem. Proces, w którym dociera do nas prawda o nas samych. Zadziwiająca, niejednokrotnie smutna nadmiernie, ale po raz pierwszy prawdziwa. Stajemy nagie przed lustrem życia i prawie zawsze ogarnia nas szloch. Płaczemy za utraconą niewinnością, za tym stanem pierwotnym, kiedy to choć latek miałyśmy dwa, miałyśmy też i moc pokonania pacyficznych fal. I kiedy płacz mija i na powrót odzyskujemy spokój w duszy i w sercu, wtedy otwiera się to okno czasu. Jeśli wtedy zdecydujemy, jeżeli wtedy postawimy ten trudny krok, który poniekąd oderwie nas od wszystkiego co znane, co w pakiecie otrzymane i pewne jak dwa razy dwa, wtedy Życie zwróci nam utraconą moc. Tą siłę, odwagę i ufność Zośki. Powrócimy na plażę, ubrane w żółtą sukienkę, do Pacyfiku niekończących się możliwości.