– Teraz, kiedy w czasie pandemii obawiam się o swoją przyszłość, mogę snuć czarne scenariusze i założyć, że będzie źle. Ale to mój wybór. Alternatywą jest to, że szukam rozwiązań. Fizycy kwantowi twierdzą, że jesteśmy formą energii i komunikujemy się ze środowiskiem pozawerbalnie wysyłając sygnały z poziomu podświadomości. Łączymy się z tym, co pasuje do fali, którą emitujemy. I ja w to głęboko wierzę – mówi Joanna Godecka, terapeutka, z którą rozmawiamy o tym, jak uniknąć zamartwiania się w obecnej sytuacji na świecie.
Żyjemy obecnie w rzeczywistości, w której większość nas się zamartwia – pracą, zdrowiem, sytuacją ekonomiczną kraju, powodów można dziś znaleźć całe mnóstwo. Czy martwienie się jest wynikiem lęków? Braku wiedzy?
Joanna Godecka: Przede wszystkim wynikiem braku poczucia bezpieczeństwa. Jeśli uważamy siebie za kruchą, bezbronną istotę, a świat za zagrażający, nieprzewidywalny, to życie wydaje się nam pełne pułapek. A wtedy zamiast życia doświadczać, konfrontować się z sytuacjami, które nas dotyczą, zaczynamy obmyślać strategię przetrwania opartą na przewidywaniu niebezpieczeństw. Efektem jest kreowanie czarnych scenariuszy.
Kiedy ufamy sobie i mamy wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa oparte na myśleniu „poradzę sobie”, to nie potrzebujemy kontrolować rzeczywistości przez wyobrażanie sobie tego wszystkiego, co może pójść nie tak tylko działamy.
Jakie emocje towarzyszą martwieniu się?
Jest to lęk, nawet jeśli przybiera on różne maski. To dlatego, że jest on wspólnym mianownikiem dla emocji, które uważamy za niekomfortowe. Wątpliwości, niepewność, wstyd, obawa przed porażką, poczucie winy, złość czyli elementy czarnych, niepokojących scenariuszy są w istocie lękiem wynikającym z braku zaufania do siebie. Jeśli np. martwimy się o stan naszego związku, bo partner daje nam sygnały, że nie jest zaangażowany – w istocie zakładamy, że gdy nas opuści będzie nam źle.
Gdy martwimy się o pracę, mówimy sobie, co ty zrobisz, jeśli cię zwolnią. Nie dasz sobie rady. A kiedy przedmiotem jest zdrowie, boimy się o jakość naszego życia. Jednak są osoby, które w obliczu zagrożeń nie poddają się lękowi tylko mówią sobie: zrobię wszystko, co jest możliwe, żeby mi się udało przezwyciężyć trudności. Tak też można.
Czy powinniśmy dać sobie przestrzeń do martwienia się, nie uciekać od tych emocji, nie udawać, że ich nie ma?
Udawanie, że ich nie ma, to zaprzeczanie sobie. Błąd. Z drugiej strony nie potrzebujemy urządzać sobie przestrzeni do martwienia się, bo martwić się nie chcemy. Niekomfortowe emocje, które są niczym innym jak emocjonalnym cierpieniem, to po prostu informacja. Wezwanie do zmiany wzorca, tak jak ból fizyczny. Kiedy chwycę dłonią szklankę z gorącą herbatą i oparzę się, to będzie bardzo nieprzyjemne, prawda? A więc postanowię zmienić wzorzec, czyli wezmę spodek
Ból emocjonalny ma to samo zadanie. Uświadomia nam, że coś jest w naszym życiu niefunkcjonalne. Człowiek to system składający się z ciała, uczuć i myśli, które są we wzajemnej komunikacji i dążą do optymalnego działania – do zdrowia i równowagi. Dlatego odczuwamy dyskomfort, bo to impuls, by coś naprawić.
Kiedy emocje wysyłają do mnie sygnał – nie jest dobrze – to moim zadaniem jest zastanowić się, co mogę zrobić. Tyle, że chodzi o zmianę wewnątrz mnie, a nie na zewnątrz. Kiedy więc na skutek zamartwiania się próbuję kontrolować świat, innych ludzi itp., dowiaduję się, że nadal jest mi źle, bo się wciąż zamartwiam, czyli nie o taką zmianę wzorca chodzi. Właściwą zmianą będzie zbudowanie poczucia bezpieczeństwa w sobie. Tym się zajmuję w pracy terapeutycznej – pomocą w przeorientowaniu się. I to był powód napisania książki „Przestań się zamartwiać”.
Co może się stać, gdy nie pozwolimy sobie na umartwianie się?
Zaczniemy działać, eksperymentować, próbować. Jeśli na przykład obawiam się krytyki i cierpię męki za każdym razem, gdy ktoś ocenia moją pracę, to kiedy postanowię, że nie będę już tego robić, otwierają się nowe możliwości. Budując zaufanie do siebie samej i tego co myślę, czuję i robię, zaczynam odnosić się do każdej sytuacji elastycznie. Potrafię polemizować, argumentować, a kiedy trzeba przyznać, że popełniłam błąd, bo każdy ma do tego prawo.
Teraz, kiedy w czasie pandemii obawiam się o swoją przyszłość, mogę snuć czarne scenariusze i założyć, że będzie źle. Ale to mój wybór. Alternatywą jest to, że szukam rozwiązań. Fizycy kwantowi twierdzą, że jesteśmy formą energii i komunikujemy się ze środowiskiem pozawerbalnie wysyłając sygnały z poziomu podświadomości. Łączymy się z tym, co pasuje do fali, którą emitujemy. I ja w to głęboko wierzę, mam na to dowody, że nasze życie jest takie, jakie wyobrażamy sobie, że będzie. Materializujemy wizję pozytywną lub lęk.
Co możemy zrobić, nie chcąc wpaść w błędne koło ponurych myśli i lęków?
Na początek warto zrozumieć, jak powstaje reakcja stresu, który zaczyna przeradzać się w lęk. To schemat:
Gdy przychodzi impuls (może to być jedynie myśl o tym, czego się obawiasz) natychmiast uruchamiasz proces składający się z pięciu sekwencji:
Zauważasz stresor – jest to moment, w którym dostrzegasz, że zaczynasz się czuć niekomfortowo.
Wydajesz osąd – od razu dokonujesz osądu czyli oceniasz, że „to coś” jest – jest złe, że nie lubisz, nie chcesz, obawiasz się czegoś itp. Osądowi towarzyszą emocje takie jak strach, smutek, złość, żal, poczucie winy, rozczarowanie i temu podobne.
Czujesz opór – natychmiastową reakcją na to jest opór, który czujesz wobec tego co się wydarza i jednocześnie wobec tego co czujesz. W tym momencie blokujesz emocję, która przyszła do ciebie z informacją.
Próbujesz się uwolnić – w tym momencie twój mózg uruchamia fazę analizowania. Zaczynasz gorączkowo zastanawiać się jak pozbyć się niechcianych uczuć, żeby poczuć się lepiej. Zaczynasz tworzyć scenariusze, w których „rozwiązujesz” problem ale ciągle pojawia się „a co jeśli…”.
Zamartwiasz się – masz wrażenie, że czarne myśli i trudne uczucia pochłonęły cię całkowicie i nie możesz się od nich oderwać.
Kiedy po raz kolejny poddajemy się temu schematowi jeszcze bardziej odczuwamy swoją słabość.
Jak sobie radzić z tymi emocjami? Jak zapanować nad martwieniem się?
Należy zauważyć ten schemat i uświadomić sobie, jak działa ten mechanizm eskalowania. Na własnym przykładzie starać się zrozumieć sposób, w jaki reakcja pojawia się i narasta.
Potem musimy dostrzec, że mamy wybór. Wbrew temu co myślimy, to my decydujemy o tym, jak chcemy reagować i mamy wpływ na emocje.
Sednem schematycznego sposobu reagowania jest to, że automatycznie odcinamy się od swoich uczuć (następuje to w fazie oporu). To sprawia, że paradoksalnie zaczynamy czuć się jeszcze gorzej. Powód? Emocja, która chce do nas dotrzeć ze swoją informacją, musi się przebić przez nasz opór, więc jej siłą zwiększa się.
Dlatego gdy pojawia się, należy zareagować w odmienny sposób – czyli wyjść jej naprzeciw. Jak?
Gdy poczujesz się niekomfortowo, usiądź spokojnie:
– weź kilka pogłębionych oddechów
– zadaj sobie pytanie: co teraz czuję?
– odnajdź swoje emocje
– znajdź miejsce w ciele, w którym najmocniej je czujesz, gdyż, jak zapewne wiesz, stres to również reakcja ciała (zazwyczaj jest to ucisk w gardle, ciężar na piersi lub skurcz w żołądku ale nie tylko)
– pozwól sobie świadomie poczuć to, co czujesz nie próbując tego zmieniać i nie czekając, aż emocje miną, tak jakbyś mówiła: „ok, czuję smutek i miejsce w ciele, w którym się umiejscowił i nie próbuję tego zmieniać”.
Kiedy nieprzyjemna emocja nie natrafi na twój opór, dzięki twojej akceptacji minie sama, a stanie się to szybciej niż myślisz. W rezultacie przestaniesz się bać swoich uczuć, dlatego też zyskasz do nich dystans. Nie będziesz miała już wewnętrznego przymusu pozbycia się ich. Zamiast tego zaczniesz myśleć konstruktywne korzystając z informacji, którą otrzymałaś.
Gdy pozwalasz sobie czuć to, co czujesz, stajesz się silniejsza i przez to stajesz się bardziej odporna na stres. Spróbuj. Wykonywanie tego krótkiego ćwiczenia za każdym razem gdy poczujesz narastające napięcie pozwoli ci wyrobić sobie nawyk integrowania emocji a nie eskalowanie do zamartwiania.