Znajoma mojej mamy zagłosowała wczoraj na Liroya. Dlaczego? Bo widziała jakiś program o nim w telewizji i on taki fajny chłopak się okazał. Choć w ciągu ostatnich 30 lat wielokrotnie brała udział w wolnych wyborach, choć miała okazję się przekonać, że za każdym człowiekiem, czy to wujek, sąsiad, czy koleżanka z pracy, stoi jakaś partia, a za partią ideologia.
Za taki Liroyem, który kiedyś śpiewał o Scyzoryku z Kielc stoją nacjonaliści, stoją ci, którzy mówią, że lepiej się uczyć antysemityzmu niż socjalizmu, którzy uważają, że kobiety są mniej inteligentne, więc powinny mniej zarabiać. Czy ta znajoma o tym wie? Czy wie, sama będąc pielęgniarką, że Liroy popiera antyszczepionkowców? Chu*j wie, za przeproszeniem, bo jak większość naszego społeczeństwa nie ma wiedzy, nie ma ciekawości, nie ma chęci refleksji i pochylenia się choć przez chwilę nad swoją decyzją, by ta była świadoma i pełna odpowiedzialności.
No tak, ale wiedza zobowiązuje, wiedza to właśnie odpowiedzialność, a my nie lubimy brać na barki takiego ciężaru. My chcemy, żeby było miło, przyjemnie, bez kłopotów. Pakujemy w kieszenie 500 plus i uśmiechamy się na myśl, że nasz domowy budżet bez żadnego wysiłku się wzmocnił. I świetnie, pomoc socjalna jest ważna. Jest tylko jeden problem: „Demokracja skończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”, powiedział Alexis de Tocqueville, który uważał również, że demokracja nie jest zła, gdy nie zagraża autonomii i wolności jednostki. A ja mam poczucie, że zamieniamy się w szarą masę, która jak banda zombie, z wyciągniętymi po roszczenia rękami idzie za tym, którzy karmią ich pieniędzmi, wcale nie swoimi.
Nie wierzyłam, że PiS przegra wybory do europarlamentu, czułam, że dostanie żółtą kartkę, tymczasem dziś świętują triumf zdobywając największą w naszej demokratycznej historii liczbę głosów. Jestem w od wczoraj w szoku. Naprawdę. Jestem w szoku, bo w ostatnim czasie idąc do sklepu nie mogę się nadziwić słysząc, ile mam zapłacić. Stoję w mięsnym sklepie i z niedowierzaniem patrzę na cenę mięsa i wędlin. Za zakupy, za które średnio płaciłam 100 złotych, teraz muszę wydać ok 140 złotych. A kupuję to samo, jak to możliwe? Ano właśnie tak. Coś dajemy, ale coś odbieramy. A my jak taka bezmózga masa nie chcemy tego widzieć. Kupujemy dzieciom nowe buty, które są droższe, niż trzy lata temu i nie dlatego, że PKB, że inflacja. Płacimy już za to, co nam dano. I będziemy płacić coraz więcej. Kto idąc do wyborów wiedział, że dług naszego państwa w 2020 roku ma sięgnąć niemal 50%? Że w rządzie nikt nie myśli o przyszłości naszych dzieci? O tym, w jakim kraju im przyjdzie żyć. A przepraszam albo właśnie myślą, jak chcą, by nasz kraj za 10 lat wyglądał. Ja jestem, ku*wa, przerażona. I nie chodzi mi o kwestię wyborów. Głosujmy, jak chcemy, ale głosujmy i wybierajmy naprawdę zgodnie z naszym sumieniem. Bierzemy 500 plus do kieszeni? OK, ale uczciwie wiedzmy, jakie przesłanki niesie za sobą partia Jarosława Kaczyńskiego? Czy naprawdę jesteśmy tożsami z głoszonymi przez nimi poglądami? Podobnie z głosowaniem na pozostałe ugrupowania. Czy naprawdę tak trudno pomyśleć, a nie dać się omamić okrągłą gadką i rozmową z prezesem PiS w telewizji śniadaniowej o tym, czy lubi kiełbasę z grilla?
Czy kiedykolwiek dorośniemy do tego, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność za nasz kraj? Za przyszłość naszych dzieci? Za to, jaki my im zgotujemy los? Czy odważnie będziemy mówić – tak głosuję na tych – używając racjonalnych i rzeczowych argumentów, czy nadal będziemy unikać konfrontacji kryjąc się za płaszczykiem czczych obietnic, udając, że nie mamy, ku*wa, zielonego pojęcia czyim kosztem są one spełniane? I mówię o tym bez względu na to, kto te obietnice będzie dawał i chciał spełnić.
Na razie cieszę się, że w mojej rodzinie mamy wszyscy zrobione paszporty, bo nie wiem, czy za pięć lat nie przyjdzie nam uciekać z tego kraju, bo na Zachodzie Europy albo w jakiejkolwiek innej części świata, życie będzie przyjemniejsze, bo świadome konsekwencji tego, co robimy. I kto wie, może okazać się dla nas tańsze, Może znajdę kraj, w którym mieszkańcy nie dają się omamić wyborczą kiełbasą i mają wiedzę na temat tych, na których oddają swój głos, przynajmniej w większości. Gdzie nie usłyszę, że ktoś głosuje na byłego rapera, bo fajny program był o nim w telewizji, gdzie nie pokazano, że przyjaźni się z nacjonalistami.