Go to content

Jestem nauczycielem w czasach zarazy, tym samym, który miał czelność strajkować rok temu

Fot. iStock / mapodile

Jestem nauczycielem, tym samym który rok temu miał czelność strajkować i wyciągnąć rękę po więcej.

Jestem nauczycielem, który ma wakacje, kiedy Ty musisz pracować. Co za darmozjad, nie?

Jestem nauczycielem, który czasem wychodzi ze szkoły o 12.30 i ma już cały dzień dla siebie, bo przecież na pewno nie robi już nic.

Jestem nauczycielem, który uwziął się na Twoje dziecko i na pewno celowo postawił mu jedynkę.

Jestem nauczycielem, który będąc na kwarantannie, nudząc się zapewne śmiertelnie, postanowił  uprzykrzyć Ci życie i co i rusz zadaje Twojemu dziecku jakieś zadania. Co za bezczelność! Mało tego, ma śmiałość Ciebie jeszcze w to angażować. To już bezczelność do kwadratu!

Jestem nauczycielem, który przecież nic nie robi, wyśle kilka zadań i leży na kwarantannie brzuchem do góry podczas gdy Ty wypruwasz sobie żyły.

Jestem nauczycielem…tak mnie widzisz prawda? A próbowałeś spojrzeć na mnie z innej strony? Zajmę Ci chwilę i pokażę Ci bycie nauczycielem z mojej perspektywy. I nie będę narzekać jaka to jestem biedna, ojojoj. Ten tekst to nie licytacja kto ma gorzej. Porzuciłam pracę w korpo, bo po prostu lubię uczyć. Co więcej, jestem w tym dobra. Nawet bardzo. Mam kilka sukcesów na swoim koncie i uczniów, na których życie wpłynęłam na tyle, że wybrali te same studia co ja i do dnia dzisiejszego wysyłają życzenia z okazji moich imienin.

Jestem nauczycielem, który przed rokiem wyraził swoje niezadowolenie. Jestem wykształcona, kształtuję młodego człowieka, spędzam z nim czas, uczę go, chcąc nie chcąc wychowuję. Jestem psychologiem, pedagogiem, mediatorem, wychowawcą, opiekunem, pielęgniarką w jednym. Dlaczego nie mogę cieszyć się Twoim szacunkiem i dostawać za moją pracę godziwej zapłaty?

Jestem nauczycielem i owszem mam wakacje, ale kiedy Ty myślisz, że w czerwcowy piątek wychodzę z pracy na osiem tygodni to się grubo mylisz. Pracuję nad dokumentacją, siedzę na radach lub w komisjach rekrutacyjnych. Jestem pod telefonem, a w sierpniu przygotowuję egzaminy poprawkowe, jestem członkiem komisji maturalnych, przygotowuję salę, tworzę kolejne dokumenty i szkolę się, by jak najlepiej opiekować się Twoim dzieckiem.

Jestem nauczycielem, który czasem, jeśli plan pozwoli, szybciej kończy lekcje. Wtedy ma czas, by przygotować kolejne materiały, sprawdzić zeszyty, wypracowania, ćwiczenia, testy, kartkówki, opracować tematy na lekcję wychowawczą i sporządzić obowiązkową dokumentację. Szybsze wychodzenie z pracy odrabiam na radach i wywiadówkach, siedząc w szkole do późnego wieczora.

Jestem nauczycielem, który uczy kilkadziesiąt dzieci. Może i ponad setkę. Pamiętam ich imiona, charakter pisma, znam ich problemy o których Ty jako rodzic czasem nie masz pojęcia. I nie mam zwyczaju na nikogo się uwziąć. Zastanów się dlaczego Twoje dziecko tak mówi? Może się boi Twojej reakcji albo broni, bo po prostu czegoś nie rozumie? Może podczas lekcji rozrabiało i wstyd mu się do tego przyznać? A może Tobie tak najłatwiej rozwiązać problem zrzucając odpowiedzialność na mnie? Mam pod swoimi skrzydłami całą klasę, około trzydziestu wspaniałych dzieciaków, których muszę czegoś nauczyć, podczas gdy one rozmawiają, są zadumane, może głodne lub zmęczone. Albo zmartwione, bo właśnie bierzecie rozwód.

Jestem nauczycielem, który tak samo jak i Ty przebywa w domu na kwarantannie. Ma rodzinę, obowiązki służbowe i swoje problemy. Nikt nie zapytał to, czy ma odpowiedni sprzęt, dostęp do Internetu i kwalifikacje do prowadzenia zdalnych zajęć. Przecież nauczyciel ma to umieć, już, natychmiast. Pierwsze dwa tygodnie kwarantanny instalowałam programy (często płatne), ściągałam multibooki, brałam udział w wielu webinarach, szkoleniach online i konferencjach z dyrekcją, by zapewnić Twojemu dziecku jak najlepszą jakość nauczania biorąc pod uwagę Twoje, a nie moje ograniczenia. Mam jeden laptop, którym dzielę się z dzieckiem i każdego dnia się modlę, by nie padł po dwunastu godzinach pracy. Moje koleżanki mieszkające na wsi dopłacają do szybszego Internetu. Inne mają małe dzieci i nie uciekają na zwolnienie lekarskie lub opiekę, choć tak byłoby najłatwiej. Są odpowiedzialne i chcą nadal uczyć Twoje dziecko samemu się tego ucząc. Ja zdalnie przygotowuję do egzaminu ósmoklasisty niemal pięćdziesięcioro uczniów. Sprawdzam ich prace pisemne, wysyłam testy i martwię nie mniej niż oni. Sam zapis maili od moich podopiecznych lub ich rodziców (tylko z klas ósmych) zajmuje mi około dwóch godzin. Nie każdy ma Worda, dostaję więc pracę w pdf, rtc lub po prostu zdjęcia. Na nieedytowalnych plikach nie naniosę poprawek. Piszę je w innym dokumencie, co przy takiej ilości uczniów zajmuje ogrom czasu. A mam przecież jeszcze inne, młodsze klasy, których za nic w świecie nie chcę traktować z mniejszym zaangażowaniem.

Pracuję więc sporo. Więcej niż dotychczas. Może jak i Ty.

Jestem nauczycielem i mamą, i z własną pociechą też odrabiam lekcje. Obserwuję jak się rozwija, myśli, łączy fakty, głowi nad rozwiązaniem.

Jestem nauczycielem i być może Twoją sąsiadką. Nie musisz wypisywać na forach, że oto widziałeś mnie w sklepie, do którego poszłam, o litości, z własnym dzieckiem (które boi sie zostać samo w domu). Uszanuj moją prywatność! Czemu nie piszesz o innych, na przykład biegających namiętnie wbrew zaleceniom? Nie życzę sobie, byś komentował moje zachowanie, jeśli nie narusza ono w rażący sposób norm etycznych, których ja jako urzędznik państwowy  szczególnie muszę przestrzegać. O ile mi wiadomo, wyjście do osiedlowego sklepu (bo tylko do takich od ponad miesiąca chodzę, najrzadziej jak się da) do takich czynów nie należy.

Jestem nauczycielem i żoną. Mam życie osobiste i swoje problemy, podobnie jak Ty. Uczę, bo to moja praca. Takie mam obowiązki. I jako rodzic też pracuję ze swoim dzieckiem. I widzę ile rzeczy muszę robić z nim sama, a czym do tej pory zajmowała się szkoła, wyręczając nas – rodziców w wielu aspektach. To szkoła zapewniała edukację, zabawę, rozrywkę, wspomaganie i terapię. I opiekę często od świtu do późnego popołudnia.

Wiem, że czujesz się sfrustrowany. Może nawet już sobie nie radzisz w tej nowej rzeczywistości. Pamiętaj nauczyciel to też człowiek, często rodzic i doskonale wie, z czym zmagasz się każdego dnia. Nie jestem workiem treningowym, w który możesz walić bez opamiętania tylko po to, by sobie ulżyć.

Zanim więc wystosujesz do mnie maila pełnego złości strasząc dyrekcją, kuratorium czy ministrem edukacji, weź głęboki oddech, odłóż rękawice i przeczytaj ten tekst, a potem spójrz na swoje dziecko. Oboje chcemy jego dobra, Ty je kochasz, ja je uczę. Ja wykonuję moją pracę, w której Ty też możesz odnieść sukces, pomagając mi albo chociaż nie przeszkadzając i nie grożąc. Spójrz w lustro, zastanów się jak Ty możesz wpomóc swoje dziecko w tym przejściowym okresie, gdy mnie przy nim nie ma. I spróbuj docenić moją pracę, jeśli nie tą, którą wykonuję obecnie to chociaż tą sprzed kwarantanny, do której przecież kiedyś wrócimy. I nie narzekaj na obowiązek spędzania czasu z własnym dzieckiem. Przecież to nie kara! To Twoja latorośl. Kwarantannę potraktuj  jako kolejne doświadczenie. I nie zapomnij, że po drugiej stronie ekranu też jest człowiek.