Baby jednak są jakieś dziwne. I mówię to z pełną świadomością jako przedstawicielka tej piękniejszej płci. Nie chodzi mi wcale o wydawanie ogromnych pieniędzy na ciuchy, bieliznę i kosmetyki. Jak dla mnie nic, co gwarantuje nam dobre samopoczucie, nie jest wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Problemem jest raczej nie poniżanie i ciągła krytyka drugiej kobiety. Wymagamy od facetów świetnego traktowania, adoracji i akceptacji. Czy nie powinnyśmy zacząć od szacunku do swojej „siostry”?
Jako mała dziewczynka ciągle słuchałam o „solidarności jajników”. Wiecie, co tygodniowe spotkania mamy i jej przyjaciółek były dla mnie nie lada gratką. Byłam jedynym dzieckiem, a do tego dziewczynką. Jedna z przyszywanych ciotek na pytanie, o co tak właściwie chodzi z tymi jajnikami odpowiedziała, że boleśnie dowiem się jak dorosnę. No i się dowiedziałam. Nie myliła się nawet co do boleści, choć ostatnio wyznała, że miała na myśli bardziej okres. Zamiast solidarności poznałam zawiść. Faceci mają rację – synonimem słowa „zawiść” zaraz po „polak” jest „kobieta”.
Nigdy nie byłam najpiękniejszą laską w grupie. Nadrabiałam za to uśmiechem i pasją, przez co na zainteresowanie płci przeciwnej nie mogłam narzekać. Kiedy zaczęłam pracę w dość męskim świecie sportu, na wszystko musiałam pracować dwa razy ciężej niż panowie. Ale wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadzało. Kochałam tę robotę. Aż w końcu pewnego cudownego dnia dowiedziałam się, że kolejny sukces odniosłam przez łóżko. Nie musiałam długo szukać odpowiedzialnej za tą informację. Weszłam w całe środowisko nad wyraz szybko i łagodnie. Nie traktowałam sportowców jak narodowych bohaterów, ale jak zwykłych ludzi. To był mój klucz do sukcesu, wcale nie łóżko. Ono mogłoby się okazać niezbyt dobrym wyjściem, bo moje ciało od sportowego odbiega dość znacznie. To była pierwsza sytuacja, w której poznałam tą „solidarność jajników”.
Mijały lata, a ja przyzwyczajałam się do coraz to nowszych plotek na swój temat. Co ciekawe, nigdy nie wypuszczanych w świat przez facetów. Ja wiem, my kobiety uwielbiamy plotkować. Taka nasza natura. Kochamy gadanie o nowych fryzurach, paznokciach, facetach. Jednak ponad wszystko, kochamy moment w którym tematem naszego sabatu staje się nieobecna wśród nas koleżanka. Zwłaszcza, gdy możemy powiedzieć o niej coś niezbyt miłego. Zgadłam?
Plotkarstwo to tylko jedna z tych wkurzających cech, których nigdy nie uda nam się wyplewić. Jest jeszcze cudowna siostra – zawiść. Kiedy poznałam mojego obecnego faceta, był w fazie rozwodu. Naprawdę się zakochałam, być może pierwszy raz w życiu. Ani środowisko sportu, ani muzyki w którym poprzednio pracowałam, nie było zbyt dobrym miejscem na rozwój prawdziwego uczucia. Być może właśnie dlatego z taką radością rozpoczęłam nową, wspólną drogę z przystojnym blondynem. Nic nie może jednak być idealnie, prawda? Razem z facetem, zyskałam wierną fankę, nabijającą wyświetlenia na wszelkich portalach społecznościowych. Niejednokrotnie ona wie lepiej, co się u mnie dzieje niż ja sama. Nowy komentarz od kolegi pod zdjęciem na Instagramie? Mam romans, a on koniecznie musi o tym wiedzieć! Nigdy nie czułam się tak osaczona.
Rozstania są trudne, szczególnie w długich związkach. Rozumiem, naprawdę. To, czego nie potrafię pojąć to kurczowe trzymanie się przeszłości. Nie wyszło, pora ruszyć dalej. Wina zawsze leży po obu stronach, nawet gdy wolisz grać ofiarę. Swoją drogą, to bardzo wygodne. Nie musisz się wtedy starać. Wystarczy, że całej swojej rodzinie powiesz, że on zdradził, wykorzystał i porzucił, a następnie osaczysz jego rodzinę, której wcześniej nienawidziłaś. No i przy okazji jego nową dziewczynę. Zamiast rozpocząć życie od nowa, tkwisz w zawieszeniu. Wszyscy się nad tobą litują, a do tego głaszczą po głowie, bo jesteś w końcu taka biedna! Może ja żyję w innym świecie, ale czy nie lepiej po prostu się ogarnąć i udowodnić sobie samej i całemu światu, że stać cię na więcej?
Pozwólcie, że wrócę na chwilę do stalkingu. A tak, ciągłego obserwowania moich profili w Internecie. Okej, wrzucam wszelkie zdjęcia i posty ze świadomością, że może je zobaczyć każdy. Ile razy chce. Jednak w momencie, kiedy dowiaduję się, że trzy lata temu napisałam „uwielbiam facetów w szarych bluzach” zaczynam się bać. Trzy lata w kategorii social media to lata świetlne. Potem doszły fałszywe konta, a raczej hejt który z nich płynął. I może powinnam się przyzwyczaić, odpuścić, zrozumieć… Trudno mi jednak zrozumieć, jak można robić coś takiego drugiej kobiecie. Okej, możesz mnie nienawidzić. Ale przynajmniej zacznij żyć własnym życiem.
Drogie Kobietki! Mam do was prośbę. Kiedy następnym razem będziecie chciały wyrzucić wiadro pomyj na inną dziewczynę, której czegoś zazdrościcie… zastanówcie się dwa razy. A nawet trzy! Madonna zamiast niszczyć Britney postanowiła zostać jej przyjaciółką. I obie dobrze na tym wyszły.