Uwielbia radzić młodszym kobietom, choć wie, że i tak nie będą jej słuchać. Człowiek uczy się tylko na błędach. Ona na swoich nauczyła się wszystkiego. Przyszła do niej kiedyś na wywiad młoda dziewczyna, rozmawiały o mężczyznach. Dziewczyna się rozpłakała, bo akurat przeżywała trudne chwile z partnerem. Zostać czy odejść, zostać czy odejść – zastanawiała się. I dodawała: „On mnie kocha”. „A dużo dla ciebie robi?” – spytała Katarzyna Lengren. „Niewiele robi” – wyznała szczerze tamta. „To znaczy, że nie kocha. Mężczyzna, który kocha robi dla swojej kobiety dużo” – skwitowała malarka, scenografka, dziennikarka, felietonistka. Córka Zbigniewa Lengrena, twórcy słynnego profesora Filutka, była żona znanego pianisty i muzyka Stanisława Syrewicza. Długo była współprowadzącą programu „Mała czarna” w TV4. Nam mówi (próbuje powiedzieć), jak wybrać odpowiedniego mężczyznę i jak być szczęśliwą w związku.
Katarzyna Troszczyńska: Jak wybrać właściwego mężczyznę? Dojrzała kobieta już to pewnie wie.
Katarzyna Lengren: Kobieta dojrzała wie, jak postępować z mężczyznami tylko wtedy mężczyźni się już nią nie interesują.
Ale pani wyszła za mąż.
Tak, ale statycznie rzecz biorąc większe prawdopodobieństwo było, że będę miała wypadek, czy padnę ofiarą terrorystów. Kobiety w wieku 60-tu lat za mąż już raczej nie wychodzą.
Kilka lat temu powiedziała mi pani, że na „stare lata” spotkała pani wreszcie odpowiedniego faceta. Czym on się różni od byłych partnerów?
Przede wszystkim bardzo mu się podobam, to jego najlepsza cecha…To ja się zmieniłam przede wszystkim.
Mówiła kiedyś pani: „przyciągam egocentrycznych mężczyzn, dokładnie takich ja mój ojciec. Wiele kobiet może się pod tym podpisać.
Od kiedy ojciec umarł, zaczęłam o nim myśleć cieplej, rozumieć go troszkę lepiej. W ogóle rozumieć mężczyzn. Życie polega na tym, że się coraz więcej rozumie. A potem się rozumie coraz mniej i na tym polega starość.
To co pani już wie o mężczyznach?
O nie, wiem jakich kobiety błędów nie powinny popełniać, bo to się po prostu nie opłaca. Usiłuję to mówić młodszym, ale nie bardzo mnie jakoś słuchają.
Pewnie pani kiedyś też nie słuchała starszych kobiet.
Dawniej nie rozmawiało się o relacjach. Kobiety traktowały związki bajkowo, obowiązywał model Kopciuszka. Chodziło o znalezienie księcia. To był cel każdej. Wydawało się, że na znalezieniu wszystko polega, a nie na uprawianiu tego ogrodu zwanego związkiem.
Co pani mówi tym młodym kobietom?
Oj dużo.
Zacznijmy od początku…
Przede wszystkim mężczyzny się nie wychowuje. Mężczyzna jest po to, żeby być naszym dopełnieniem, częścią naszego życia, ale nie należy go zmieniać. Zresztą on się nie zmieni. Wszystkie próby wychowywania powodują frustrację. On naprawdę nie jest naszym synkiem, zresztą synka zwykle też się nie da wychować.
Lepiej z entuzjazmem odnośmy się do rzeczy, które lubimy w partnerze. To jest tak jak z seksem. Nie mówimy: „Ale jesteś beznadziejny w łóżku”. Tylko: „kochanie, uwielbiam jak mnie przytulasz w łóżku”. Nie chodzi o to, żeby kobiety były zakłamane. Nie należy niczego udawać, ale chwalić i mówić co nam się podoba. Wtedy porozumienie jest proste.
To jest jedna rzecz. Druga – w którą w życiu nie uwierzyłabym dawno temu – mężczyzna lubi mieć w domu kobietę rozebraną, niezależnie od wieku i wyglądu. Spanie w barchanowych majtkach, ubieranie się od stóp do głów dla mężczyzny jest przekazem negatywnym. Nie mówię tu o wyuzdaniu. Ale przebieranie się przy mężczyźnie w łazience, mycie, przebiegnięcie bez stanika… to powinno być naturalne. Piękne, młode dziewczyny są takie krytyczne wobec swojego ciała, a mężczyźni kochają je, nie widząc wad.
Co z tymi, którzy nie akceptują?
Porównałabym to do samochodu. Oczywiście są mężczyźni, którzy co pół roku zmieniają samochód i zależy im wyłącznie na karoserii. Natomiast prawdziwy facet przywiązuje się do swojego samochodu. Mówi: może to jest i syrenka, ale jest piękna. I jak jeździ….
Feministki urwą pani głowę.
E, ten feminizm jest źle rozumiany. Ja jestem przecież feministką. Feminizm walczył głównie o równouprawnienie kobiet w pracy, w nauce, te wszystkie rzeczy, które uważamy dziś za oczywiste. Natomiast to, jak my traktujemy mężczyzn, a mężczyźni nas, to jest walka z szowinizmem. I rzeczywiście, w latach, kiedy ja byłam młoda, szowinizm był czymś obrzydliwym i powszechnym.
Nawet pani tata był.
Tata, brat, wujkowie, pan w sklepie, profesorowie. Mężczyznom wydawało się, że to jest męskie. A teraz z kolei kobiety, które powtarzają błędy mężczyzn, wydaje im się, że są wyemancypowane i feministyczne, a są szowinistkami. To zawsze tak jest – jak jakaś grupa społeczna jest uciskana, role się potem odwracają i ona się mści.
Jak się objawia szowinizm kobiet?
Na pobłażaniu. Że traktujemy mężczyzn jak osoby niepełnosprawne w jakiejś dziedzinie. Że im to łaskawie wybaczamy. Że zawsze jest coś za coś – ja pozmywałam, ty teraz wyrzucisz śmieci. Niczego takiego w związkach kochających się ludzi nie ma. To nie jest sklep, gdzie płacimy i dostajemy produkty. Mam wrażenie, że teraz częściej mężczyźni akceptują nas, a my ich oglądamy jak pod lupą: garbi się, nie wyrzuca śmieci, za mało zarabia. Traktujemy ich jak skrzyżowanie bankomatu z samochodem do przywożenia dziecka z przedszkola.
Kobiety też przejmują na siebie za dużo obowiązków, bo są niecierpliwe i uważają, że lepiej same wszystko zrobią. W związkach często zachowujemy się jak dyrektor firmy, który nie dość, że zarządza to jeszcze pokazuje sprzątaczce jak się zamiata.
Czasem jednak to mężczyzna jest nieodpowiedni. Są jakieś znaki ostrzegawcze?
Moja babcia zawsze powtarzała: zatańcz z nim, będziesz wiedziała jaki jest. Jak się zatańczyło walca albo tango, to było wiadomo, czy on mnie dobrze prowadzi, czy mamy wspólny rytm, jak nam będzie w łóżku. Teraz każdy podskakuje osobno i w łóżku też często tak jest.
Łóżko to chyba za mało…
Od łóżka zaczęłam. Idźmy dalej, jeśli w towarzystwie mężczyzny czujemy się źle, mało wartościowe, niezbyt piękne i niespecjalnie bezpieczne – trzeba uciekać. Niestety, seks często ćmi rozum. Zapominamy o ryzyku, często wręcz uważamy, że to jest takie ekscytujące. Ale czasami nudny przyjaciel, który nas odwozi do chorej cioci, jest znacznie lepszym mężem niż wspaniały pirat, który nas uwodzi na balu. Nie ma sobie co żałować flirtu z piratem, ale za mąż należy wyjść za kogoś kto nam odpowiada na co dzień, a nie od święta.
Ona najczęściej myśli: „Ale ja go zmienię”.
I tu wracamy do pierwszego zdania, które wypowiedziałam: mężczyzny się nie zmieni. I nie należy się tym w ogóle zajmować.
Pani popełniała ten błąd? Zmieniała mężczyznę?
Kiedy ja się rozwiodłam, to potem często rozmawiałam z mężczyznami, moimi przyjaciółmi, kolegami, dlaczego się rozwiedli. I wszyscy, jak jeden mąż, mówili jedno zdanie, które dziś z kolei ja powtarzam kobietom i mi nie wierzą, że to jest tak ważne: „Bo ona miała wieczne pretensje”.
Jeśli nieustannie jesteśmy wściekłe i to okazujemy, to dom przestaje mieć dla mężczyzny znaczenie, zaczyna z niego uciekać. To bardzo często zmęczone matki robią. Mąż przekracza próg, a ona go atakuje: „Bo ty tak późno wracasz, ja już ledwo żyję”. Niewybaczalny błąd. To zupełnie jak z prowadzaniem samochodu. Nie włącza się trójki, jak się rusza.
Coś jeszcze mówili ci przyjaciele mężczyźni?
Że kobieta bardzo często nie rozumie pracy. Są oczywiście faceci, którzy udają, że pracują, a robią coś innego. O tych nie mówimy. Ale są mężczyźni pracusie. Nie dość, że są styrani to jeszcze w domu o to pretensje, chociaż wszyscy, na przykład, żyją z tych zarobionych przez pieniędzy.
Kiedyś powiedziała pani, że jest jak Herkules, który musi dźwigać świat, za wszystko czuła się pani odpowiedzialna. Tak chyba dużo kobiet ma. Jak to wpływa na związek?
Tak, że jak ja przestałam to robić, to wreszcie mam szczęśliwe małżeństwo.
Brałam odpowiedzialność za wszystko. Za pogodę nawet, za psa, sąsiadów. Wydawało mi się, że jestem od tego, żeby wszystko naprawiać. Ale to nieprawda i już to wiem. Nie wolno oddawać swoich sił. Być pogotowiem ratunkowym dla przyjaciółek, koleżanek, znajomych.
Takie kobiety biorą też na siebie więcej rzeczy w relacji.
Tak. Nam się wydaje, że jak wszystko zdejmiemy z głowy facetowi, to on to doceni. Nie, on się do tego przyzwyczaja, zresztą jego mamusia robiła to często. On uważa, że skoro mamy siłę i chcemy to robić to znaczy, że nam to sprawia przyjemność. To jest nasz błąd, a nie facetów. Robimy to z lęku, że on nas odstawi, chcemy się wydać dobre.
Pani też robiła to z lęku?
Przede wszystkim wydawało mi się to oczywiste. Moja mama też skakała wokół taty. Ale mój pierwszy mąż nie był aż takim szowinistą, pewnie dlatego wyszłam za niego za mąż, to takiego wniosku dochodzę po latach. Był egocentrykiem, ale nie był szowinistą i to mi wystarczyło, żeby go pokochać.
Dom mojego męża utrzymywała mama, miał więc szacunek do kobiet, co nie oznacza, że nie korzystał z moich usług domowych, żeby się dalej rozwijać. Był tzw. cudownym dzieckiem przyzwyczajonym już od dzieciństwa, że on ma tylko grać, a reszta rodziny jest na jego usługi. Doskonale się w tym odnalazłam, bo ten schemat funkcjonował w moim rodzinnym domu. Ojciec był zawsze cudownym dzieckiem, dorosłym również. Wszyscy chodziliśmy na palcach, żeby mógł zająć się swoją twórczością.
Mój mąż nie był też przyzwyczajony do prac w domu, nie umiał niczego wypiłować, przykręcić, naprawić. Zresztą dbał o ręce jako pianista. A ja umiałam, więc to robiłam.
A pani kiedy to zrozumiała, że odpowiedzialność za wszystko to niekoniecznie dobry związek?
Jak się zestarzałam. Zabrakło mi sił. Nam się ciągle starość kojarzy wyjątkowo negatywnie, z chorobami, śmiesznością, brzydotą. A starość ma różne wdzięki, które odkrywam z coraz większą satysfakcją. Ponieważ nie mam siły, z dziesięciu rzeczy zaplanowanych załatwiam jedną. I nic się nie dzieje. Mam czas wypić kawę, porozmyślać. Nie mam poczucia, że coś nawalam, raczej, że tę jedną rzecz zrobiłam dokładniej. Już się nie śpieszę i nie biorę sobie na głowę całego świata. Na szczęście mam mężczyznę, który to rozumie i akceptuje.
Uroda jest ważna u mężczyzny? Pani pierwszy mąż był piękny.
Tak, był, rzeczywiście. Ale drugiego męża uważam za jeszcze ładniejszego. Jak byłam młoda, nie wiedziałam, że lubię brunetów. Zresztą uroda staje się potem znacznie mniej ważna. Najważniejsze czy potraficie rozmawiać, nie nudzicie się ze sobą. Dobrym sprawdzianem jest wyjazd tylko we dwoje.
Klara, pani córka, słucha tych rad?
Ona najmniej, jak to córka, bardziej słuchają mnie inne kobiety w jej wieku, którymi lubię się otaczać. Albo przynajmniej próbują mnie słuchać, bo jak już mówiłam wcześniej – różnie to wychodzi. No niestety, dopiero starość to prawdziwa mądrość.