– Pracowałam nad sobą i cały czas to robię, staram się patrzeć w głąb, zadaję sobie dużo pytań, zgłębiam, rozwijam się… Dzisiaj mogę powiedzieć, że umiem cieszyć się z wyglądu, w pełni siebie akceptuję (co nie znaczy, że jestem bezkrytyczna), nie mam potrzeby przypodobania się innym… chciałabym, aby mocno w tym miejscu wybrzmiało zdanie z Brene Brown, że odwaga, to przepracowany akt strachu – mówi Joanna Brodzik.
Aktorka od 25 lat związana z teatrem, telewizją i filmem, producentka kreatywna spektaklu „Wstydź się”, autorka książki „Umami. Opowieści i przepisy”, dyplomowana trenerka I stopnia szkoły Trop, działaczka społeczna, prezeska fundacji „Opiekun serca”. A przede wszystkim kobieta, niezwykle ciepła jednak mocno stąpająca po ziemi. Prawdziwa w tym jaka jest, bez ściemy. Kobieta, która potrafi otworzyć rozmowę na każdy temat, jak sama mówi small talki już dawno przestały ją interesować. To wszystko sprawiło, że zauroczyła swoją osobą polską markę kosmetyczną UZDROVISCO i została jej Ambasadorką.
Podobno bardzo lubi Pani cytat z książki Alicji Długołęckiej pt. „Przypływ” podkreślający, że „menopauza to nie przekwitanie, lecz owocowanie”. Jak Pani go rozumie?
Bardzo lubię ten cytat, bo zmienia perspektywę wobec naturalnego czasu w życiu każdej kobiety krzywdząco i stygmatyzująco nazywanym przekwitaniem. Dla mnie menopauza to czas zbiorów, rozwoju i radości płynącej ze świadomości. Nagroda za dojrzewanie, za to co udało się nam w życiu do tej pory osiągnąć: za w dużej mierze już odchowane dzieci, za przepracowane trudy, za mądrość, którą zyskałyśmy. To czas, w którym kobiety mogą się cieszyć z ogromu możliwości, jakie są jeszcze przed nimi, dostrzegać otwierające się potencjały, patrzeć na siebie z troską i dbać o swój dobrostan. Ten czas zaprasza nas do przyjęcia i zrozumienia wartości jakie niesie.
Wiele z nas musi się tego nauczyć burząc stare, szkodliwe i wtłoczone im przez świat poczucie wstydu, jakoby wraz z menopauzą traciły prawo do celebrowania swojej kobiecości. Przecież to kompletna bzdura! To czas nowego początku, a nie końca!
Jak z upływem czasu zmieniał się Pani stosunek do własnego ciała i urody?
Czas zmian następował powoli i był związany ze zmianami mojego wyglądu w czasie dorastania. Jako dziecko miałam bardzo ciemne włosy i bujne brwi (a właściwie jedną monobrew – śmiech) co skłaniało ludzi do określania mnie mianem „cyganicha”, musiałam borykać się z etykietką „wąsatej” i raczej mało urodziwej dziewczynki, a do tego nie koniecznie szczupłej. W okresie dorastania z brzydkiego kaczątka, przeistoczyłam się i… moja kobiecość została poddana bolesnej próbie. Byłam traktowana przedmiotowo, postrzegana przez pryzmat cielesności. To bardzo zaburza radość, jaką powinnyśmy z naszej kobiecości czerpać w tym czasie. W szkole teatralnej, ta moja cielesność, uroda, stały się ogromnym problemem dla… nauczycieli, którzy nie traktowali mnie poważnie i nie wróżyli kariery. Umniejszali mojemu talentowi.
Te wszystkie doświadczenia, to też doświadczenia wstydu (a to przecież najbardziej blokująca emocja), które zaskutkowały licznymi kompleksami. Pozbywanie się ich, to był proces. Długi proces. Całe szczęście nagrodą jaką dostajemy w zamian za zmarszczki jest dojrzałość i mądrość. Pracowałam nad sobą i cały czas to robię, staram się patrzeć w głąb, zadaję sobie dużo pytań, zgłębiam, rozwijam się… Dzisiaj mogę powiedzieć, że umiem cieszyć się z wyglądu, w pełni siebie akceptuję (co nie znaczy, że jestem bezkrytyczna), nie mam potrzeby przypodobania się innym… chciałabym, aby mocno w tym miejscu wybrzmiało zdanie z Brene Brown, że odwaga, to przepracowany akt strachu.
Ja już wielu rzeczy dzisiaj się nie boję. Jestem odważna, także w kwestii mojego wyglądu.
A jak z upływem czasu zmienił się sposób, w jaki dba Pani o skórę? Co stawia sobie Pani za cel w pielęgnacji cery?
Mój wizerunek, to jak wyglądam jest dla mnie kluczowe, w głównej mierze ze względu na moją pracę. Dlatego zawsze dbałam o skórę, ale dzisiaj jestem kosmetyczną minimalistką. Nadmiar bodźców, także tych dostarczanych skórze przez różnorakie kosmetyki, uważam za niepotrzebny i wręcz szkodliwy. Kiedyś łatwiej „łapałam” się na kosmetyczne nowinki, dzisiaj ważniejszym dla mnie aspektem jest troska o potrzeby całego organizmu, zarówno w sferze zdrowotnej, jak i emocjonalnej. Dlatego staram się robić jak najwięcej dla swojego dobrostanu pozostając jednocześnie maksymalnie naturalną. Na co dzień raczej się nie maluję lub robię to naprawdę w minimalnym stopniu, używając np. kremu tonującego zamiast podkładu. Podoba mi się, że my, kobiety dojrzałe jesteśmy coraz bardziej zadbane i bardziej naturalne niż jeszcze kilka, kilkanaście lat temu.
Oczywiście obserwuję też skórę i staram się pielęgnację dopasowywać do jej zmieniających się potrzeb, bo z wiekiem wyglądały one różnie. Mam inny krem na dzień i osobny na noc, czasem nałożę kosmetyk pod oczy. Lubię też sama przygotowywać sobie pielęgnacyjne specjały jak np. peelingi do ciała. Do moich ulubionych wykorzystuję najczęściej kawę i
brązowy cukier. Myślę też, że mój dobry stan skory, to także wynik pasji kulinarnej i regularnego pichcenia m.in. bardzo bogatych w kolagen bulionów (śmiech), oraz to, że od lat nie jem białego cukru.
Czym kieruje się Pani wybierając kosmetyki? Czy szuka Pani w ich składach jakiś konkretnych substancji?
Kiedyś wystarczał mi krem nawilżający. Dzisiaj szukam kosmetyków wielofunkcyjnych, kompleksowo dbających o potrzeby mojej skóry. Takich, które nie tylko ją wzmocnią i wygładzą, ale zapewnią też odpowiednie nawodnienie i będą stymulowały komórki skóry, wpływając na poprawę jędrności. Szukam dobrej jakości składników tłuszczowych, bo dla mnie wzmocnienie bariery naskórkowej to podstawa, a oprócz tego witamina A. Ostatnim moim odkryciem jest Retinal. Kremy z tym składnikiem stosuję nawet na dzień, bo ta forma witaminy A nie uwrażliwia, jest bezpieczna nawet dla skór wrażliwych i naczynkowych. Cenię też sobie ceramidy i nowoczesne składniki roślinne.
Jak wygląda Pani codzienny rytuał pielęgnacyjny? Jakich kosmetyków Pani używa?
Oczywiście podstawą jest dobrze oczyszczanie. Ze względu na mój zawód i częsty makijaż sceniczny zwracam uwagę na dobry efekt demakijażu bez podrażnień. Zawsze oczyszczam skórę kilku etapowo np. płyn micelarny lub olejek, a później żel lub pianka. Tylko wówczas mam poczucie naprawdę dobrze umytej skóry. W dni wolne od występów przemywam skórę wodą mineralną i delikatnym produktem oczyszczającym. Nie stosuję wówczas wacików. Potem wystarczy już tylko krem na dzień. Serum stosuje rzadko i głównie wieczorem pod krem. Na wielkie wyjście czy imprezę dokładam jeszcze produkt pod oczy. Na co dzień się nie maluję.
Który z kosmetyków z linii BIOKLINIKA jest Pani ulubieńcem i dlaczego?
Mam dwóch ulubieńców: przeciwmzarszczkowy krem ujędrniający 50+ i przeciwzmarszczkowy krem regenerujący 70+. Pierwszy jest doskonały na dzień. Szybko się wchłania, zapewnia komfort na cały dzień, świetnie nawilża i nie obciąża, choć zostawia przyjemnie otulającą powłoczkę. Drugi kocham za bogatszą, bardziej odżywczą formułę. Po całym dniu, szczególnie gdy pracuje w lampach, moja skóra potrzebuje takiego solidnego wzmocnienia, a zawarte w nim ceramidy cudownie działają na naskórek. Warstwa lipidowa jaką zostawia jest bardzo przyjemna, taka welwetowa, nie ma nic wspólnego z ciężką wazeliną i to daje mi ogromną przyjemność. Rano, jak się budzę, skóra jest doskonale miękka, nawilżona i cudownie gładka. Ten moment, kiedy sięgam po krem 70+ sprawia mi jakąś dzika radość. Raz dwa trzy Baba Jaga patrzy! (śmiech) 70 na słoiku to tylko liczba pomagająca znaleźć najodpowiedniejszy dobór składników, a nie wyrok! Tu nie ma nic o wstydzie, tu jest tylko świadomość potrzeb skóry. Stosuję już je w takim układzie drugi miesiąc i naprawdę skóra jest w lepszej kondycji. Czuję i widzę różnicę.
Została Pani Ambasadorską marki Uzdrovisco. Dlaczego zdecydowała się Pani na tę współpracę?
Ta współpraca myślę, poniekąd była nam pisana.(śmiech) Na 50 urodziny dostałam od bliskiej mi kobiety serum napinacz pod oczy z linii Świetlik właśnie tej marki. Zastosowałam i naprawdę okazało się fajne. Nie znałam wówczas marki Uzdrovisco, ale z zaciekawieniem weszłam na ich stronę, czytałam i przeglądałam. Spodobał mi się ich świat, to jak właścicielki budują markę, jakim językiem mówią do kobiet, jak dbają nie tylko o ich piękno, ale też o sferę emocjonalną, o ich dobrostan. Składy, produkty i ich opisy są uczciwe i rzetelne. A komunikacja oparta na autentyczności, świadomości i szacunku dla odbiorcy jest mi wyjątkowo bliska. Kilka dni później zadzwoniła do mnie brand manager Uzdrovisco z propozycją współpracy. Zbieg okoliczności? Przypadek? Nie sądzę. Głęboko wierze, że pod cienką siatką przypadku kryje się gęsto zapleciona nic sensu. Zapracowałam sobie na komfort wybierania takich aktywności i takich współprac, które w pełni ze mną współgrają i z którymi mogę się utożsamić.
Linia Bioklinika i komunikacja Uzdrovisco zarówno na poziomie meta, jak i na poziomie składów i produktów bardzo do mnie przemawia. Profesjonalność, autentyczność i świadomość. Ta współpraca przyniesie wiele dobrego!
Wraz z marką Uzdrovisco zdecydowała się Pani na to, żeby zdjęcia, które powstały przy okazji kampanii reklamowej, opublikować bez retuszu?
Tak. To była nasza wspólna decyzja: moja i Uzdrovisco. Kosmetyki i przekaz budowany na autentyczności, na naturalności musi być poparty autentycznością wizerunku. To oczywiste i dla mnie i dla Uzdrovisco. Mam w sobie zgodę na to jak wyglądam, nie wstydzę się moich zmarszczek i nie widzę powodu, aby je retuszować.