– Przez 27 lat żyłam tak, żeby inni mnie akceptowali, zamiast żyć tak, jak naprawdę czułam, jakbym sama chciała. Dzisiaj spotykam mnóstwo takich kobiet, które boją się, że nie zostaną zaakceptowane takimi, jakimi są naprawdę, ze swoimi emocjami, słabościami, ale też mocnymi stronami. Ten lęk paraliżuje je przed zmianą – mówi Patrycja Załug autorka książki „Codzienne pewna siebie”, z którą rozmawiamy o tym, jak trudno nam zadbać o siebie, wsłuchać się w to, co nam w duszy gra.
Ewa Raczyńska: Pracowałaś w korporacji przez kilka lat, jak wtedy wyglądało twoje życie?
Patrycja Załug: To była moja pierwsza praca zaraz po studiach. Pracowałam tam przez sześć lat myśląc, że właśnie tak wygląda dorosłe życie. Nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak. Wydawało mi się, że lęk, który odczuwam codziennie, takie martwienie się o przyszłość, zastanawianie się, czy coś dobrze zrobiłam, nagłe poczucie winy, gdy wydawało mi się, że powiedziałam coś niefortunnie, świadczyło, że ze mną nie wszystko jest w porządku. Nieustannie myślałam o tym, że powinnam się bardziej rozwinąć, postarać. I byłam przekonana, że tak właśnie wygląda życie.
I widzę wiele kobiet, które tak myślą.
Przy czym część z nich jest w pierwszej fazie, kiedy nie uświadamiają sobie jeszcze, że ich życie może wyglądać inaczej. A część w drugiej, kiedy zdajemy sobie sprawę, że w ogóle możliwe jest inne życie. Że wcale nie musimy krytykować siebie tak bardzo, czy wymagać od siebie coraz więcej. Nagle rozumiemy, że mamy prawo do swoich potrzeb, że nie musimy robić co rano jedzenia swojemu mężowi, jak to robią inne kobiety.
Skąd w nas tyle lęków?
Odwołując się do własnych doświadczeń z mojej pracy w korporacji myślę, że to wynik bardzo dużego poczucia niepewności. Jesteśmy niepewni siebie, nie wiemy, czy możemy siebie w pełni pokazać, że może lepiej coś ukryć, udać. Nie pozwalamy sobie być sobą, bo boimy się, że a) – albo ktoś nas zrani, b) – ktoś nad odrzuci, wyśmieje. Stąd też takie chowanie się w tej firmie, w korporacji, wśród ludzi, z którymi się pracuje.
Widzę ulgę na twarzach kobiet, które przychodzą do mnie na warsztaty, kiedy słyszą, że inne kobiety też siebie krytykują, że mają na swój temat negatywne zdanie, że też czasami nie dają rady.
To dla nich znaczące odkrycie?
Oczywiście. Ponieważ często pozostajemy w zamknięciu, nie wychodzimy ze swoimi wątpliwościami, emocjami na zewnątrz, bo boimy się, że ktoś dojrzy, że nie jesteśmy idealne. Tym samym odcinamy się od możliwości zobaczenia, że to jest rzeczywistość wielu kobiet, że wiele kobiet porównuje się z innymi. Bo przecież jak ktoś otwiera Facebooka, i widzi te wszystkie wpisy, często myśli: „Ludzie to mają cudowne życie” i chociaż w rzeczywistości ono cudowne nie jest, to my mamy pretekst myślenia źle o sobie: „bo ja takiego życia nie mam”.
Poza tym kobiety cierpią nie dając sobie prawa do wyrażania swoich emocji, do pozwalania sobie na smutek, na zmęczenie. Nie mogę pokazać, że jest mi smutno, że sobie z czymś nie radzę, bo przecież wszyscy naokoło świetnie sobie radzą…
Ale jesteśmy w stanie się z tego wyrwać?
Zawsze następuje jakiś moment przebudzenia. I w przypadku każdej kobiety, co innego go wywołuje. Ale najczęściej jest to ktoś, kogo spotykamy na naszej drodze i kto żyje trochę inaczej niż my. To taki moment, kiedy zaczynamy widzieć, że można żyć inaczej. Pamiętam swoje doświadczenie, kiedy szukałam różnych metod własnego rozwoju, zaczęłam patrzeć na siebie inaczej i trafiłam na warsztaty tantry, które prowadziła nauczycielka znana na całym świecie. Byłam pod tak wielkim wrażeniem jej warsztatów, że podczas jednej z przerw podeszłam do niej i spytałam, czy ona czuje lęk w życiu. Odpowiedziała, że zasadniczo poza sytuacjami, gdy ktoś chce w nią wjechać autem, czy spotyka dzikie zwierzę na swojej drodze, to nie czuje lęku. Takiego lęku egzystencjalnego. Że nie martwi się o swoją przyszłość, nie myśli o tym, jak ją szef oceni, czy partner ją zostawi. Dla mnie wtedy to było olśnienie, bo zrozumiałam, że możliwe jest życie bez lęku o to czy jest się wystarczająco dobrą, bez strachu o przyszłość, ze możne żyć spokojnie.
Zauważam, że u bardzo wielu kobiet takim punktem przełomowym są warsztaty. Taka kobieta przychodzi i widzi, że możliwe jest inne podejście do siebie, że nie musi być dla siebie tak bardzo wymagająca. Doświadczam wielu wzruszających momentów. Kiedy na przykład siedzi przede mną zadbana piękna kobieta, która świetnie sobie radzi, pracuje, odnosi sukcesy. Patrzę na nią i myślę: wow jaka wspaniała. I potem ona zaczyna mówić o sobie i często to, co mówi jest niepojęte, ma tak wiele krytyki wobec siebie.
Co mówi?
Mówi, że jak patrzy na swoje koleżanki, które mówią, że coś zrobiły, to ona natychmiast porównuje się z nimi i myśli, że jest beznadziejna.
Bo nie wpadła, żeby też to zrobić?
Tak. I za tą myślą, uruchamia się cała lawina podobnych myśli: że w związku z tym ona się nie rozwija, że już niczego w życiu nie osiągnie, że inni osiągają sukces, ale ona nie.
Ona nie widzi tego, jak bardzo się stara, jak bardzo to przeżywa, jak wiele czuje lęku, jak bardzo sama od siebie zasługuje na to, żeby siebie przytulić, pomyśleć o sobie ciepło.
Robię takie doświadczenie, nazywam je „patrzeniem na siebie sercem”. Mówię: wyobraź sobie, że jesteś małą dziewczynką, co powiedziałabyś sobie dorosłej? Masz taką sytuację w pracy, że bardzo się boisz, że ciągle porównujesz się z innymi, że masz poczucie, że nie jest wystarczająco dobra. I co ty – dorosła, odpowiedziałabyś tej dziewczynce? Niesamowite, co się wtedy dzieje…
Płaczą?
Tak, często. Pamiętam taką sytuację, kiedy podczas warsztatów dziewczyna mówi, że tak trudno jej zaangażować się w trening, gdzie jednym z zadań było prowadzenie dziennika, by stać się uważną na siebie, przejmować kontrolę nad negatywnymi myślami, zauważać też to, co robimy dobrze, doceniać własne starania, budować poczucie własnej wartości. Więc ja mówię: „No dobrze, a gdyby to było tak, że musiałabyś zawieźć swoją córkę do szpitala i nie miałabyś pieniędzy, możliwości, to co? Dałabyś radę żeby stanąć na rzęsach i zawieźć ją?”.
I to jest perspektywa, która kobietom niesamowicie otwiera oczy, bo uświadamiają sobie, że potrafią dla wszystkich innych wyzwolić tę moc, którą mają, ale nie potrafią jej wyzwolić dla siebie. I tak zaczyna budzić się empatia do nas samych.
Tylko my nadal właściwie nie mamy dla siebie samych czasu…
Pamiętam historię ze swojego życia, kiedy nastąpił taki moment przebudzenia. Pracowałam jeszcze wtedy na etacie. Po pracy wracałam do domu i pierwsze o czym myślałam to: „co ja mogę wartościowego zrobić”. Tak jakbym nie widziała, że skończyłam ośmiogodzinny dzień pracy, gdzie towarzyszyły mi też trudne emocje… Żyłam tak z dobrych kilka lat, aż pewnego dnia przyszłam do domu, a w głowie znowu rozbrzmiewał mi głos, że nie powinnam leżeć, że nie mogę odpoczywać, tylko posprzątać, poczytać książkę, obejrzeć jakiś mądry film, żeby się rozwinąć. I pamiętam, że zrodził się we mnie bunt, coś we mnie krzyczało: „kto kurczę powiedział, że nie można leżeć?”. I natychmiast zobaczyłam obraz mojej mamy – cudownej kobiety, która całe życie się poświęcała, bardzo się starała, by wszystkim wokół było dobrze, ale nigdy nie usiadła, musiała zawsze coś zrobić.
Teraz, spotykając się z kobietami, staram się obudzić w nich świadomość, właśnie tę uważność na siebie. Mówię: zobacz najważniejsza rzecz jest taka, żebyś zaczęła obserwować jak ci służy to, co robisz? Bo my idziemy takim owczym pędem, pozostając w tych samych schematach, przekonaniach, powielamy te same wzorce, padamy na twarz wieczorem, jesteśmy wypalone, wcale nie szczęśliwe. I wydaje się nam, że tak musi być.
Ale czy zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy szczęśliwe?
U wielu kobiet musi przyjść kryzys, żeby takie przebudzenie nastąpiło. Czasami niestety jest to zdrada w związku, albo wypala się uczucie i mężczyzna odchodzi, czasami moment zwrotny to utrata pracy.
Pierwszą rzeczą jaką robię rozwojowo, to uczę kobiety uważności na siebie. Podpowiadam, żeby każdego dnia robiły sobie siedem stop klatek, czyli zatrzymały się siedem razy dziennie na jedną minutę pytając siebie, co czują, co myślą, jak się czują. To jest przedziwne, bo nagle okazuje się, że kobiety nie dają sobie samym nawet pięciu minut w ciągu dnia. Idziemy jak ten koń z klapkami na oczach. I nagle budzimy się w miejscu, kiedy właśnie odchodzi od nas partner, tracimy pracę, albo jesteśmy wypalone maksymalnie. Kiedy zaczynamy zatrzymywać się te siedem razy dziennie, dochodzą do nas emocje. I to jest bardzo trudne doświadczenie. Bo często przed tymi emocjami uciekamy, a nagle przychodzi nam się z nimi zmierzyć. Uciekamy od siebie w taką hiperaktywność, bo jest nam łatwiej posprzątać mieszkanie, niż usiąść, wsłuchać się w siebie i zdać sobie przykładowo sprawę: „kurczę ja nie czuję się dobrze w tym związku”.
Co wtedy możemy zrobić?
Jest taka najprostsza forma ćwiczenie, by przez 7 dni praktykować uważność na siebie, w ten sposób, że gdy poczujesz się gorzej, spytaj siebie, czego naprawdę chcesz.
Pamiętam sytuację, kiedy szłam do radia i było we mnie mnóstwo lęku przed takim wystąpieniem publicznym. Zapytałam siebie, czego potrzebuję, żeby poczuć się swobodnie, puścić to napięcie. Wtedy uświadomiłam sobie, żeby niezależnie od tego jak mi pójdzie, nadal chcę siebie lubić i kochać, bez względu na to, co inni będą mówić.
To była trudna praca ze swoim wewnętrznym dzieckiem, które było przerażone i bało się, że je odrzucę, jeśli coś mi się nie uda. To był moment, kiedy zobaczyłam, że już niczego się nie boję, kiedy doszłam do bezwarunkowej akceptacji siebie, wiedziałam, że będę potrafiła siebie wspierać, dostrzegać własne starania, widzieć to małe dziecko, które dużo z siebie daje, ale jest przerażone, jak ja je potraktuję.
To kompletnie zmieniło moje życie. I widzę, kiedy do kobiet dociera, że ten lęk, który jest w nich, nie jest powodowany obawą przed oceną innych. Za każdym razem, kiedy pracuję z kobietami, na końcu okazuje się, że one nie boja się przykładowo usłyszeć kilku przykrych słów od koleżanki z pracy, one boją się tego, że same o sobie w taki przykry sposób pomyślą.
I kiedy widzą, że to lęk przed samą sobą je paraliżuje, rozumieją, że wystarczy, że zaczną inaczej o sobie myśleć, akceptować siebie, mówić do siebie dobre rzeczy, by przejść na tę jaśniejszą stronę i wtedy naprawdę… mogą wszystko.
PATRYCJA ZAŁUG – pierwsza w Polsce dyplomowana trenerka specjalizująca się w temacie kobiecej pewności siebie. Przez ostatnie 7 lat pomogła ponad 2000 kobiet wzmocnić się, uwierzyć w siebie i poczuć się pewnie, w życiu i w biznesie. Absolwentka studiów trenerskich w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej i Laboratorium Psychoedukacji oraz Szkoły Coachów Grupy Trop i Uniwersytetu Marii Skłodowskiej Curie na wydziale prawa.
Od 7 lat z sukcesem prowadzi własny biznes ucząc kobiety przedsiębiorczości i autentycznej kobiecej pewności siebie w życiu i w biznesie. Współzałożycielka Akademii Kobiet Sukcesu oraz Szkoły Liderek, interdyscyplinarnego studium przedsiębiorczości, które ukończyło już 60 kobiet sukcesu, dziś prowadzących własne biznesy.
Autorka projektu „Codziennie Pewna Siebie”, w ramach którego prowadzi warsztaty, treningi dla kobiet oraz fan page pod tym samym tytułem odwiedzany przez ponad 21 tyś. osób. To właśnie te warsztaty stały się inspiracją do powstania jej najnowszej książki „Codziennie Pewna Siebie. 8-tygodniowy trening budowania pewności siebie dla kobiet”, która ukazała się w księgarniach w całej Polsce nakładem Wydawnictwa Edipresse Książki. Prowadzi indywidualne i grupowe szkolenia dla kobiet z budowania pewności siebie, także w wystąpieniach publicznych. Posiada prestiżowy tytuł Competent Communicator oraz Competent Leader nadawany przez Toastmasters International. W Radio KOLOR prowadzi autorską audycję „Liderki Uśmiechu”. Autorka książki „100 pomysłów jak być dla siebie dobrą”. Miłośniczka medytacji Vipassana, którą regularnie praktykuje.
Jako ekspertka wypowiadała się m. in. dla Polast News, Radia Kolor, Polskiego Radia, Radia Chili Zet, Pracuj.pl, Magazynu Coaching, Magazynu Vita, Poradnika Domowego, Olivii.
Znajdziecie ją na: www.codzienniepewnasiebie.pl, www.kobietyisukces.pl, i FB