Jak bardzo jesteśmy tym, co dostaliśmy od innych… Mój tata miał swoje zasady. Powtarzał mi: „Dopóki w szkole niczego nie zawalasz, ufam ci”. Mówił też dużo o zaufaniu, które tak ważne, a tak bardzo łatwo stracić. Nie ma go już ponad sześć lat, a do mnie zaczyna docierać, jak wiele lekcji mi dał, jak wiele nauczył. Nie podziękuję mu już, nie powiem: „Kurde, tato, rozumiem”. Mogę tylko to w sobie pielęgnować, nazywać i mówić, że to dzięki niemu.
Dlatego dzisiaj dziękuję mojemu tacie za to:
– że nauczył mnie, że tylko ciężką pracą można coś osiągnąć
On pracował, ciężko. Nie odpuszczał nigdy. Choćby się waliło i paliło szedł do pracy, do swojej firmy, której, gdyby nie otworzył o stałej godzinie nikt nie miałby do niego pretensji. Tylko on sam do siebie. Ta ciężka praca to moje przekleństwo i błogosławieństwo. Bo z jednej strony wiem, że mało rzeczy przychodzi łatwo, jest nam po prostu danych, a z drugiej sama sobie stawiam wysoko poprzeczkę, żeby zasłużyć na czyjeś uznanie.
– że dzięki niemu, wierzę w siebie, jestem pewna swoich decyzji
Jak często się ze mną nie zgadzał, chciał dla mnie czegoś innego – innych studiów, pewnie nie raz innego chłopaka, innej pracy. Ale nigdy nie powiedział tego głośno, nigdy nie usłyszałam, że to zły wybór, zła decyzja. Wręcz przeciwnie wspierał mnie za każdym razem nie dając odczuć, że się z czymś nie zgadza. Dzięki niemu dzisiaj nie boję się podejmować decyzji i choć jak każdy boję się zmian, to jednak się na nie decyduję, idę do przodu. Bo to on zasiał we mnie pewność, że każdy mój wybór jest moim, pozwolił mi ponosić konsekwencje moich decyzji. I choć nie raz powtarzał, że chciałby, żebym uczyła się na jego błędach, nie na swoich, to te błędy pozwalał mi popełniać. A ja wiedziałam, że czego bym nie zrobiła, on zawsze będzie obok. Dziś wiem, że to się nazywa miłość bezwarunkowa.
– że nauczył mnie cenić swoją wartość
To jest takie dziwne, że musi tak wiele lat upłynąć by te lekcje wyniesione z czasów szkoły średniej do ciebie dotarły. Tata mówił: „Przede wszystkim szanuj siebie”, ale jego słowa dawniej nie miały dla mnie znaczenia i wiele było momentów, kiedy siebie nie szanowałam i nie pozwalałam, by inni szanowali mnie. A później gdzieś z zakamarków mojej głowy te słowa zaczęły wybrzmiewać głośniej i dosadniej. I dotarło mnie, że jeśli ja nie będę szanować siebie, to nikt inni nie będzie mnie szanować. Że to ja muszę stawiać granice, bo jeśli ja o siebie nie zadbam, to kto to zrobi? Jego słowa kiełkowały bardzo długo, ale teraz rozkwitły i pozwalają patrzeć na siebie innymi oczami. Oczami kogoś, kto ceni siebie i nie wstydzi się myśleć i mówić o sobie dobrze.
– że cenił moją niezależność
Kiedy dziś z drżeniem serca myślę o wypuszczeniu moich synów w dorosłość doceniam to pełne zaufanie, które dostałam od mojego taty. Który mnie nie ograniczał, nie wskazywał kierunków, pozwalał wyjechać połazić po górach, czy pospać w namiocie nad jeziorem. Dał mi wolność, której wtedy nie widziałam i której docenić nie umiałam. Dzisiaj tę samą wolność mogę dawać moim dzieciom, ale też mojemu związkowi, w którym nie jesteśmy dla siebie żadnym ograniczeniem. Ale naukę z tej lekcji wyciągałam bardzo długo.
– że pokazał mi, że mogę być kochana
A to tak ważna lekcja: być kochanym, wiedzieć, że ktoś kocha ciebie taką, jaką jesteś. Że nie musisz być kimś lepszym, kimś innym. Że nie musisz się przebierać i udawać, żeby jedna z najbliższych ci osób cię kochała. Mój tata dał mi to, co powinna otrzymać każda kobieta – bezwarunkową miłość. Nie za coś, nie po coś, bez żadnego ale i pytania dlaczego. To w oczach tego pierwszego spotkanego w naszym życiu mężczyzny się przeglądamy. Ja miałam szczęście przejrzeć się w oczach kogoś, kto mnie kochał bezwarunkowo, co nie znaczy, że bezkrytycznie. I to też było ważne.
– że cieszył się z moich sukcesów
Choćby tych najdrobniejszych, bo teraz ja umiem się z nich cieszyć, doceniać wszystko to, co mi się uda osiągnąć. I nie czekam na fajerwerki, na to, że ktoś to zauważy. Nie jest mi to do niczego niepotrzebne, przełamuję swoje słabości, uczę się nowych rzeczy, idę krok po kroku dalej nie pozwalając uciec szansom. I jestem cierpliwa, tak jak on, wiem, że nic nie przyjdzie od razu, że czasami na efekty trzeba zaczekać.
– że pozwalał mi na błędy
Bo teraz ja nie załamuję rąk, gdy je popełniam. Nie myślę źle o sobie, gdy się zdarzą, bo wiem, że są wpisane w naszą drogę. Że naprawdę błędów nie popełnia ten, co nic nie robi, kto rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu i tylko z tej perspektywy obserwuje życie. Wiem, że nie jestem doskonała i nic chcę być idealna. Idealność to nuda, czerpanie z tego, co podsuwa nam życie jest ciekawsze. I wolę smakować, próbować i sparzyć się, wstydzić, niż żyć obok w gorsecie perfekcyjności i strachu, że jednak ktoś odkryje, że to tylko poza, że taka naprawdę nie jestem.
Dzisiaj myślę, że byłby ze mnie dumny. Czasami myślę sobie, co on by powiedział, jakby zareagował. I kiedy uśmiecham się do siebie, wiem, że idą dobrą drogą, nawet jeśli tą, której on by nie popierał.