Go to content

„Kiedy za pracą wyjeżdża hydraulik, nikt nie ma z tym problemu. Kiedy wyjeżdża lekarz, na pewno uderzyła mu sodówa do głowy”

Screen Instagram / drandrushenko

W sierpniu prawie cały kraj stanął po stronie lekarzy. Po czwartej dobie nieprzerwanego dyżuru, w szpitalu w Białogardzie zmarła lekarka-anestezjolog. Nie była zatrudniona na umowę o pracę, mogła pracować nawet 300 godzin bez przerwy. Do głosów „jeśli nawet lekarze umierają w tych szpitalach, to co dopiero pacjencji”, dołączył jeszcze jeden, ten subiektywnie mądrzejszy. Lekarz to też człowiek, potrzebuje odpoczynku. Superbohaterem czy bogiem jest tylko wtedy, gdy jest wypoczęty. „Taki dyżur to norma, dlatego co drugi młody lekarz chce uciec z tego kraju.” – stwierdza stanowczo Gabrysia*, studentka ostatniego roku medycy. Czy naprawdę jest aż tak źle?

Byle dostać dyplom

Rok akademicki 2016/17 na kierunku lekarskim rozpoczęło 4188 młodych adeptów medycyny, marzących o dyplomie i pracy w tym wymagającym zawodzie. Choć to o 599 miejsc więcej niż roku temu, niewiele z nich zostanie w Polsce. – Nie tylko ja, ale wiele moich kolegów i koleżanek myśli o wyjeździe z kraju. Naprawdę poważnie rozważamy oferty pochodzące z przeróżnych krajów – od Skandynawii po Nową Zelandię. Jedni chcieli wyjechać od zawsze, ale są też tacy, którzy za Wałęsą powtarzają: „nie chcem, ale muszem”. – Gabrysia jest studentką ostatniego roku medycyny. Od samego początku studiów wiedziała, że jako specjalizację wybierze ortopedię i medycynę sportową. Taki miała cel, zostać w kraju i pracować ze sportowcami. A dziś? Wie, że będzie pracować ze sportowcami, ale niekoniecznie tymi rodzimymi. -Deliberujemy czy lepiej uciec zaraz po stażu, czy może jednak najpierw zacząć rezydenturę. W większości przypadków jest jeszcze pytanie, co na to druga połówka, a ta zazwyczaj jest chętna do wyjazdu. Choćby tylko z miłości.

Ci źli lekarze!

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, tylko w 2014 roku z Polski wyjechało aż 2,3 miliona Polaków. I choć emigrujący hydraulik nikogo nie dziwi, do lekarzy pretensje ma co drugi rodak. – Z kraju wyjeżdżają wszyscy, zaczynając od mechaników i polonistek, na pielęgniarkach i lekarzach kończąc. Tylko jeśli taki stolarz wyjedzie, to jedzie „za chlebem”, a jeśli wyjechać chce lekarz to „niewdzięcznikowi w dupie się powywracało”. Wszyscy zapominają, że my też jesteśmy ludźmi i nasze marzenia od marzeń naszych rówieśników z innych branży bardzo się nie różnią. Chcemy mieć własne miejsce, rodzinę, żyć na jakimś konkretnym poziomie, a do tego pomóc rodzicom czy rodzeństwu. – W Polsce o zarobkach lekarzy myśli się w kategoriach 'tych lepszych’. Tymczasem realia są bardzo polskie. -Stażowe wynagrodzenie to 1600, a rezydenckie 2000 z hakiem. Mój tata łożył na mnie przez 24 lata i jest świadomy, że pewnie będzie musiał mi dokładać przez kolejne 2 lata po studiach. A mnie jest po prostu wstyd, bo ileż można! Niestety to wszystko, co oferuje nam państwo.

Studentów w trzy i trochę, a potem?

Od dawna mówi się, że w Polsce liczba ludzi z wyższym wykształceniem zdecydowanie przewyższa zapotrzebowanie rynku pracy. Choć mogłoby się wydawać, że lekarz zawsze będzie potrzebny, bo przecież społeczeństwo choruje coraz bardziej, nie ma w tym wiele prawdy. -Wiele miejsc na studiach, ale mało miejsc rezydenckich. Pewnie przeciętny Kowalski rzuci, że to przecież normalne i po co nam specjalizacja! Ano po to, że dzisiaj lekarz bez specjalizacji tak naprawę nie za bardzo ma co robić. Większość z nas czuje misje, chce pomagać, leczyć, ratować ludzkie życia. I to jest piękne! Jednak z czasem okazuje się, że te marzenia muszą sięgać poza obszar naszego kraju. – Zaciekawiona, ale przede wszystkim zaniepokojona pytam Gabrysi co takiego oferują poza granicami Polski, że wszystkich tam ciągnie? Odpowiedź brzmi standardowo, choć dla przeciętnego przyszłego pacjenta może być po prostu bolesna. – Lepsze warunki pracy, dużo bardziej zaawansowane metody leczenie w większości szpitali, a nie tylko wybranych ośrodkach w kraju. No i wyższe płace przy takiej samej liczbie godzin pracy. Znajomi pracujący w Niemczech, Szwecji czy Norwegii nie żyją jakoś bardzo wystawnie, ale żyją normalnie i są w stanie odłożyć całkiem sporą kwotę każdego miesiąca. Sporo czyli około tysiąca złotych, dla mnie to wystarczająco.

Szewc bez butów chodzi

– Żeby zarobić 5000 zł miesięcznie młody lekarz musi pracować w szpitalu, poradni i mieć jeszcze kilka dyżurów w szpitalu. Wychodzi na to, że musimy pracować 300 godzin miesięcznie, czyli dziesięć dziennie przez 7 dni w tygodniu. – Gabrysia często słyszy, że to zbyt duże roszczenia jak na początek kariery. Bo przecież na początku nie trzeba martwić się o nic! A już na pewno nie o brak czasu dla rodziny czy bliskich. Tu po raz kolejny pojawia się obraz lekarza-cyborga, który człowiekiem do końca nie jest, bo najważniejsze, żeby leczył innych. – Skoro nie o rodzinę, to zapytam o coś ważniejszego: gdzie NASZE zdrowie?! – Gabrysia nie kryje zdenerwowania. Po aferze w Białogardzie o godzinach pracy lekarzy było głośno przez tydzień, dziś już nikt się tym nie przejmuje. – A przecież żeby leczyć innych, najpierw sami musimy być w formie. Nie każdy ma ochotę na ciężki zapieprz kosztem zdrowia albo 'kombinacje alpejskie’, czyli pracę w pięciu przychodniach jednocześnie. To zawsze źle się kończy, a ja wolę uczyć się na błędach starszych kolegów i koleżanek.

Wysokie ryzyko

W lekarzach pokładamy ogromne nadzieje. Gdy choruje ktoś bliski, wymagamy największego skupienia i najlepiej gwarancji, że kochana przez nas osoba wyjdzie z choroby bez szwanku. Schemat jest prosty i typowo polski. Kiedy lekarzom się uda, są bogami. Gdy coś nie wyjdzie, zawsze winni są oni. Bo na pewno popełnili błąd, choć przecież każdego z nas czeka ostateczność. – To naprawdę stresująca praca. I coraz mniej w niej satysfakcji. Pacjenci i ich rodziny stają się coraz bardziej roszczeniowi, a szczególnie do nas, młodych, nie mają żadnego szacunku. – Gabrysia nie owija w bawełnę. Doskonale zna realia szpitalne, bo jako jedna z najlepszych studentek na roku bardzo szybko zaczęła bywać na sympozjach, konferencjach i innych lekarskich zjazdach. Wszystko to, żeby mieć pełną wiedzę i pomagać w najtrudniejszych przypadkach. – Mam wrażenie, że to wszystko idzie na marne. Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że jak tylko można, lekarza trzeba pozwać. Najlepiej przy tym na grube pieniądze. Gdyby jeszcze większość je miała! Kiedyś sąd mądrze zadecydował, ze odszkodowanie wyniesie równowartość 4 pensji lekarza. Zgadnij, ile ta kwota wyniosła. – Patrzę zdezorientowana. Trochę już wiem o całej sprawie, ale i tak mnie, jako pacjentce czekającej miesiące na wizytę u specjalisty trudno wyobrazić sobie, że będzie to mała kwota. Strzelam, 25 tysięcy. – Dobre sobie! – Uśmiech się ironicznie Gabrysia. – 10 tysięcy. Tak, lekarz na etacie, w dodatku taki z doktoratem zarabia 2,5 tys złotych. Jeśli weźmie na siebie jeszcze przychodnię i dyżury dociągnie do 6-7 tysięcy. Ma wtedy wolne jedno popołudnie. Dla porównania, tyle samo w osiem godzin dziennie zarabia urzędnik państwowy na kierowniczym stanowisku. A jaka jest odpowiedzialność pana urzędnika?

Ani chirurg, ani baba

Poza problemami prawnymi, nowymi przepisami i zarobkami nieporównywalnymi z tymi zachodnimi, jest jeszcze jeden czynnik, który przemawia za wyjazdem za granicę. Szczególnie wśród młodych lekarek, które wybierają chirurgię czy ortopedię. Bo przecież w Polsce ciągle lekarka to na pewno pediatra albo internistka. Ten mit utrzymuje się także w środowisku. – Mitów jest cała masa! Najzabawniejszy jest ten o śwince morskiej. – Patrzę pytająco. – Nie słyszałaś tego? 'Baba chirurg jest jak świnka morska, ani świnka ani morska.’ – Faktycznie, słyszałam. Ale w trochę innej odmianie. Baba chirurg to ani baba, ani chirurg. – Jest jeszcze ten, że baba ortopeda jest niezbyt seksowna i nikt się z nią nie będzie umawiał. – Gabrysia kilka dni wcześniej opowiadała mi, jak trudno kobietom dostać się na specjalizacje takie jak chirurgia czy ortopedia, a już na pewno trudno o pracę w medycynie sportowej. – Historie o babach w typowo męskich specjalizacjach są, były i będą. Jednak obecnie na medycynie jest więcej dziewcząt, zazwyczaj około 60-70%. Siłą rzeczy, w tych 'męskich’ dziedzinach medycyny będzie nas coraz więcej. – Pytam Gabrysi, czy cokolwiek zmienia się przynajmniej w tej dziedzinie. – No wiesz… Ile lekarzy, tyle podejść. Najbardziej liberalnie podchodzą do tego ci najmłodsi. Starsi często wyznają zasadę „baba to ma się domem zająć, mężowi zupę ugotować i dziećmi się zajmować”. Niestety, dziś tak się nie da. Dziewczyny nie zawsze widzą się w takiej roli.

Pacjencie, bądź wyrozumiały!

Gabrysia pakuje swoją wielką torbę. Stetoskop, białe trampki, kosmetyczka, typowo lekarski strój i kolorowy czepek. Zwracam na niego uwagę. – No wiesz,  jakoś trzeba przemycać optymizm do polskich szpitali. Poza uśmiechem i dobrym słowem, zostaje nam jeszcze ubiór. Gdyby tak jeszcze pacjenci byli bardziej wyrozumiali… – Pytam się, czego młodzi lekarze oczekują od pacjentów. Uśmiecha się pod nosem. – Wyrozumiałości. My też jesteśmy zestresowani! Wiesz, bardzo często, to nasze pierwsze 'takie’ przypadki. Ciągle się uczymy, zresztą tak samo jak starsi lekarze. A kiedy ktoś się uśmiecha, jest po prostu łatwiej. Chcemy pomagać, w końcu po to wybraliśmy taki kierunek. Lekarze naprawdę chcą dobrze dla pacjentów. Leczymy jak możemy, naginamy wszelkie przepisy… Ale jeżeli nie zmieni się system, za kilka lat leczyć będą tylko przyjezdni i profesorowie zaraz przed emeryturą. Naprawdę nie chcę wyjeżdżać z Polski, ale tutaj czas jakby się zatrzymał. A my, tak jak medycyna, musimy iść dalej…


*Imię bohaterki zostało zmienione na jej prośbę.