Go to content

Dwa razy w życiu byłam w sytuacji, kiedy musiałam podjąć bardzo trudne decyzje, postawić wszystko na jedną kartę

Arch. prywatne
Umówić się z Anią, autorką bloga What Anna Wears, jest dość trudnym zadaniem, ponieważ podróżuje między Polską, Bali, Marokiem i kolejnymi kilkunastoma krajami. W chwili, kiedy to czytasz jest zdaje się w Kuala Lumpur, a na pewno była tam wczoraj. Spotkaliśmy się w samym centrum Warszawy niedaleko miejsca, w którym mieszka. Wszystko dlatego, że niedługo potem biegnie na kolejne spotkanie, potem na sesję, nagranie, itd. Kiedy jest w Polsce nadrabia zaległości i Jej dzień jest wypełniony zajęciami po brzegi. Zawsze znajdzie jednak czas, żeby pobiegać.
Kamil Wiśniewski: Pojawiłaś się na okładce JOY’a. Ile czasu zajmuje droga od założenia bloga do okładki popularnego magazynu?
Ania Skura: U mnie było to pięć lat. Bloga założyłam w 2011 roku, ale nie liczę tych pierwszych sześciu miesięcy…

Nie miałaś kryzysu właśnie po tych sześciu miesiącach? Nie ukrywam, że ja się z takim zmagałem. Niby miałem przekonanie, że przygotowuję niezłe treści, ale liczba czytelników rosła dość wolno.

Oczywiście, że miałam! Musisz sobie zdać sprawę, że każdy musi sobie wydeptać tę ściężkę. Nic nie spada z nieba samo 🙂 Mój blog na full zaczął „żyć” po trzech latach. I nie ma tu, ani żadnego mechanizmu, ani żadnej prawidłowości.

Arch prywatne

Arch prywatne

To się wiązało z jakimś wydarzeniem, konkretną kampanią, czy przyszło nie wiadomo skąd?

Tak, ale było to związane paradoksalnie z moimi personalnymi projektami, które stworzyłam. Najpierw przy okazji mojego udziału w maratonie w Gambii i African Road Trip, który organizowaliśmy z HollyCow, przejeżdżając busami Afrykę Zachodnią od Maroko do Gambii. A następnie po zdobyciu Kilimandżaro. Przy okazji wszystkich tych projektów towarzyszyli mi partnerzy, ale w przeciwieństwie do standardowych sytuacji, to nie oni generowali pomysły na akcje.

To potwierdzasz zdanie Michała Szafrańskiego z bloga Jak Oszczędzać Pieniądze, który postuluje głównie tego typu współpracę.

Jak jesteś kreatywny, to nie widzę powodu, żebyś czekał. Zwykle nawet najlepsze propozycje nie są tak dobre jak te, które sam sobie wymyślisz i wygenerujesz. Raczej mało kto wpadnie na pomysł wysłania blogerki na Kilimandżaro na pierwszą dla niej tego typu wyprawę.

Jaki jest następny krok Twojej medialnej obecności? Co pojawi się po JOYu? W telewizji już występowałaś. Własny program?

Własny program? Chyba nie, choć nigdy nie mówię nigdy… Kiedyś myślałam, że to jest absolutny szczyt marzeń, niesamowity wzrost popularności, większa rozpoznawalność… Teraz to się zmienia. My „narodziliśmy” się w Internecie i tu najlepiej się czujemy, zresztą to tu chcą nas widzieć nasi czytelnicy.

Arch. prywatne

Arch. prywatne

Słuchasz opinii swoich czytelników? Znasz ich?

Dostaję od nich niesamowitą ilość wiadomości na Facebooku i Snapchacie. Do tego dochodzą komentarze. To na pewno nie są dziewczyny w wieku 13-15 lat, co wcale nie jest takie oczywiste, bo blogi przyciągają wiele takich czytelniczek. U mnie są to raczej kobiety od 18 do ok. 30 roku życia. To, co je wszystkie łączy, to silniejsza lub słabsza chęć zrobienia czegoś dużego w swoim życiu. A ja… im tego nie utrudniam. Wręcz przeciwnie. Staram się je lekko do tej decyzji zbliżyć. Motywować je. Pokazuję im, że stagnacja w życiu nie jest jedynym wyborem. A droga do ich szczęścia nie jest zawsze taka sama. Nie ma schematu, do którego każda z nich ma się dostosować. Powiem więcej, ta droga jest nawet znacznie ważniejsza, niż sam jej cel, bo kroczenie nią pokazuje im, że wszystko jest w ich rękach. One są kapitanami swojego okrętu. Sama dwa razy w życiu byłam w sytuacji, kiedy musiałam podjąć bardzo trudne decyzje, postawić wszystko na jedną kartę. I wiem, że to są bardzo trudne wybory. Przecież, gdybym wtedy wiedziała, że dzięki tamtym decyzjom, po kilku latach, będę w tym miejscu, gdzie jestem teraz, to byłaby łatwizna.

Masz dowody na to, że Twój wpływ na kobiety, które inspirujesz, zmienił ich życie?

Tak! I to całkiem sporo. Nie ograniczają się jednak tylko do relacji „po”, ale często radzą się przed podjęciem jakiejś decyzji. Kiedyś dość długo rozmawiałam z jedną dziewczyną, która miała okazję na roczny wyjazd do Australii, ale miała też wiele obaw. Związanych chociażby z rozłąką z bliskimi. Ostatecznie zdecydowała się na niego, jest w Australii i jednego dnia napisała, że jest mi wdzięczna za to, że tak ją przekonywałam. Inna historia dotyczy dziewczyny, która organizowała bieg charytatywny, na którym pojawiłam się tuż po przylocie z Gambii.

Ania1

Arch. prywatne

Nie miałyśmy kontaktu przez kilka miesięcy, aż któregoś dnia napisała, że po rozmowie ze mną namówiła swojego męża i wyjechali na rok do Wietnamu. Takich historii jest, jak mówiłam, sporo i dają mi one rzeczywiste spełnienie oraz satysfakcję. Kiedy zakładałam bloga, wydawało mi się, że inspiracja jest wtedy, jak założę jakąś bluzkę i jakaś dziewczyna ubierze taką samą. Teraz wolę, kiedy wyjdzie na dwór pobiegać. Nie chcę, żeby to zabrzmiało zbyt górnolotnie, ale zmiana życia moich czytelnicze na lepsze, dzięki mojemu blogowi, daje mi największą satysfakcję.

Jakie masz plany na przyszłość?

Nie wiem dokładnie, co to będzie. Na pewno ciągłe podwyższanie poprzeczki. Szeroko pojęty sukces, ale nie wiem, czy to będzie kolejna okładka, czy może bardziej rozumiany jako zdobycie kolejnego szczytu, czy przebiegnięcie 100 km w ultramaratonie.

Chciałaś też przebiec siedem maratonów na siedmiu różnych kontynentach…

Tak. Na razie mam cztery. Zostały mi Australia, Ameryka Południowa i Antarktyda.

Maraton na Antarktydzie mnie bardzo interesuje…

A to jest najtrudniejszy cel do osiągnięcia z tych siedmiu. Miejsc w biegu jest ok. 70 i możesz na nie czekać nawet 5 lat. A jak już Ci się uda zdobyć upragnione miejsce, warto mieć wolne 50 tys. złotych na opłacenie całego tego pomysłu.

Ile?!

50 tys. Sama logistka związana z tym biegiem jest bardzo droga. Może się przecież okazać, że staniesz na starcie, a pogoda nie pozwoli Wam ruszyć z miejsca przez dwa tygodnie.

Kiedy zakładałaś bloga, miałaś taki plan „na wypadek jakby…”. Pracowałaś.

To prawda. Pracowałam na etacie i tworzyłam bloga, ale na dłuższą metę tak się nie dało. Przy tylu godzinach w pracy nie byłabym w stanie tworzyć wysokiej jakości treści – tekstowej i zdjęciowej. Generalnie bez poświęcenia się czemuś w 100% szansa na sukces nie jest duża. Zwłaszcza w projekcie, który jest długoterminowy.

Arch. prywatne

Arch. prywatne

To jak to sobie wszystko zorganizowałaś?

Odeszłam z pracy i zostałam freelancerką. Udało mi się zdobyć kilka zleceń i zajęłam się nimi. Taka organizacji pracy miała jedną podstawową przewagę – pozwalała mi na elastyczne układanie swojego dnia. Dzięki temu zauważyłam, że przełożenie na bloga jest niesamowite. Zaczął rozwijać się bardzo szybko i zauważyłam to już w pierwszym miesiącu. Z czasem zaczęłam rezygnować z poszczególnych zleceń.

Ty już w zasadzie nie masz bloga tylko modowego. On opowiada o tym, jak dobrze żyć. Nie znajduję w polskim języku lepszego określenia, niż angielskie „well being”.

Trochę tak jest, ale moda nadal jest jego częścią, i podstawą, z jakiej wyrósł, dlatego tego typu publikacje nadal się na nim pojawiają. Mają jednak inny charakter. Są skierowane do ludzi aktywnych, podróżujących, którzy nie chcą w czasie wędrówek mieć na sobie ciężkich traperów i wojskowych spodni. To moda ludzi aktywnych.

Masz hejterki?

Nie, raczej nie. Przez chwilę, może mało skromnie, myślałam, że to jest wszystko zależy od tego, jaką się jest osobą. Jeżeli jest się szczerą, miłą, otwartą, to nie ma powodów, żeby kogoś to drażniło, ale potem zobaczyłam z czym styka się Ewa Chodakowska i nie mogłam tego totalnie zrozumieć.

Fakt. Ludzie potrafią ją atakować w sposób tak ordynarny…

Niestety. A to jest przecudowna, pełna pasji kobieta, która daje innym tak wiele.

Może to jest po prostu kwestia zazdrości?

Być może. Z czasem pomyślałam nawet, że jak się nie ma hejterów, to źle o Tobie świadczy, ponieważ jest się dla odbiorców jałowym, bez wyrazu. A teraz? To cudowne uczucie, kiedy mam pewność, że jeśli u moich czytelników i obserwatorów nawet pojawia się zazdrość, to raczej w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Powiedzmy, że to zazdrość inspirująca. Cieszą się czyimś szczęściem, inspirują się nim, biorą z niego coś dla siebie. To jest niezwykle budujące.

Co byś robiła, jakbyś nie mogła prowadzić bloga?

Szczerze mówiąc w ogóle o tym nie myślę. Trudno mi jest sobie wyobrazić teraz taką sytuację. Jeśli już musiałabym wskazać, co jest moim planem B, to firmę, którą prowadzę z mężem – Holly Cow, która organizuje wyjazdy do wielu bardziej lub mniej egzotycznych miejsc na całym świecie. Prosperuje bardzo dobrze. Mamy też w związku z nią bardzo wiele planów na przyszłość. Poza tym nie wierzę w wieszczony „koniec blogów”. Nie wyobrażam sobie, że kreatywni blogerzy będą zmuszeni zamykać nagle swoje serwisy. Potrafią szybko dostosować się do zmieniającej się rzeczywistości. Zawsze mogą przeobrazić bloga w portal, ale innych pomysłów jest przecież mnóstwo. Inna rzecz jest taka, że mam niewiele znajomych w blogosferze. Nie śledzę namiętnie tego, co się tam dzieje. To mi zresztą pomogło w sytuacji, kiedy miałam kryzys, czy to co robię, ma sens. Przestałam oglądać się wokół i skupiłam na sobie. To był klucz do sukcesu.

Wiem, że kochasz podróżować i nie możesz wysiedzieć na jednym miejscu dłużej. Jesteś częściej w Polsce, czy poza nią?

Statystycznie, mniej więcej, jestem tak samo długo tutaj, jak i poza granicami kraju. Zwykle spędzam miesiąc w Polsce i wyjeżdżam na taki sam okres. Szczęśliwie nie jest też tak, że nie widzimy się z mężem przez ten czas, kiedy jestem w Polsce. Czasem przyjeżdżamy tutaj razem. Poza tym mam wrażenie, że czas dla siebie samego, jest zdrowy dla związku.

Jest jakaś podróż, której nie chciałabyś odbyć kolejny raz? Jakaś destynacja, którą wolisz omijać szerokim łukiem?

Nie. Chyba nie. Nie przepadam za Chinami. Nie jest to najbardziej przyjazny kraj dla turystów, a jego mieszkańcy są zamknięci i niezbyt przyjaźni. Nie mówię, że nigdy tam już nie pojadę, ale nie jest to miejsce, do którego wracałabym ochoczo. Drugim jest Brazylia, która jest po prostu niebezpieczna. Problemem są owady, których ukąszenie jest wyjątkowo kłopotliwe. No i panuje tam dość medialny teraz wirus Zica. Poza wszystkim Brazylia jest bardzo droga. Zawsze można pojechać do Azji, która jest co najmniej równie piękna, a przy tym bezpieczniejsza i bardziej przyjazna.

Jak Polacy są odbierani za granicą? W miejscach, gdzie Ty jeździsz?

Nie spotkałam się z ani jedną negatywną opinią na temat Polaków.  W Azji standardem jest mylenie Polski z Holandią., a kiedy udaje nam się wytłumaczyć, że to nie to samo, widzimy lekki zawód J Drugim krajem, jaki się nam przypisuje, jest oczywiście Rosja. Ale to jest typowe na całym świecie.

Arch prywatne

Arch prywatne

Załóżmy, że musisz się przeprowadzić do innego niż Polska kraju? Na który byście się zdecydowali?

O tym akurat często rozmawiamy. Były okresy, kiedy mieszkaliśmy dłużej w Maroku i na Bali, ale moje dotychczasowe życie pokazało, że najlepszą sytuacją jest taka, która pozwala zachować balans. Mam to szczęście, że mogę być w kilku miejscach i czuć się tam dobrze. Jednego dnia jest to Bali, a innego centrum Warszawy i spotkanie z Tobą na kawie. Mój mąż przebywa dłużej poza Polską niż ja i trochę mi tego zazdrości, kiedy mogę tu przyjechać, jeść polskie posiłki, mieć kontakt z inną cywilizacją. Balans jest bardzo ważny. Nawet raj może się znudzić. Będąc tam, mogę nabrać niesamowitego dystansu do tego, co się dzieje w Polsce. I odwrotnie. Przebywając w Polsce mogę się spotkać ze rodziną i znajomymi. Mogę też pracować. W końcu moi czytelnicy są stąd.

Poza tym dzięki podróżom możesz realizować jedną ze swoich pasji w tylu różnych miejscach… Chodzi oczywiście o bieganie. Kiedy przebiegłaś swój pierwszy maraton?

Trzy lata temu, w Warszawie.

Przygotowywałaś się z kimś? Ktoś Ci pomagał?

Nie. Nawet nikomu nie powiedziałam, że zamierzam wystartować. Miałam za sobą półmaraton i byłam ciągle w treningu, dlatego stwierdziłam: dlaczego nie? Przebiegnięcie maratonu było dla mnie symbolicznym przesunięciem swoich granic.

Który z nich był najtrudniejszy? Ten w Azji?

Chyba tak. Tam powietrze jest niesamowicie zanieczyszczone. Dodatkowo maraton odbywał się nocą, co było dla mnie nowym doświadczeniem. No i organizatorzy się lekko pomylili wydłużając trasę o 7 km.

Jak to o 7 km?

Nie wiem J Po prostu się pomylili. Przez to zamiast kończyć bieg o 6 rano, skończyłam przed 7 rano. Gambia też była trudna, bo temperatura tam panująca jest niewyobrażalna. Każdy bieg rodzi inny rodzaj trudności.

Co potem? Trzy maratony na kolejnych trzech kontynentach?

Na pewno. A poza tym? Może 260 km biegu po pustyniach? To jest moje wielkie marzenie, ale nie wiem, czy osiągalne.

A czy kiedyś Twoim tempem będzie kiedyś zwolnienie tempa?

Pewnie tak, ale nie wiem kiedy J Pamiętaj też, że ja pracuję bardzo intensywnie głównie, kiedy jestem w Polsce, dlatego umówiliśmy się tak wcześnie. Kiedy jestem na Bali częściej wypoczywam. Wiem, jak regeneracja jest ważna. W końcu muszę odpocząć przed kolejnym biegiem. Tym z metą i tym zawodowym.


 

Ania7Anna Skura – ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku. Karierę zawodową związała z modą i marketingiem. Była m.in. PR managerem DeeZee. Kilka lat temu założyła bloga modowego – What Anna Wears, który z czasem stał się stroną, na której czytelnicy mogą odnaleźć mnóstwo inspiracji podróżniczych i żywieniowych. Czas dzieli między Polską, Bali i innymi egzotycznymi zakątkami świata. Teraz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich blogerek. Wraz z mężem prowadzi firmę Holly Cow, która organizuje wycieczki do miejsc, które sama odwiedza, m.in. na Bali, do Kambodży i Tajlandii, czy do Stanów Zjednoczonych. A od niedawna, wraz z firmą Marka Kondrata, do Włoch i Hiszpanii, gdzie uczestnicy podążają winnym szlakie