Jak wychować sukcesora? Wychowanie dziecka w ogóle to wyzwanie, a co dopiero wychowanie sukcesora, który ma przejąć rodzinny biznes. Czy to w ogóle jest możliwe?
Zacznijmy od tego, czy to w ogóle jest… nasz cel? Często słyszę od właścicieli firm rodzinnych, którym urodziło się dziecko, że właśnie na świat przyszedł „dziedzic!” i to niestety nierzadkie zachowanie! Tak jakby było to oczywiste, że dziecko kiedyś przejmie zarządzanie firmą. Jest taki fragment w książce „Gucci. Prawdziwa historia dynastii sukcesu i upadku”, który opisuje narodziny dziecka Guccio Gucciego i moment, w którym założyciel modowego imperium daje do powąchania noworodkowi kawałek skóry. To gest, który ma wprowadzić nowonarodzonego członka rodziny w świat rodzinnego biznesu, związanego z produkcją luksusowych wyrobów skórzanych. Wiąże się to z tym, że dziecko w przyszłości „będzie prezesem”. Rozumiem te marzenia – w końcu chodzi o kontynuację dziedzictwa. Jednak naprawdę potrzebna jest ogromna uważność, by nie zrobić kliszy własnych marzeń i celów i nie przekładać ich na dziecko.
Zakładam, że szukamy odpowiedz na pytanie, jak to zrobić, by dziecko, jeśli wybierze drogę sukcesora, było do niej jak najlepiej przygotowane.
Wiesława Machalica, doświadczony psycholog rodzin biznesowych, ekspertka Instytutu Biznesu Rodzinnego pytana przez założycieli firm, co mają robić, by wychować następcę, mówi: najważniejsze jest wychowanie do samodzielności! Obserwując udane sukcesje mogę to tylko potwierdzić. Odpowiedzialność przejmują najczęściej te dorosłe dziś dzieci, które w dzieciństwie miały możliwość podejmowania własnych decyzji, a jednocześnie mogły poznać rodzinną firmę bez żadnej presji, że muszą ją kiedyś przejąć.
Lubię taki fragment z filmu „Jak wytresować smoka”, w którym jednym z głównych wątków jest relacja między młodym chłopakiem a jego ojcem, wodzem wioski – Stoickiem. Wódz zakłada, że jego jedyny syn stanie się jego następcą i dziedzicem. Ten jednak czuje, że nie pasuje do obrazu silnego wojownika, jakiego oczekuje jego ojciec. Ma ogromne wątpliwości, czy podoła i czy sprosta oczekiwaniom. A do tego czuje silną presję, słysząc od ojca: „Pewnego dnia zostaniesz wodzem. Tak silnym jak my wszyscy. Tak odważnym jak my wszyscy. Staniesz się najlepszym z nas.” Znam ten fragment na pamięć. Podczas naszego programu, managerskiego – Akademia Sukcesora, który prowadzi Agata Szymczak, edukatorka sukcesorów, oglądamy tę bajkę i większość sukcesorów natychmiast utożsamia się z emocjami, jakie w tej scenie ma młody Czkawka, czyli syn wodza. To niesamowite, jak szybko wczuwają się w sytuację bohatera i zauważają, że sami mierzą się dokładnie z tym samym, czyli z wielkimi oczekiwaniami i marzeniami, które często są pragnieniami nie ich, lecz ich rodziców.
Czyli samodzielność tworzy swoistą pewność siebie potrzebną do zarządzania firmą?
Tak! A do tego ta przestrzeń potrzebna jest, by dziecko miało pewność, że to jego autonomiczna decyzja. Kiedyś miałam bardzo ciekawą rozmowę z jednym z przedsiębiorców – ojcem, który pracował ze swoją córką. Zarządzała ona działem marketingu i była o krok od podjęcia decyzji o przejęciu zarządzania rodzinną firmą. Jej tata przyjechał do mnie porozmawiać o tym, czy mianować ją prezeską, czy też nie. A dylemat nie polegał na tym, czy córka ma odpowiednie kompetencje, bo miała świetne. Była bardzo dobrze wykształcona i przygotowana do przejęcia rodzinnego biznesu. Dylemat dotyczył tego, czy motywacja sukcesorki wypływa z tego, że ona naprawdę chce przejąć rodzinne przedsiębiorstwo, czy robi to dla ojca. Jest to ogromnie ważny i delikatny obszar – poznanie motywacji własnego dorosłego dziecka!
Wróćmy do wychowania! Jeśli dziecko rzeczywiście zacznie wykazywać zainteresowanie firmą? Kiedy i jak wprowadzać je w świat biznesu?
Już kilkuletnim dzieciom można opowiadać o firmie w sposób prosty i zrozumiały. Na przykład podczas rodzinnych obiadów można wspominać o tym, co działo się w firmie, ale nie przenosząc do domu problemów. Gdy dziecko słyszy codziennie, który klient nie zapłacił, że rentowność spada, że nie ma pieniędzy na opłaty, że jakiś pracownik zrobił to czy tamto, to firma kojarzy mu się później nie tylko z miejscem, które odbiera rodzica, ale też z miejscem pełnym problemów i trudności. Większość założycieli biznesów z lat 90. tak właśnie opowiadała o firmie w domu. Trudności, kłopoty, wyzwania. To słyszały dzieci, które dziś odmawiają zarządzania tymi firmami i nie ma co się im dziwić!
Często mówimy o tzw. „rozpieszczonych dzieciach” w zamożnych rodzinach. Jak tego uniknąć, kiedy mamy środki, by zapewnić dziecku wszystko?
Warto wprowadzać zdrową dyscyplinę i uczyć dzieci, że wszystko ma swoją wartość. Zamiast dawać dziecku wszystko, co zechce, dobrze jest pokazać, jak działa biznes, jak zarabia się pieniądze, skąd się biorą, jaką mają wartość.
Może to być w formie zabawy, kiedy dziecko jest małe – np. sklepik domowy – a z czasem można je angażować w drobne zadania w firmie. Świetnym przykładem jest sposób Sama Waltona, założyciela największej firmy rodzinnej na świecie – Walmart. Miał unikalne podejście do angażowania swoich dzieci w firmę, opowiada o tym w swojej autobiografii „Made in America” (w Polsce znanej jako „Amerykański sen”). Wierzył, że najlepszym sposobem, by dzieci zrozumiały wartości firmy i nauczyły się odpowiedzialności, było praktyczne uczestniczenie w jej codziennym życiu. Dlatego jego dzieci pomagały w różnych pracach w sklepach, dawał im zadania odpowiednie do ich wieku i umiejętności, dzięki czemu uczyły się pracy zespołowej oraz szacunku dla klientów i pracowników. To jednak nie wszystko, bo dzieci mogły też inwestować w jego nowe sklepy! Miał zwyczaj siadać z nimi w sobotę rano i przy śniadaniu opowiadał o tym, co dzieje się w sklepach. A potem rzucał pytanie: kto chce zainwestować w nowo otwierany sklep w Minnesocie. Wtedy mały Rob przyniósł skarbonkę i wyciągnął 30 dolarów, pytając, na ile to wystarczy?! Tata zainkasował te pieniądze, zapisał kwotę w żółtym notesie, po czym powiedział, że syn będzie miał w przyszłości większość udziałów w tym oddziale. Walton włączał go później w decyzje dotyczące działalności sklepu, co pomagało mu zrozumieć znaczenie odpowiedzialności finansowej i zaangażowania w rodzinny biznes.
To odpowiedzialne i ciekawe podejście! Choć zapewne nieczęste?
Jako ekonomista niestety często załamuję ręce widząc, z jak głębokim brakiem kompetencji finansowych mamy do czynienia w przypadku wiedzy dorosłych sukcesorów. Podczas jednej z edycji Akademii Sukcesora, Szymon Trzebiatowski, prowadzący edukację finansową został nazwany przez uczestników programu Kolumbem w dziedzinie finansów. To jest bardzo miłe, bo jest on świetnym ekspertem w tej dziedzinie. Jednak to pokazuje też, że naprawdę sukcesorzy często wypływają na nieznane wody. A to już nie jest dobry prognostyk do samodzielnego zarządzania firmą.
Ale to nie bierze się znikąd! Rodzice prowadzący firmę nie mając wystarczająco czasu dla swoich dzieci, często rekompensują im brak zaangażowania prezentami. Dzieci w takiej sytuacji mogą dorastać bez świadomości wartości pieniędzy i odpowiedzialności finansowej. To nie jest ich wina. To po prostu konsekwencja tej sytuacji, która niestety może prowadzić do problemów w dorosłym życiu, takich jak brak umiejętności zarządzania pieniędzmi. Nie twierdzę, że to zawsze jest źródłem braku wiedzy o finansach. Jednak bywa częstym.
A co z kompetencjami przedsiębiorczymi? Czy można je rozwijać u dzieci?
To wiąże się z częstym pytaniem o to, czy istnieje gen przedsiębiorczości. Rodzicom prowadzącym własne firmy wydaje się, że dzieci mają ich „geny” i to wystarczy. Ale tak nie jest. To nie wystarczy! Kompetencje przedsiębiorcze nie biorą się znikąd – są efektem doświadczeń i nauki. Dlatego warto angażować dzieci w sytuacje, w których mogą podejmować decyzje, choćby w małych sprawach, np. organizacja przyjęcia urodzinowego, udział w szkolnych projektach czy pomoc w rodzinnych inicjatywach. Ważne jest, aby pozwalać im na popełnianie błędów i wyciąganie wniosków. To buduje pewność siebie i umiejętność podejmowania decyzji, czyli kluczowe cechy lidera.
Czyli wychowanie sukcesora to psychologia rodzinna?
Wychowanie sukcesora to przede wszystkim wychowanie dobrego człowieka. Kiedy stworzymy zdrowe relacje oparte na zaufaniu, zrozumieniu i wzajemnym szacunku, prowadzenie firmy będzie naturalnym środowiskiem dla młodego człowieka.
W firmach rodzinnych sukces zaczyna się w domu – w rodzinie. Jeśli dziecko czuje się kochane, szanowane i wspierane, będzie miało solidne fundamenty, by stać się odpowiedzialnym liderem.
Dr Adrianna Lewandowska