Słynie z kontrowersyjnych opinii, zwłaszcza tych na temat mężczyzn. Uważa, że faceta można wytresować, a w walce o męską uwagę zawsze wygrywa najkrótsza mini. Mówi o sobie: „Z powodu bycia malarką portrecistką i posiadania swoistej nadwzroczności, widzę znacznie więcej niż inni”*. Z Hanną Bakułą rozmawiamy o kobietach – czy nadal chcemy być zdobywane i wiagrostaruszkach, którzy jako nieliczni potrafią jeszcze flirtować.
Ewa Raczyńska: Na rynku ukazała się gra karciana „Kuchnia i seks – flirt towarzyski”, której jest Pani pomysłodawczynią. Skąd pomysł na tę grę? Czy my już nie umiemy flirtować?
Hanna Bakuła: Tak się składa, że do flirtowania potrzebne są dwa obiekty erotyczne i tu jest pewien problem, bo mężczyźni nie tracą już czasu na flirt. Dzieje się tak, ponieważ obecnie jest dość duża łatwość dostępu do kobiet bez flirtowania. Kobiety stały się łatwe, seks nie stanowi tabu żadnego. Przystojny mężczyzna nie musi się w ogóle starać o kobietę. No, chyba, że jest to wyjątkowej urody córka miliardera.
„Flirt towarzyski” jest wzruszającym ukłonem w stronę czasu, kiedy mężczyźni zalecali się jeszcze do kobiet, czego już niestety nie robią. Chyba, że są studentami wydziałów humanistycznych lub młodymi poetami.
„Flirt towarzyski” napisałam, aby przypomnieć że coś takiego jak flirt w ogóle istniało. Stworzyłam go z Pawłem Lorochem – świetnym dziennikarzem kulinarnym. Okazuje się, że wszelkie określenia kuchenne mogą mieć dwuznaczne, w tym erotyczne znaczenie, jak choćby „Czy lubisz zimne nóżki?” albo „Suflet ci opadł”. Ta gra ma bardzo duże zabarwienie emocjonalno – erotyczne.
Kiedyś mężczyźni zdobywali kobiety flirtując z nimi bez potrzeby używania kart.
Flirt nie służył tylko do zdobywania kobiet, był raczej sposobem na męską autoprezentację. Mężczyzna pokazywał, że jest mega inteligentny, finezyjny. Ale teraz nie ma to już żadnego sensu, bo dzisiaj facet musi pokazać, że ma mieszkanie i dostęp do konta. Kobietom teraz najmniej chodzi o intelekt. I tu też tkwi tajemnica powodzenia staruszków-wiagruszków. Ci starsi panowie flirtują, zalecają się, prawią komplementy, a 30. lat młodsze dziewczynki łapią się na to i potem mają takiego dziadka.
Ta stara szkoła flirtu w ich przypadku się sprawdza. Nie potrzebują kasy na koncie?
Wystarczy, że jest podstarzałym znanym reżyserem, z dawnych lat. Dziadek, który jest nikim, musi mieć konto, dziadek mądry konta mieć nie musi.
Wystarczy, że umie flirtować?
Komplementy, drobne prezenty, romantyzm, znajomość budowy ciała kobiety – bo dziadek wie, gdzie kobieta ma łechtaczkę, a jego wnuk już niekoniecznie. To wystarczy, żeby kobiety wchodziły w takie związki.
A młodsi, choćby po trzydziestce? Pani zdaniem zupełnie nie flirtują?
Kiedyś kobiety 40-letnie były babciami i nie flirtowały, bo nie wypadało. Kobiety dopiero ostatnio zdobyły się na zryw istnienia po 50-tce, a teraz już i po 60-tce – ta granica się przesuwa. Choć chciałabym nadmienić, że granica męska przesunęła się do 90. lat z hakiem. Mężczyźni uważają, że są piekielnie atrakcyjni i mogą flirtować aż do śmierci, czego im serdecznie życzę.
A z drugiej strony nie sądzę, żeby bardzo młode osoby chciały tracić czas na flirtowanie, skoro można wydzwonić seksualnego partnera, który się pojawi za 15 minut w naszym domu. Więc po co flirtować? Znam wiele osób korzystających z portali, za pośrednictwem których można umówić się na seks. Byłam świadkiem, jak jeden z moich kolegów przez taki portal dowiedział się, że 300 metrów od jego domu jest chętna do prokreacji samiczka. Po wymianie kilku zdawkowych pytań typu: „Co cię kręci”, jechał do niej i ona od razu szła z nim do łóżka.
A my mówimy, że niby chcemy być zdobywane…
Ja to jeszcze byłam zdobywana. Jako młoda dziewczyna dostawałam maskotki i kwiatki. Nie było wtedy SMS-ów. Miałam adoratora, który codziennie pisał do mnie list i wysyłał go pocztą. A ja codziennie czekałam na listonosza.
Jeżeli chcemy być zdobywane, nie możemy być aż tak łatwe. Bo nikt nie zdobywa otwartej furtki. Myślę, że zdobywa się wyjątkowo mądre i atrakcyjne dziewczyny, które nie są aż tak chętne, żeby iść do łóżka i chętne do tego, by mężczyzna je lekceważył. Uważam, że młode dziewczyny – im obszerniejszy jest portfel faceta, tym mniej się szanują. One się nie cenią, one sobą handlują. Cenienie się jako obiekt erotyczny nie polega na handlu To są metody muzułmańskie: jak się ma dużo kasy, to się żonę kupuje. Natomiast jak się nie ma kasy, to używa się portali randkowych i bez żony też można sypiać z kimś codziennie i kto wie, czy nie fajniej, bo bez zobowiązań.
Co by Pani poradziła młodszym dziewczynom?
Powiedziałabym, że trzeba bardzo o siebie dbać, dobrze wyglądać, dużo wiedzieć i dużo czytać, by być interesującą osobą nie tylko ze względu na mini, w której występujemy. Ale jest pewne ryzyko, bo konkurencja czuwa. Co z tego, jeśli pani nie będzie łatwa, a wszystkie koleżanki będą. I co, jak pani powie „nie”, a obok będzie stała kolejka dziewczyn, które powiedzą, że one i owszem „tak”. Jeżeli brak wielkiej miłości, to po prostu tego typu zaloty nie mają sensu.
Problem tkwi chyba jeszcze w czym innym, dajemy się łatwo zdobywać, bo boimy się stygmatu „starej panny”.
To nie tak. „Stara panna” to nie stygmat – a jednak dziewczyny tak uważają. Jeżeli wszystkie nie weźmiemy się do roboty i nie przestaniemy potępiać koleżanek, które są same, to nic się nie zmieni. Ja jestem singielką, miałam czterech mężów, znakomicie sobie radzę z mężczyznami, niemniej jednak uważam, że nie ma takiego mężczyzny, z którym chciałabym być w tej chwili, więc jestem sama.
Ale my swojej wartości szukamy jednak w oczach mężczyzny. Szukamy tego jedynego, byle szybciej z nim być…
Jeszcze on musi chcieć… Rada jest taka, żeby zdawać się tylko na siebie, liczyć tylko na siebie, przejmować się tym, co my myślimy, dbać wyłącznie o siebie, nie być żadną mamuśką jak mamuśka, nie być przyjaciółką, dobrą koleżanką i raczej wymagać, niż dawać. Bo ja z doświadczenia wiem, że w wyścigu o faceta, który nie jest w nas zakochany, wygrywa zawsze najkrótsze mini.
Prawdziwe niestety…
Jak byłam młoda, a właściwie jeszcze kilka lat temu, wydawało mi się, że jeśli pokażę się jako inteligentny człowiek, będę mądrzejsza od mężczyzny, albo tak mądrą jak on (w jego pojęciu), to ten on się we mnie zakocha. A jest wręcz odwrotnie – to odstrasza. Kobiety powinny pamiętać, że one zawsze powinny być mniej bystre od mężczyzny, bo oni nie chcą mieć do czynienia z kobietami, które mogą ich w jakikolwiek sposób weryfikować. Dlatego dziewczyny: założyć najkrótsze mini świata, szpilki, pomalować usta, udawać niemowę i mamy powodzenie, jak w banku. A potem, jak już usidlimy faceta, możemy pomaleńku wprowadzać elementy równości płci na naszą korzyść oczywiście. Ale na początku to nie ma najmniejszego sensu, bo i tak nikt się na nas nie pozna. Chyba, że staruszek, jeżeli się lubi przygłuchych, siwych lub łysych facetów, to jest to idealny sposób. Dziadek doceni, zaflirtuje i nawet kupi fiołki.
*cytat z książki Hanny Bakuły: „Jak zostać ogierem na całe życie”